Alice siedziała na swojej warcie i
patrzyła smutno w las. Chociaż trudno było nazwać to tylko lasem. Drzewa rosły
praktycznie jedno obok drugiego, a ich obszerne korzenie zapełniały resztę
wolnego miejsca. Po wczorajszym deszczu nie było śladu. Przez gęste korony drzew
padały promienie słońca, ocieplając wnętrze jaskini. Dziewczyna nie była pewna,
czy na prawdę jest pusta. Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Mattem.
Alice nie mogła spać. Kiedy tylko
zamykała oczy w jej umyśle pojawiała się wizja , w której płacze nad nieżywym
Moonym. Postanowiła zmienić przyjaciela na nocnej straży, wiedziała, że i tak
tam przysypiał, kiedy wyszła z jaskini, aby poszukać wilka pod swoją drugą
postacią. Nie wiedziała, czy chce aby Matt się dowiedział o tym, iż potrafi
zamieniać się kruka. Nawet jej rodzina o tym nie wiedziała.
Wyszła z namiotu i tak jak się
spodziewała, ujrzała swojego przyjaciela drzemiącego słodko z lekko uchyloną
buzią. Podeszła do niego i lekko szturchnęła - nic - ponowiła czynność trochę
mocniej - wciąż brak skutków - w końcu zirytowana popchnęła go z całej siły
tak, że chłopak przeturlał się około pięciu metrów. Otworzył szybko oczy i
podniósł się w zaskakująco szybkim tempie, jednak kiedy zorientował się, że
obudziła go Alice, jego twarz z miny "gotowość do boju" zmieniła się
na " co Ci zrobiłem Ty zła dziewczyno?"
-Co się dzieje? - zapytał - czemu
mnie obudziłaś?
- Wiesz wydawało mi się, że miałeś
czuwać, czy nikt nie idzie w naszą stronę, a nie sobie słodko pochrapywać.
Przez ten hałas nie mogłam zasnąć - spojrzała się na niego z rozbawionym u
śmiechem widząc, że na jego twarzy teraz widnieje zmieszanie.
- Hej ja wcale nie chrapię! -
zaperzył się - A co do zaśnięcia to bardzo Cię przepraszam, - dodał - po prostu
jestem już bardzo...
- Zmęczony, wiem. - przerwała mu
dziewczyna - Dlatego chciałam Cię zamienić.
- Co? Przecież zmieniasz mnie
dopiero - spojrzał na zegarek - za 2 godziny
- Wiem, ale i tak nie mogę spać. -
Ku zdziwieniu chłopaka usiadła obok przygaszającego ogniska i spojrzała na nie
smutno.
- Myślisz o nim prawda?
- Tak. - westchnęła i spojrzała
chłopakowi w oczy - Od dnia, w którym go spotkałam nawiązaliśmy więź, która
teraz się przecięła. Czuję, że on żyje rozumiesz? - jej oczy w tym momencie
były wypełnione łzami - Mimo to, ciągle mam wrażenie, że przepadł i już go nie
zobaczę. - chłopak usiadł przy niej i objął ją ramieniem.
- Słuchaj - rzekł patrząc jej prosto
w oczy - Nawet jeśli go już nie zobaczymy, nie możesz się znowu załamywać. To
jest wilk do jasnej cholery! Przecież da sobie radę w lesie.
- A co jeśli nie? Co jeśli, on już
nie żyje, albo jest bliski śmierci? Nie zniosłabym widoku jego roztrzaskanego i
zakrwawionego ciała. Już dość się tego naoglądałam. Dość już bliskich mi
zginęło, teraz nie chcę stracić jeszcze Mooniego i Ciebie. Z tego dołu już bym
nie dała rady wyjść. - wypłakiwała się w jego ramie i wyrzucała swoje obawy i
zmartwienia, a on - czekał. Cierpliwie czekał, aż Alice odczuje ulgę i się
trochę uspokoi. Po paru minutach szloch i drżenia ustały, a dziewczyna
oddychała już miarowo.
- Przepraszam - szepnęła tak cicho,
że ledwo ją usłyszał - nie chciałam się znowu rozklejać, ja po prostu...
- Ciii... - uciszył ją i zaczął
głaskać delikatnie jej głowę - Nie musisz przepraszać za łzy. To nic złego.
Wiem, ze jesteś bardzo silna i nie poddasz się, mimo tylu wylanych łez. -
uśmiechnął się do niej pocieszająco. Alice lekko to odwzajemniła. - Wiesz w
tych chwilach kiedy jeszcze nie spałem, to myślałem trochę nad tym, co teraz
zrobimy i ...
-Myślałeś? - zapytała, z udawanym
zdziwieniem - Wydawało mi się, że decyzje podejmujesz pochopnie, nawet się nad
tym nie zastanawiając. - chłopak spojrzał na nią z oburzeniem, ale za chwilę
chytry uśmieszek wpełzł na jego usta.
- Czyli poprawiasz sobie humor,
żartując z przyjaciół, którzy się o Ciebie troszczą i martwią tak?
- No oczywiście, Ty jesteś dla mnie
najciekawszym obiektem do takich żartów. - uśmiechnęła się pięknie i uchyliła w
ostatnim momencie przed lecącą poduszką, na której Matt opierał głowę podczas
snu.
- Dlaczego musisz być taka wredna?
- Jestem wredna tylko dla tych
którzy mnie lubią.
- To tak mi się odpłacasz za miłe
słowa kierowane pod Twoim adresem, w celu pocieszenia Ciebie?
- Oczywiście, tak okazuje ludziom
wdzięczność. – Wyszczerzyła do niego zęby po czym spoważniała – Może kontynuuj o
czym tak intensywnie myślałeś?
- Pomyślałem sobie, że to miejsce
jest dość bezpieczne, więc możemy zatrzymać się tu na kilka dni, a Moony może
będzie się kręcił gdzieś w tej okolicy. – Alice rzuciła się na niego jak stary dziadek na suchary, zgniatając go z siłą zaawansowanego zapaśnika –
Dobrze.już.możesz.mnie.wypuścić. – wydukał Matt.
Speszona dziewczyna puściła go
natychmiast.
-Przepraszam – mruknęła obserwując,
jak rozmasowuje sobie klatkę piersiową i barki.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się
do niej delikatnie. - Chyba jestem cały. - Na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Po chwili złapał się za pośladki, jednak (za pewne zauważając, że ma je na miejscu) westchnął z ulgą, po czym uśmiechnął się do niej widząc, iż dziewczyna pokłada się ze śmiechu.
- Dobrze to może idź już spać, a ja
teraz sobie tu po siedzę. - Rzekła, kiedy już się trochę uspokoiła.
Chłopak zgodził się od razu,
ponieważ nie czuł już ani jednego mięśnia, powiedział dobranoc uścisnął ją
krótko i wpełzł do namiotu. Alice jeszcze przez chwilę patrzyła w miejsce,
w którym zniknął Matt, po czym dodała drewna do ogniska i oparła się o ścianę,
pogrążając się w myślach.
Uśmiechnęła
się na wspomnienie tej rozmowy, po czym znowu spoważniała. Ciągle nie mogła
pozbyć się wrażenia, że ktoś im się przygląda. Co chwilę rozglądała się
dookoła.
Matt już
dawno się obudził, jednak wiedział, że Alice nie będzie chciała iść spać.
Postanowił wyjść z drugiej strony namiotu i usiąść w cieniu jaskini. Przyglądał
się jej już dobre pół godziny. Nie wiedział dlaczego tak jest, ale przyciągała
go swoją tajemniczością i skrytością. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej
dziewczyny, a mieszkał wcześniej w mieście, więc tam ich nie brakowało. Bardzo
się od nich różniła. Jedna z jego dawnych koleżanek – Laura – ciągle gadała o
ciuchach i makijażu. Kiedy przechodził obok jakichś innych słyszał, że
rozmawiają na temat pary siedzącej na ławce w cieniu. Oceniały w skali
od jednego do dziesięciu jak do siebie pasują. –Żałosne – pomyślał. Jeszcze z
żadną dziewczyną nie związał się tak bardzo jak z Alice. Uwielbiał się z nią
sprzeczać. Nie wiedział dlaczego, ale jakoś bardzo polubił to jak jej policzki
robią się wtedy całe czerwone, a sama ona zaczyna wtedy się lekko trząść. Do tego jej twarz wygląda jak u dziecka, któremu ktoś zabrał cukierka, a w oczach szaleją gniewne ogniki. Zastanawiał się nad tym czy uda im się opuścić ten las. Kiedy do niego wchodził
nawet nie pomyślał o tym, że to może być pułapka bez wyjścia. Ciekawiło, go też
co z jego kumplami Jamesem i Tomem. Bardzo ich lubił i byli świetnymi kumplami,
z tego co pamiętał to kiedy zaczęli uciekać przed potworem musieli się
rozdzielić i tyle ich widział. Westchnął na tyle cicho, alby Alice tego nie
usłyszała i znowu wbił w nią swoje spojrzenie. Dziewczyna już kilka razy się
odwracała i patrzyła w miejsce gdzie on siedział, jednak nie było szans, aby go
widziała.. Matt już dawno zauważył, że jest bardzo piękna. Spojrzał na jej
włosy zastanawiając się jak bardzo są miękkie, albo czy… zaraz. Stop! To jego
przyjaciółka, nie może myśleć o niej w ten sposób. Pomyślał, że ta dziewczyna
teraz za dużo płacze. Musi coś zrobić, aby ją rozbawić. Zasłużyła na to, aby
być szczęśliwa. Jakby w rozpaczy poszukując czegoś odpowiedniego przeniósł
wzrok za siebie i o mało nie krzyknął z radości. Tam, gdzie - jak myśleli –
miał być koniec jaskini, teraz chłopak dostrzegł, całkiem spory tunel
porośnięty lianami i bluszczem, a na jego końcu delikatne światło. Szybko podniósł
się z miejsca i ruszył samotnie wzdłuż tunelu, aby zbadać co jest na końcu. - Idę przez tunel w stronę światła. - pomyślał, po czym uśmiechnął się do siebie. Nie
chciał mówić o tym Alice, ponieważ gdyby okazało się, że na końcu nic nie ma,
nie mógłby znieść jej zawiedzionej miny.
Ruszył po
woli w stronę światła, nie czuł się pewnie, gdyż nie miał pojęcia czy na końcu
tego tunelu nie znajdzie właściciela tej jaskini. Jednak szedł dalej nie
zatrzymując się. W pewnej chwili poczuł woń kwiatów. Przyspieszył nieznacznie i
zaraz potem usłyszał szum wody. Spostrzegł już, że nad przejściem wyrosły
liany, które zasłaniały dostęp do światła, jednak jedno delikatne rozsunięcie i
jego oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok. W porównaniu do lasu
znajdującego się z drugiej strony góry, to miejsce było zupełnie inne. Było prawie jak wyrwane z magicznej krainy. Góry wznosiły się dookoła całkiem
sporego terytorium. Z jednej z nich spływał wodospad czystej jak łza wody,
prosto do nie małego jeziora. Dookoła niego rosło bardzo dużo kwiatów, a ich
woń mieszała się, tworząc bardzo przyjemny zapach. Bliżej gór rosły gęsto
drzewa, jednak było ich znacznie mniej niż po drugiej stronie. Rozglądał się
jeszcze i szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy ujrzał pełno bardzo
grubych lian zwisających z drzew. O takie miejsce mu chodziło. Takie, w którym
będą mogli się trochę rozerwać i zapomnieć o tak trudnej dla nich sytuacji. Nie
myśląc więcej ruszył biegiem w stronę dziewczyny, jednak gdy tylko ją ujrzał zamarł.
Patrzył właśnie na słodko drzemiącego aniołka. Na ustach błąkał się delikatny
uśmiech, a na twarz opadało kilka niesfornych loczków. Całą siłą woli
powstrzymał się, aby nie zgarnąć ich jej za ucho, więc szturchnął ją lekko w ramię.
Jednak ona – w porównaniu do niego – natychmiast otworzyła oczy i spojrzała na
niego pytająco.
-
Przepraszam, że Cię budzę, ale musisz coś zobaczyć. – dziewczyna tylko
przekręciła się na drugą stronę i mruknęła.
- A to
nie może zaczekać? Dopiero teraz po nocy pełnej przemyśleń udało mi się zasnąć.
- Uwierz
mi, że nie może – odwrócił ją tak, aby patrzyli sobie w oczy – znalazłem
cudowne miejsce, w którym możemy trochę pobyć, dopóki nie wyruszymy ponownie.
Ale
dziewczyna już go nie słuchała, gdyż z jego spojrzenia wyczytała, że jest tym
naprawdę przejęty. Wstała szybko, czując jak opuszcza ją senność, a wzbiera w
niej ciekawość.
- Dobrze
prowadź, bo ja nie mam pojęcia, gdzie to jest. – Ledwo dokończyła zdanie, a już
była w połowie tunelu, którego ona wcześniej nie zauważyła.
Kiedy przebili się przez ścianę
bluszczu, dziewczyna wydała zduszony okrzyk zachwytu. Tak pięknego miejsca nie
widziała od kiedy znalazła swój sekretny azyl za wodospadem. Spostrzegając
jezioro, a przy nim długą i grubą lianę, rzuciła się ku niej biegiem, chwyciła
ją w obie dłonie i odbiła się od ziemi. Puściła się jej, gdy była w okolicach
środka zbiornika i wpadła do wody tworząc fale na – jak dotąd – nie tkniętej
tafli jeziora, powodując, że spokojnie dryfujące na niej łabędzie odleciały na
ląd. Ruchem dłoni zachęciła chłopaka, by zrobił to samo. Już po chwili znalazł
się obok niej robiąc jeszcze większy hałas. Alice spojrzała w dół i zdziwiła
się widząc, że woda w jeziorze, jest błękitna. Jednak nie dane było jej długo
nad tym dumać, gdyż pan WieczneDziecko postanowił zabawić się w to kto pierwszy
kogo utopii. Skakali na siebie co chwilę, próbują przytrzymać się nawzajem pod
wodą. Później nadszedł czas chlapania. Okładali się nawzajem wodą, nie
zwracając uwagi za zgorszone ptaki, które patrzyły na nich z wyrzutem, że
wyrwali je z codziennej monotonii. W końcu zmęczeni doczołgali się jakoś do
brzegu i rozsiedli się na łące pełnej kwiatów. Rozmawiali przez chwilę
beztrosko, jednak po chwili rozległ się okrzyk, na który jak na komendę
poderwali się z miejsc. Odwrócili się do miejsca, z którego doszedł do nich
dźwięk, Matt objął Alice ramieniem, ponieważ poczuł, że się wystraszyła,
spojrzeli na dwoje ludzi trzymających w dłoniach broń wycelowaną w nich. Dziewczyna
była bardzo przerażona, gdy zobaczyła, że obok nich leżą ich plecaki.
Zielonooki zaklął zapewne zauważając to samo co ona. Jak mógł zapomnieć o tym,
żeby chociaż zabrać ze sobą swoje rzeczy. Teraz czuł się strasznie bezbronny. Objął Alice szczelniej sprawiając wrażenie jakby chciał ją całą zasłonić swoim ciałem.
Jednak spojrzał na nowych osobników i chwilę później starał się pozbierać swoją
szczękę z ziemi.
- James? –
zapytał chłopaka, który miał taką samą minę co on.
- Matt?
I oto rozdział 8. Mam
nadzieję, że wam się spodoba. Rozdział mi się całkiem
podoba, w każdym razie nie jest najgorszy. Zapraszam do czytania i
komentowania.
Moony :*
Świetny rozdział *_* pisz dalej nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ;)
OdpowiedzUsuń~Z.
Jej *.* Dobrze wiedzieć, że moje wypociny podobają się chociaż jednej osobie :)
UsuńChociaz jeden powiadasz? Wiesz doskonale co napisze, SUPER, ale znowu przerwalas w takim momencie, niech cię szlak, czekam na wiecej.
OdpowiedzUsuńAnka :)
No dobra może jest waS więcej. Na prawdę dziękuję wam za miłe słowa. Rozdział będzie dzisiaj. A jak nie, to jutro :)
Usuńno to czekam :D i nie ma :)
Usuńzajebiste, pisz dalej, masz następnego fana, wpadam w trans :) dobrze ci idzie dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuń