Witam :)
Oto rozdział 3. Znowu krótki, ale to dlatego, że miałam mało czasu. Pisałam go fragmentami na matmie i historii ;)
Zapraszam do czytania. :)
1 Rok Później
Alice zdążyła się już zaprzyjaźnić z wilkiem. Nazwała go
Moony, a wzięło się to od tego, że każdej nocy – niezależnie od tego czy
księżyc był w pełni czy nie – wilk wył do księżyca. Brązowooka domyśla się, że
może za kimś tęsknić lub chce się w ten sposób dogadać z innymi, ale kto może
wiedzieć? Gdy był jeszcze chory, dziewczyna zabijała dla niego kury, aby miał
co jeść. Był on niestety mięsożerny.
Wielkim dla niej dziwieniem było to, że zdrowy już Moony
zamiast odejść – został. Bardzo się z tego ucieszyła, ponieważ zdążyła już się
z nim zaprzyjaźnić. Od tego czasu, wilk zdobywał sobie pożywienie sam. Każdego
dnia wychodził na kilka godzin i wracał już najedzony.
Alice nauczyła się już poruszania po lesie, tak aby przeżyć.
Dobrze wiedziała, że jest tu dużo stworzeń, o których nawet wolała nie myśleć.
Kiedyś już spotkała jedno z nich. Było ogromne, brzydkie i śmierdziało jak
zgniła kapusta. Ale wtedy nie myślała o ich wyglądzie ale o tym, żeby szybko im
uciec. Wiedziała już, że istnieją ich różne gatunki. Przed niektórymi powinno
się uciekać, inne zaś są szybkie ale tępe, więc trzeba się gdzieś schować.
Można tak wymieniać długo.
Oswoiła się już z tym, że jej rodzina została zamordowana.
Jednak dalej pragnęła zemsty. Nie mogła znieść myśli, że gdzieś tam – poza lasem
– żyje sobie spokojnie człowiek, który zrujnował jej życie. Być może jest mu
teraz bardzo wygodnie i przyjemnie – ale już nie długo – pomyślała – jak tylko
zbiorę się w sobie to wyruszę w pogoń za nim. Przeszukam cały las, miasto, kraj, a
nawet i świat, dopóki go nie znajdę i się nie zemszczę.
Na razie nie próbowała opuszczać domu. Nie wiedziałaby jak, a
na pewno już tak szybko go nie odnajdzie. Takie myśli mocno ją przygnębiały. Straciła
jakąkolwiek nadzieję, iż uda jej się znaleźć tego mordercę.
Na razie postanowiła zająć się sobą i swoim zdrowiem
psychicznym. Po woli oswajała się z myślą, że jest sama. Moony dodawał jej sił. Kiedy była załamana i siadała samotnie w różnych kątach domu lub
ogrodu. On wtedy podchodził do niej i kładł pysk na jej kolanach, przypominając
jednocześnie, że nie jest sama. Takie chwile dodawały Alice siły i ładowały ją
nadzieją.
Pracowała właśnie w
ogrodzie. Nagle zaczęły jej się przypominać te okropne sceny z tamtego dnia. Po
jej twarzy zaczęły płynąć słone łzy. Rzuciła nasiona, które trzymała w ręce,
usiadła pod ścianą i oplotła kolana rękami, chowając między nimi głowę. Nie
mogła uwierzyć, że jest taka słaba. Minął już miesiąc, a ona ciągle nie potrafi
się pozbierać po stracie najbliższych i żyć normalnie. Nagle poczuła, że coś ją
lekko trąca w rękę. Powoli, podniosła głowę i ujrzała Mooniego. Uśmiechnęła się
delikatnie i pogłaskała go.
- Dziękuję, – szepnęła –
bardzo mi pomagasz.
Przyłożyła głowę do jego
czoła i przymknęła oczy. Pierwszy raz od jakiegoś czasu się uśmiechnęła.
Siedziała właśnie na białej ławce pośród jabłoni w ogrodzie. Czytała książkę ale tym razem była z kategorii horroru. Opowiadała o grupce nastolatków, którzy wybrali się na spacer. Po jakimś czasie, gdzieś w środku lasu znaleźli stary dom. Oczywiście nie byłoby fabuły gdyby nie weszli do środka z głupoty, ciekawości i chęci „rozerwania się” razem wziętych. Gdy tylko przekroczyli próg domu, drzwi się zatrzasnęły, zamykając w środku nastolatków.
- Ah… mogli tam nie wchodzić – zatrzasnęła z hukiem książkę
– Ludzie nigdy się nie nauczą, że nie wchodzi się do podejrzanych miejsc, - zamyśliła się po czym dodała - a fabuła tej książki jest tak ciekawa jak stara podeszwa.
Pokręciła głową i rozejrzała się. Moony leżał bardzo blisko
niej
wśród jabłoni. Alice uśmiechnęła się, stanęła na palcach i zerwała
czerwone jabłko. Usiadła pod jednym z drzew i zaczęła zajadać. Patrzyła się
przy tym na wilka. Spał sobie spokojnie, co chwila ruszając uszkiem lub
zasłaniając łapą twarz. Po chwili, niechętnie wróciła do lektury i zatraciła się w innym
świecie.
***
- Dobranoc Monny – powiedziała to stawiając miskę przy jego
posłaniu – Do jutra. – Pogłaskała go i wyszła z pokoju.
Skierowała się schodami na górę, wykonała wieczorne
czynności i przebrała się w cienką oraz sięgającą jej do połowy ud, satynową
koszulę nocną. Położyła się do łóżka z zamiarem zaśnięcia. Jednak długo czekała
zanim sen ją zmorzył.
I znowu jest w lesie, oraz
ponownie udaje się w stronę jeziora. Alice znała dobrze ten sen. Śnił jej się
od roku. Za każdym razem szła do jeziora i za każdym razem on tam był, lecz
jeszcze nigdy nie widziała jego twarzy. Jej sen urywał się ciągle na tym
momencie. Tym razem znowu tak było podeszła powoli do chłopaka, a on zaczął się
odwracać. Jakim zdziwieniem dla niej było gdy ujrzała jego twarz. Od razu
zauważyła, że ma przepiękne zielone oczy. Mogłaby tak na nie patrzeć godzinami.
Właśnie otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak w tej chwili usłyszała
dzwonek do drzwi.
Przebudziła się, wstała, założyła szlafrok ( podobnej
długości jakiej była jej koszula nocna) i zaczęła schodzić po schodach. W jej
głowie pojawiła się eksplozja pytań.
Kto to może być?
Nie rozmawiałam z nikim od roku.
Może to ten drań przyszedł mi się podać jak na tacy?
Podeszła do drzwi i powoli je otworzyła. Gdy tylko spojrzała przed siebie, zamarła na widok tego co było po drugiej stronie.
Eh. Strasznie skończyłaś, rozdział cudowny. Nie mogę się doczekać kogo zobaczyła. Eh, niestety muszę czekać. :)
OdpowiedzUsuńHehe tak chamsko co nie? O to mi chodziło :D
UsuńZgadzam się z Zaczarowaną! Jak mogłaś tak skończyć ten rozdział?! Przez cały dzień będę główkowała co było po drugiej stronie :P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://zycie-oczami-wampira.blogspot.com/
Świetny rozdział! W słabym miejscu skończyłaś, ale tak, czy tak rozdział boski. Jestem ogromnie ciekawa - kto to był? Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń