Było wcześnie rano. Poranne promyki
słońca przebijały się przez korony drzew i oświetlały wszystko co napotkały na
swojej drodze. Zwierzęta budziły się i
wychodziły ze swoich norek, aby zacząć kolejny zwykły dzień. Dla Alice nie był
on taki beztroski. Siedziała właśnie na parapecie i przyglądała się jak
odchodzi jej najlepszy przyjaciel, którego nie będzie miała już okazji
zobaczyć. Ciągle zastanawiała się czy nie popełniła błędu i czy nie będzie tego
żałować. Nie mogła stąd odejść, nie potrafiła. Westchnęła i pomachała Mattowi,
który właśnie patrzył się na nią smutnymi oczami. Odmachał jej, odwrócił się i
poszedł przed siebie.
To koniec – pomyślała – teraz już nie
ma odwrotu. Nie opuszczę domu moich rodziców. Jestem zbyt wielkim tchórzem.
Owszem chcę się zemścić, ale tak naprawdę nie rozstałam się jeszcze ze swoimi
rodzicami. Nie zostawiłabym ich.
Kiedy chłopiec zniknął jej z oczu, pozwoliła
aby po jej policzku spłynęła łza. Później następna i kolejna. Po jakimś czasie
zaczęła cicho szlochać. Obudzony tym dźwiękiem Moony, przyszedł do niej w trybie
natychmiastowym. Przycupnął obok niej i położył jej pysk na kolanach jak to
miał w zwyczaju. Alice uśmiechnęła się przez łzy.
- Cieszę się, że Cię mam. – powiedziała łamiącym
się głosem – Teraz tylko Ty mi zostałeś. – mówiła dalej głaszcząc wilka. Ten gdy
usłyszał jej głos podniósł się i otarł głowę o jej szyję. Dziewczyna zamarła.
Jeszcze nigdy nie zrobił czegoś takiego. Przytuliła się do niego na chwilę, ale
po paru minutach wstała mówiąc.
- Muszę się wypakować.
Podeszła do plecaka i otworzyła go.
Wyciągnęła z niego wodę, ubrania na zmianę i nagle jej dłoń natrafiła na coś w
rodzaju książki. Dziewczyna zamarła gdy przypomniała sobie co znalazła na poddaszu.
Wyciągnęła właśnie pamiętnik swojej mamy. Szybko podeszła ponownie do parapetu
i usiadła na nim. Otworzyła go i zaczęła czytać. Czuła się przy tym cudownie.
Jej rodzicielka opisywała na początku swoje życie w mieście. Po opisach różnych
miejsc Alice mogła już sobie wyobrazić jak ono wygląda. Jednak później
natrafiła na rozdział, który ją bardzo zainteresował.
Drogi pamiętniku.
Dzisiaj byłam na mieście z Liz. Poszłyśmy na zakupy trochę
poszaleć, bo wiesz w końcu ile ostatnio miałyśmy stresu. Egzaminy, nowa szkoła
rodzinne kłótnie. Ah… mogłabym wyliczać wszystko z tydzień. Dostałyśmy od rodziców
kieszonkowe, więc postanowiłyśmy trochę zaszaleć. Wyruszyłyśmy na podbój galerii
i kupiłyśmy mnóstwo rzeczy. Później odniosłyśmy torby i wyszłyśmy na lody.
Poszłyśmy do tej lodziarni na rogu. Często tam chodzimy, bo jest tam dobry towar
i do tego świetnie się tam czujemy. Pomieszczenie jest w kształcie półkola, a wszędzie
dookoła jest pełno takich ładnych okrągłych stolików. Lodziarnia jest w
kolorach fioletowo – zielonych. Zamówiłyśmy po dwóch kulkach. Ja wzięłam
czekoladowe i toffi, a Liz jagodowe i jabłkowe. Gdy skończyłyśmy jeść poszłyśmy
jeszcze do parku na spacer. Chodziłyśmy tak trochę, aż się zmęczyłyśmy i
postanowiłyśmy usiąść na ławce przy fontannie. Długo rozmawiałyśmy o wszystkim
i o niczym jak to z przyjaciółką. Za to ją uwielbiam. Pogoda tego dnia była bardzo ładna.
Słońce świeciło, a na twarzy można było poczuć powiew ciepłego letniego wiatru.
Uwielbiam to uczucie. Przy fontannie bawiły się jakieś dzieci rozchlapując wodę
dookoła. W oddali widniał przystanek autobusowy. Nagle przypomniało mi się, że
jeszcze nie wiem, o której przyjeżdża autobus. Powiadomiłam Liz, iż za chwilę
wrócę i zaczęłam iść w stronę przystanku. Byłam tym tak przejęta, że nie
zauważyłam kiedy weszłam w kałużę zrobioną przez dzieci. Zachwiałam się
niebezpiecznie i już zamknęłam oczy czekając na upadek jednak nic takiego się
nie wydarzyło. Powoli je uchyliłam i zdałam sobie sprawę, że wiszę parę
centymetrów nad ziemią i znajduję się w czyichś ramionach. Z pomocą
nieznajomego podniosłam się, wyprostowałam i spojrzałam na swojego wybawcę. ( o
matko jak to brzmi XD ) Przede mną stał wysoki, niebieskooki blondyn. Nie można
było zauważyć, że jest bardzo przystojny. Zapytał się czy wszystko porządku i
się przedstawił. Ma na imię Marek. Zaproponował mi czy się przejdziemy, jednak
musiałam odmówić, ponieważ byłam na spacerze z Liz. Wymieniliśmy się numerami i
powiedział, że jeśli będę chciała się z nim spotkać to mam się nie wahać i
zadzwonić. Już się nie mogę doczekać spotkania! Wydaje się być miły i jest
słodki. Chciałabym go lepiej poznać.
Alice uśmiechnęła się do siebie i
czytała kolejne wpisy.
Nie mogę w to uwierzyć zadzwoniłam do niego! Powiedział, że
chętnie się ze mną spotka i zaproponował kino. Poszliśmy razem na komedię,
bardzo fajną niestety nie pamiętam tytułu. Na początku nie wiedziałam o czym z
nim rozmawiać, ale kiedy już zaczęłam jakiś temat to rozmowa była tak ożywiona,
że ludzie nas ciągle uciszali. Oczywiście zaczęła się od omawiania postaci
filmu np. O ten to ma ciężko. Gdzie nie wyjdzie tak jakaś katastrofa. Po filmie
poszliśmy razem do parku i chodziliśmy po nim tak z godzinę. Rozmawialiśmy o
swoich zainteresowaniach itp. W końcu każdy musi się jakoś na początku
zapoznać, więc zadawaliśmy sobie mnóstwo pytań. Na koniec Marek odprowadził mnie
pod sam dom i na koniec uwaga… DAŁ MI BUZIAKA W POLICZEK! Tak się zarumieniłam,
że chyba nawet pomidory nie są takie czerwone. Powiedział jeszcze „Do
zobaczenia”. Czyli się jeszcze zobaczymy! Przez resztę wieczoru skakałam jak
głupia po łóżku, ale opanowałam się, aby to napisać. Nie mogę się już doczekać
kiedy go zobaczę.
Alice nie mogła przestać się uśmiechać. Właśnie czyta historię jej rodziców, dowiedziała się właśnie jak się poznali. Wróciła do lektury świdrując oczami od lewej do prawej. Nieraz się uśmiechała, a czasami robiła się smutna.
Drogi pamiętniku.
Liz robi się coraz dziwniejsza. Nie chce się ze mną widywać
ani nawet rozmawiać. Nie wiem co zrobiłam źle. Może to dlatego, że spędzam więcej
czasu z Markiem niż z nią. O matko! Na pewno o to chodzi! Jutro do niej pójdę,
przeproszę i wyjaśnię. Tak zrobię! I będę poświęcać jej więcej czasu.
Drogi pamiętniku!
Liz zaginęła! Poszłam dzisiaj do jej domu, ale jej mama
powiedziała mi, że wyszła wczoraj i nie wróciła. Boję się, że to przeze mnie.
Zdradziła mi też, że gdy wychodziła – była przygnębiona. Mam zamiar odwiedzić
wszystkie miejsca, które uwielbiała, ale były daleko od miasta. Marek
powiedział, że mi pomoże. Dobrze, że mam takiego chłopaka. Jest kochany i
zawsze mi pomaga.
Drogi pamiętniku!
Znaleźliśmy Liz. Była w lesie, który znajduje się kilka
kilometrów od miasta. On jest strasznie duży i mało kto go zna i potrafi z
niego wyjść. Liz nie była daleko. Już kiedy staliśmy na jego skraju słyszeliśmy
jej wołanie o pomoc i krzyki jakiegoś faceta, że i tak nikt jej nie usłyszy,
ale chyba się przecenił. Szybko znaleźliśmy Liz idąc za jej głosem. Znajdowała
się na dużym drzewie, na które widocznie ten chory psychicznie facet nie potrafił
wejść. Był przysadzisty, a w ręku trzymał szpadel. Wstrzymałam na chwilę
oddech, ale zauważyłam, że Marek trzyma w ręku broń. Szepnął mi, że wziął na
wszelki wypadek i nie będzie go chciał zabić tylko postrzelić. To mnie
uspokoiło. Pocałował mnie jeszcze w policzek i podszedł bliżej, a ja zaraz za
nim. Liz nas chyba zobaczyła i przestała już wołać. Marek strzelił w doskonale
wymierzony cel, a mianowicie – ramię oprawcy. Ten odwrócił się i widząc nas zaczął uciekać. Widocznie Usłyszeliśmy jeszcze jego krzyk:
-
Zapłacicie mi za to! Ta suka też!
I
tyle go widzieliśmy. Pomogliśmy Liz zejść i wracając do domu opowiedziała nam,
że idąc wieczorem na spacer zagapiła się i zawołała taksówkę, w której siedział
ten facet, ale na początku nie wiedziała kim jest, więc wsiadła i powiedziała mu
adres. Jednak nie bardzo ufa ludziom i podała fałszywy – taki, który znajduje
się blisko jej domu, aby mogła wrócić. Jednak on nie zamierzał jej tam zawieźć.
Zamknął wszystkie drzwi i wywiózł ją do tego lasu. Kiedy jej otworzył próbowała
uciec, jednak on od razu ją związał. Strasznie się bała. Przywiązał ją do
dużego drzewa i sobie poszedł jednak obiecał, że wróci. Liz znalazła coś ostrego
i zaczęła przecinać tym liny. Gdy się jej udało usłyszała kroki, więc wspięła
się szybko na drzewo, do którego była przywiązana. Czekała tak, aż się w końcu
pojawiliśmy. Po całej opowieści była strasznie roztrzęsiona. Obiecałam jej, że
będę spędzać z nią więcej czasu i nie dopuszczę do takiej sytuacji już NIGDY! Nie
wiem co bym zrobiła bez Liz. Jest dla mnie jak siostra. Poświęciłabym życie
gdyby to ocaliło jej. Jednak boję się tego faceta. On chyba naprawdę będzie
chciał się zemścić.
Alice zamurowało. Kiedy to
czytała łzy płynęły jej obficie, jednak gdy doszła do ostatnich linijek
„
On chyba naprawdę będzie chciał się zemścić”
I się zemścił. – pomyślała – Dopiął swego i pozabijał wszystkich. Przez te kilka zdań powróciła chęć zemsty.
Nie miała pojęcia, że on nachodził ich także wcześniej. I ten fragment.
„Nie
wiem co bym zrobiła bez Liz. Jest dla mnie jak siostra. Poświęciłabym życie
gdyby to ocaliło jej.”
Mama ją naprawdę kochała.
Była jej przyjaciółką na dobre i złe. Taką prawdziwą. I pomagała zawsze jej
pomagała. Ta sytuacja przypominała trochę ją i Matta. Naprawdę go polubiła, był
jej jedynym ludzkim przyjacielem. A kiedy potrzebował pomocy to go zostawiła.
Tylko dlatego, że nie chcę opuścić domu i grobów rodziców. Chęć zemsty
połączyło się z jej przyjaźnią z Mattem i już wiedziała co zrobić. Wyjrzała
przez okno i stwierdziła, że minęło pół dnia. Wstała szybko z parapetu i
zaczęła się znowu pakować. W myślach miała swoją ostatnią rozmowę z chłopakiem.
Stali
na progu jej domu i się żegnali.
-
Pamiętaj, – powiedział zielonooki – że jeśli będziesz chciała mnie znaleźć będę
szedł tak jak się umówiliśmy. Najpierw prosto przed siebie, ale kiedy coś się
wydarzy będę zmieniał kierunki. – patrzył na nią smutnym wzrokiem. Kiedy zauważył,
że z oczu wypływają pierwsze łzy chwycił ją za podbródek tak, aby na niego
spojrzała - Mam do Ciebie prośbę.
-
Jaką? – zapytała dziewczyna łamiącym się głosem
-
Nie zapomnij o mnie dobrze? – widząc, że dziewczyna kiwa głową mówił dalej –
Jesteś ważnym rozdziałem w moim życiu. Moją pierwszą przyjaciółką. Ja nigdy o Tobie
nie zapomnę i mam nadzieję, że Ty o mnie też.
-
Jak mogłabym zapomnieć o kimś kto dał mi tyle nadziei w trudnych chwilach?
-
To dobrze. – uśmiechnął się nieznacznie – Szkoda, że ze mną nie idziesz.
Pokazałbym Ci najpiękniejsze miejsca w naszym mieście.
-
Mi też jest przykro, ale rozumiesz. Nie mogę. Nie potrafię.
-
Tak, rozumiem. – Po tych słowach przytulił ją. – Żegnaj.
-
Żegnaj. – puścili swoje ręce i Matt odszedł, a dziewczyna pobiegła na górę i
usiadła na parapecie, aby go lepiej widzieć.
No tak. Muszę iść ciągle
prosto. Mam nadzieję, że nic go nie zmusiło do zmiany trasy. Wzięła plecak i
zeszła na dół gdzie zastała Mooniego patrzącego na nią pytająco.
- Słuchaj zmieniłam zdanie –
powiedziała z uśmiechem na twarzy – muszę pomóc Mattowi w wydostaniu się z lasu
i wydaje mi się, że czeka na mnie całkiem słodka zemsta.
Pogłaskała go i razem
wyszli na zewnątrz.
- Wiedziałam, że tak
będzie. – rzekła patrząc na mokrą glebę – no ale nie możemy się poddać. Już i
tak będziemy musieli biec, aby go dogonić.
Ruszajmy.
Po tych słowach przepuściła
wilka i zamknęła drzwi. Oboje puścili się biegiem przed siebie. Po kilku
minutach deszcz zmoczył ją całą, a plecak strasznie jej ciążył. Jednak nie
zwalniała tempa ani przez chwilę. Ciągle rozglądała się dookoła, ponieważ
dobrze wiedziała, że w tym lesie jest pełno potworów, które na pewno gdzieś na
nią czyhają, a do tego podejrzewała jeszcze, iż skoro ten psychopata był w tej puszczy jakieś trzydzieści lat temu, to pewnie gdzieś się w nim ukrywa. To było
coś w rodzaju przeczucia. Po prawie godzinie biegu trochę zwolniła, zaczynało
jej brakować sił. W pewnej chwili się zatrzymała, ponieważ ujrzała pod drzewem
jakąś postać. Nie wiedziała czy to akurat Matt, ale postanowiła się jednak
przybliżyć. -„Bez ryzyka nie ma zabawy”- tak mawiał jej tata, jednak Alice nie
widziała w tej sytuacji nic zabawnego. Podeszła bliżej tak, że stała od niego
może z pięć metrów. Teraz nie było wątpliwości. To był Matt. Uszczęśliwiona, że
wreszcie go dogoniła krzyknęła.
- Matt! – chłopak odwrócił
się w stronę głosu i prawie od razu uśmiechnął. Później widok zasłoniła mu
burza brązowych loków.
- Co się stało, że
zmieniłaś zdanie? – zapytał, dalej nie mogąc uwierzyć, że ona właśnie tu stoi i
ściska go jak gdyby nigdy nic.
- Zrozumiałam, że nie mogę
pozwolić, alby strach rządził moim życiem, ale przede wszystkim nie mogłam
zostawić przyjaciela.
Mówiąc to uśmiechnęła się i
ponownie go przytuliła. Nie wiedzieli, że ich szczęście niedługo się skończy,
ani o tym, iż ktoś im się przygląda zza krzaków.
*
To by było na tyle. Rozdział 6. Mam nadzieję, że się spodobał. Postaram się pisać częściej i bardziej regularnie, ale na razie muszę uporządkować sobie jakoś czas, żeby mieć go więcej dla Alice. Liczę na komentarze. Bardzo nie motywują i każdy się dla mnie liczy.
Pozdrawiam :*
Boski *.* zakochałam się . Zwykle jak trafiam na jakiś blog to jest on albo o One Direction ( -,- ) albo o Bieberze ( -,- ) . No czasem są jeszcze jakieś o Harrym Potterze . A ty wymyśliłaś zupełnie inną historię. Przyznam bardzo mnie wciągnęłaś ;D nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
~Kapselek
Cieszę się, że Ci się podoba. Ja głównie czytam blogi o Harrym Potterze, więc postanowiłam coś sama wymyślić. Widzę, że wielu osobom się podoba ale niestety jest mało komentarzy, a one mnie strasznie nakręcają :D
UsuńDziękuję za niego i pozdrawiam :*
noooo...suuuuuper, w końcu, zajebiście mi się podobało znowu, jestem tak nakręcona jak po narkotykach, chce więcej, Marta myśl i pisz, czekam na więcej bo jestem w transie tej historii :)
OdpowiedzUsuńAnka :)
Ciewkay pomysł na historię, ciekawi bohaterowie, ogolnie mi sie bardzo podoba :) Mam nadzieję ze wena cie nie opusci :) jesli miala bys czas to zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://dragon-age-wspomnienia-z-plagi.blogspot.com/ (ff z gry rpg)
http://hp-po-drugiej-stronie.blogspot.com/ (ff z HP)
Pozdrawiam :*
Cieszę się, że Ci się podoba :)
UsuńNa pewno wejdę na Twoje blogi jak będę miała czas.