poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 5: Sekretny azyl



Promienie Słońca wpadły przez okno, prosto na twarz śpiącej Alice wybudzając ją przy tym ze snu. Otworzyła lekko oczy i podniosła się z łóżka z zamiarem porannej kąpieli. Zabrała potrzebne rzeczy i wyszła z pokoju. Podeszła do drzwi po czym je otworzyła.

-Aaaaaaaa – krzyknęła zamykając drzwi – Matt, przepraszam. Nie wiedziałam, że tak wcześnie wstaniesz. Powinnam była zapukać.

- Nic się nie stało. – odpowiedział rozbawionym głosem – Mogłem się zamknąć.

- No dobrze. To ja Ci już nie przeszkadzam. Jeszcze raz przepraszam – Powiedziała i wróciła z powrotem do swojego pokoju.

Rzuciła ubrania na krzesło i roześmiała się. Oczywiście – było jej głupio, ale jednocześnie cała ta sytuacja bardzo ją bawiła. Rzuciła się na łóżko i ponownie zaczęła się śmiać. Przez tą jakże interesującą czynność nie zauważyła kiedy minęło sporo czasu. Jej napad śmiechu przerwał odgłos zamykanych drzwi.

- To aż takie śmieszne? – dziewczyna podskoczyła na dźwięk jego głosu – Prze cały czas było Cię słychać. – Alice spojrzała na niego lekko zawstydzona. Jakim zdziwieniem było dla niej to, że on się uśmiecha.

- Przepraszam – powiedziała rumieniąc się – już dawno nie miałam powodu do śmiechu.

- Rozumiem. – rzekł rozglądając się po pokoju – To Twoi rodzice? – zapytał wskazując na zdjęcia znajdujące się na komodzie.

- Tak – szepnęła- zrobiłam im to zdjęcie w ich 18 rocznicę ślubu – dodała z uśmiechem.
Matt podszedł bliżej i przyjrzał się fotografii. Na zdjęciu było widać parę uśmiechniętych ludzi obejmujących się. Mężczyzna miał blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany był w koszulę w kratę i jeansy. Kobieta stojąca obok niego miała na sobie niebieską sukienkę sięgającą jej do połowy ud. Na ramiona opadały jej czekoladowe loki, a oczy świeciły przyjaźnie tym samym kolorem. W tle było widać piękne jeziorko otoczone lasem.

- Twoja mama była piękna. – powiedział po pewnym czasie – Jesteś do niej strasznie podobna.

- Wszyscy tak mówili – szepnęła wpatrując się w fotografię

- A to? – znów wskazał na jedno ze zdjęć – To jest Twój brat?

- Tak. Miał na imię Max.

Fotografia przedstawiała małego chłopczyka o błękitnych czach i blond włosach. Trzymał w rękach piłkę do „piłki nożnej.” Obok niego stała Alice ubrana w luźną koszulkę i krótkie spodenki.

- Bardzo Ci ich brakuje prawda? – spojrzał na dziewczynę i dostrzegł, że ociera oczy z łez.

- Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo. – Spojrzała na niego smutnym wzrokiem, ale za chwilę się uśmiechnęła. - Dlatego nie spocznę, dopóki nie znajdę i nie zemszczę się na tym gnojku, który im to zrobił. - Na chwilę spoważniała, po czym kontynuowała. - No ale dość już tego, – dodała weselej – idę wziąć prysznic i zrobimy śniadanie ok?

- Dobrze. Do zobaczenia za chwilę – odrzekł i wyszedł.

Alice zabrała potrzebne rzeczy, rzuciła ostatnie spojrzenie na zdjęcia, wyszła z pokoju i skierowała się do łazienki. Pod prysznicem pozwoliła jeszcze żeby z jej oczu spłynęło kilka łez. Ubrała się, delikatnie umalowała i zeszła na dół. Dziś miała na sobie krótkie spodenki i czarną koszulkę.

- Witam ponownie – powitała Matta, który siedział przy stole.

 - Dzień doby – odpowiedział z uśmiechem wstając i podchodząc do niej o kulach. – To co dziś zjemy?

- Wydaje mi się, że jajka – odrzekła zaglądając do lodówki – lubisz jajecznicę?

- Tak. – Powiedział z uśmiechem.

- To usiądź sobie i nie nadwyrężaj nogi, a ja się wszystkim zajmę.
- O nie! – prawie krzyknął z naburmuszoną miną> W tej chwili przypominał dziecko, które wytyka rodzicom, że jest już duże – Myślisz, że skoro mam złamaną nogę to nie będę Ci w niczym pomagał? Powiedz mi lepiej co mam robić.
-No dobrze. – burknęła ze zrezygnowaniem – Skoro tak bardzo chcesz pomóc to wyjmij jajka z lodówki i połóż je w tej misce – powiedziała wskazując na naczynie stojące na blacie.

- Już się robi
Podszedł do lodówki i wyciągnął jajka. Sięgnął do niej co wiązało się z puszczeniem kuli. Spowodowało to straceniem równowagi i zbiciem kilku sztuk.

- Bardzo.Cię.przepraszam – powiedział z grobową miną – myślałem, że dam radę to zrobić.

-Nic się nie stało. – odpowiedziała od razu – jesteś po prostu na chwilę unieruchomiony. Usiądź sobie, a ja zrobię resztę.

- No dobrze. Przepraszam Cię za to. Jestem bezużyteczny.

- Nie mów tak. Noga Ci się niedługo zrośnie, a ja sobie z tym wszystkim poradzę.
Matt grzecznie usiadł a Alice zrobiła śniadanie.

- Proszę bardzo – rzuciła stawiając przed nim talerz parujących jajek – Smacznego.
Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła jeść. Chłopak zrobił to samo. Zapanowała cisza. Obojga to stresowało ale nikt nie zaczął rozmowy. Po skończonym posiłku Alice pozierała naczynia zaczęła zmywać.

- Dzięki za śniadanie – powiedział po chwili.

- Proszę bardzo – odpowiedziała z uśmiechem – chciałbyś dzisiaj się gdzieś przejść czy nie masz jeszcze na to siły?

- Wiesz, – rzekł namyślając się – wydaje mi się, że spacer po lesie pełnym potworów, ze złamaną nogą to chyba lekkie ryzyko. Nie uważasz? – Weszli do salonu i usiedli na kanapie. Alice rozpaliła w kominku.

- Właściwie to masz raję – powiedziała z lekkim uśmiechem drapiąc za uchem Moonyego – ale jak noga będzie zdrowa, to zaprowadzę Cie do moich ulubionych miejsc w tym lesie.

- No…jeżeli nie trafimy na grupę potworów to idę na to.

- Nie martw się. Mieszkam tu już długo,  potrafię odróżnić rodzaje potworów i wiem jak się przed nimi uchronić.

- No dobrze. W takim razie co robisz kiedy nie możesz wyjść z domu albo nie masz co ze sobą zrobić.

- Czytam – odpowiedziała radośnie – mam tutaj dużo książek. Jak chcesz to mogę Ci dać kilka, pójdziemy do ogrodu i poczytamy?

- Świetna myśl. – rzucił wesoło – Bardzo lubię czytać.

- W takim razie jaka kategoria? Akcja, przygodowe, romans, horror...

- Kryminał, jeśli masz oczywiście.- Uśmiechnął się przymilnie

- Dobra to poczekaj chwilę.

Matt obserwował jak dziewczyna podchodzi do regału i wyciąga kilka grubych książek.

- Trzymaj – powiedziała podając mu grubą książkę o brązowej okładce – ta jest całkiem niezła. Resztę zaniosę Ci do pokoju. – Wyszła po czym w zaskakującym tempie wróciła. – To co idziemy?

- Tak chodźmy. – Próbował wstać, ale książka skutecznie mu to uniemożliwiała.

- Dobra, czekaj pomogę Ci – wzięła od niego cegłę (zwaną potocznie książką) i pomogła mu wstać.

- Dzięki. – odpowiedział z wdzięcznością w oczach.

-  Chodźmy już. – powiedziała po chwili.

Wyszli z domu i skierowali się do ogrodu. Zaciekawiony wilk poszedł za nimi, po czym od razu odnalazł swoje ulubione miejsce pod jabłonią. Położył się pod nią i przyglądał parze, która właśnie usiadła na ławce. Każde z nich zaczęło czytać swoją książkę. Alice próbowała się skupić na niej tylko niezależnie od tego jak bardzo próbowała, zaczynała myśleć o czymś zupełnie innym. W jej głowie kłębiło się pełno pytań. W końcu nie wytrzymała i zapytała.

- Ja tam jest?

Matt spojrzał na nią trochę zdziwiony. Na jej twarzy malowała się determinacja.

- Gdzie?

- No tam… - spojrzała się na las – za tymi drzewami. Chodzi o to jak się tam żyje?

- Ah tam. Jest całkiem fajnie. Zaraz obok lasu jest ocean z bardzo wysokimi klifami. Wchodziliśmy właśnie od tamtej strony. – Alice, już wiedziała, że jak tylko wydostaną się stąd, będzie chciała zobaczyć ocean. Chłopak zamyślił się na chwilę próbując sobie przypomnieć po czym kontynuował – Kawałek drogi za lasem jest już cywilizacja. Swords to małe miasteczko, ale dość rozbudowane. Mamy kilka dzielnic. W niektórych są bloki, a w innych –czyli tam gdzie mieszkam ja – domki. Jest duży park w centrum, jak stąd wyjdziemy to Cię po wszystkim oprowadzę. Jestem pewien, że Ci się spodoba. – spojrzał na nią i od razu uśmiech spełzł mu z twarzy. Alice sprawiała wrażenie osoby smutnej i wesołej jednocześnie. Wpatrywała się przed siebie zaszklonymi oczami. – Ej. Co jest? – dziewczyna chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę, że po jej policzku płynie łza. Szybko ją otarła i spojrzała na swojego rozmówcę.

- Wiesz… wszystko brzmi świetnie. Uciekniemy stąd, zamieszkamy w Twoim rodzinnym miasteczku, Moony będzie sprawiał wrażenie psa i będziemy żyć do usranej śmierci, ale ja nie wiem czy tak mogę. – Spuściła głowę, a spostrzegawcze oko Matta uchwyciło w powietrzu kolejną łzę.

- Jak to nie wiesz? Czego nie możesz?

- Spróbuj mnie zrozumieć. – teraz już wycierała bezskutecznie ciągle płynące łzy – Ja muszę zostawić moje dotychczasowe życie. Tu są pochowani moi rodzice. Tylko w tym miejscu mam po nich jakiekolwiek pamiątki i wspomnienia. Żyję w tym lesie od urodzenia. Mam swoje miejsca, do których zawsze uciekałam jako mała dziewczynka. Jeżeli stąd odejdę, będę zmuszona zapomnieć o tym co przeżyłam. Myśl o tych wspomnieniach będzie bolesna jeżeli nie będę mogła już nigdy na nie nawet spojrzeć. – już nie płakała. Nie miała na to siły. – Matt?

- Tak? – zapytał, teraz już trochę o nią zaniepokojony

- Ja chcę go znaleźć. Nie! – zacisnęła ręce tak mocno, że aż zbielały jej knykcie – Ja MUSZĘ go znaleźć. I się zemścić. Matt. Ja chcę żeby on cierpiał!

- Spokojnie. – odpowiedział lekko drżącym głosem, łapiąc ją za ręce aby je rozluźniła – Myślę, że mu się należy za to co Ci zrobił. Jak tylko się stąd wydostaniemy i rozpoczniemy nowe życie – zaczniemy go szukać. Zobaczysz, uda nam się. Nie spoczniemy dopóki go nie odnajdziemy. Ale dobrze wiesz, że to wymaga poświęceń. Musisz opuścić to miejsce i pogodzić się z tym, że już nigdy możesz tu nie wrócić. Jeżeli Cię to przerośnie - nie ma sprawy. Nie chcę nikogo zmuszać, albo sobie poradzę i wyjdę stąd, albo zginę.

-Nie! – krzyknęła zanim zdążyła się powstrzymać. On miał rację. Musi stąd odejść i skończyć żyć wspomnieniami. Chce dorwać tego mordercę i sprawić, aby cierpiał tak jak ona, a nawet mocniej. Pragnie tego najbardziej na świecie. Musi opuścić to miejsce. – Dam radę. – jej głos był teraz stanowczy – chcę… ja.. muszę…

- Nie musisz kończyć – powiedział spokojnym tonem. Spojrzała na niego i zobaczyła na jego ustach delikatny uśmiech. – Wiem o co Ci chodzi. – zamyślił się na chwilę – Czy Twoi rodzice mieli jakieś miejsce, w którym chowali swoje rzeczy, albo je przechowywali?

-Chwila niech pomyślę… Tak! – Znów nie panując nad sobą krzyknęła – Poddasze! Moja mama trzymała tam sporo drobiazgów i ciuchów, z których wyrosła ale miały tam być aż do nich dorosnę. – mówiła z takim entuzjazmem, że Matt nie mógł powstrzymać uśmiechu. – A tata jakieś papiery i niektóre ze swoich rzeczy. O rany! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?! Jesteś cudowny. Dziękuję – po tych słowach niespodziewanie się na niego rzuciła. Matt nie widząc innego rozwiązania przytulił ją. Trwali tak jakiś czas, aż oboje na raz  odskoczyli od siebie jak oparzeni. – Opowiesz mi jeszcze coś o waszym świecie?

- Dobrze. A co chcesz wiedzieć?

- No to może jak wyglądają tam domy?

- Wiesz… właściwie to niewiele różnią się od Twojego…

Rozmawiali tak jeszcze bardzo długo. On opowiadał jej o swoim świecie, a ona go słuchała. Czasem coś dopowiedziała albo zadała jakieś pytanie. Ich książki dawno odeszły w zapomnienie. Na tym jakże ciekawym zajęciu minął im cały dzień. Gdy zrobiło się ciemno weszli do domu, zjedli kolację i rozeszli się do swoich pokoi.

***

3 miesiące później


Alice siedziała właśnie z Mattem w salonie i zdejmowała mu gips. Noga się już całkowicie zrosła, a oni mieli odejść z tego miejsca. Przez ten czas minęła zima, której nie było za bardzo czuć, ponieważ przez grubą gęstość drzew prawie w ogóle nie przedostawał się do nich śnieg. Od tygodnia planowali kiedy wyruszą, co ze sobą zabiorą itp. Nie było odwrotu. Chłopak cieszył się, że to już koniec. Nareszcie znowu będzie mógł chodzić i pomagać, a gips nie będzie mu w tym przeszkadzał. Alice była na poddaszu. Znalazła tam bardzo dużo ciuchów mamy, w których chodziła na co dzień. Ciągle miała nadzieję, że kiedy będzie już po wszystkim – wróci tu i zabierze wszystkie swoje rzeczy. W tej chwili nie mogła sobie na to pozwolić, ponieważ nie wiedziała nawet, ile będą podróżować. Ustalili, że każde z nich bierze po plecaku, w którym będzie znajdował się prowiant, śpiwór i jakieś ubrania za zmianę. Wezmą także namiot i jakąś broń. Jej tata trzymał na poddaszu kilka karabinów i pistoletów. W końcu mieszkali w lesie pełnym potworów, więc trzeba było się jakoś zabezpieczyć.

- Gotowe. – powiedziała Alice kiedy skończyła zdejmować chłopakowi gips. – Jesteś teraz szczęśliwy?

- Bardzo. – odpowiedział z uśmiechem – Wreszcie Ci się na coś przydam zamiast ciągle zawadzać.

- Tak… słuchaj mówiłeś mi, że jak wyzdrowieje Ci noga to będę mogła zaciągnąć Cię do moich ulubionych miejsc tak?

- Tak, ale teraz widząc Twoją szatańską minę, trochę tego żałuję. – rzekł z udawanym strachem w głosie.

- Jaką minę? Aaaa...– zmieniła uśmiech na poważną twarz – Moja mina nie ma nic do tego. Lubię się czasem tak wyszczerzyć To jak? Chcesz się ze mną przejść? Jesteś gotów poznać jedno z najbardziej magicznych miejsc jakie będzie Ci dane widzieć i się nimi zachwycać?

- Dobra wchodzę w to, ale coś czuję, że będę tego żałować.

- Nie będzie źle zobaczysz – uśmiechnęła się do niego i puściła oczko. – To ja pójdę się przebrać. A Ty na mnie poczekaj. – i czmychnęła szybko z pokoju – jak Matt się łatwo domyślił – na poddasze. Na początku było to dla niego nowe i dziwne, że za każdym razem schodziła stamtąd w coraz to piękniejszej sukience. Każda była inna.


*


Alice siedziała właśnie na poddaszu i przeglądała sukienki. Chciała dzisiaj założyć wyjątkową i najpiękniejszą, którą już tu widziała, ale teraz jak na złość nie mogła jej znaleźć. Powód był prosty – to jej ostatnia wizyta na poddaszu. Jutro odejdzie i już nigdy nie wróci. Znalazła ją i od razu założyła. Była ona śnieżno biała i taka długa, że tył ciągnął się po podłodze. Rozejrzała się jeszcze ostatni raz, ale coś przykuło jej uwagę, coś czego wcześniej nie dostrzegła. Podeszła bliżej i wygrzebała z pomiędzy papierów gruby zeszyt. Otworzyła go na pierwszej stronie i aż zakryła sobie usta ręką, a z jej oczu spłynęła kolejna łza. (przyp. Autorki: coś za często płacze co nie?) W rękach Alice spoczywał właśnie pamiętnik jej mamy. Zamknęła go i przycisnęła do piersi uśmiechając się przez łzy.

Wróciła do swojego pokoju i spakowała go do plecaka po czym zesłana duł gdzie zastała oniemiałego Matta.

- A Ty co tak się gapisz jak byś zobaczył pawiana liżącego sobie pachy?

- Co? Ja? Wow! Ale Ty wyglądasz.

- Zgaduję, że to miał być komplement, więc dzięki. Możemy już iść?

- Tak,  ale czy nie potrzebujemy jakiejś broni na wypadek gdybyśmy spotkali potwora?

- Spokojnie. Tam gdzie idziemy nie ma potworów.

- Skoro tak twierdzisz – powiedział otwierając drzwi i przepuszczając przez nie Alice i Mooniego. – Czy to jest daleko?

- Niecałe dziesięć minut stąd. – Szli przez las w milczeniu, aż ich oczom ukazało się przepiękne jezioro z małymi dopływami rzeczek, a na samym jego końcu opadała ściana wody. Mattowi wyrwał się głuchy okrzyk. To miejsce było jakby wyciągnięte z bajki.

- Opowiadałam Ci o tym miejscu. – powiedziała melodyjnym i rozmarzonym głosem – To tutaj, a właściwie dokładnie tam – wskazała na jedno z drzew otaczających jezioro – znalazłam Moonego.

- No tak. Pamiętam. – mówił ciągle rozglądając się aż po korony drzew – Opisywałaś mi to miejsce, ale nie spodziewałem się, że będzie tu tak bajecznie.

- Tak.. – powiedziała już trochę smutnym głosem, ale po chwili dodała raźniej – ,ale nie powiedziałam Ci wszystkiego – spojrzał na nią zaskoczony, jednak ona tylko się uśmiechnęła i wskazała na jezioro. – Widzisz ten wodospad? – Matt spojrzał tam gdzie ona i przytaknął. – Musimy tam wejść.

- Co? – teraz spojrzał na nią jak na wariatkę – Gdzie? Tam do wody?

- No – zaśmiała się cicho - może nie DO wody, ale ZA wodę.

- Ja to za wodę?

- Ufasz mi? – mówiąc to wyciągnęła rękę. Matt wahał się przez chwilę, ale wystarczyło, że spojrzał w jej oczy i od razu ją chwycił. Nie wiedział co takiego jest w tej dziewczynie, ale jej ufał. Czuł, że nie ma złych zamiarów – zresztą opiekowała się nim i jego nogą przez bite trzy miesiące.

- Może jestem idiotą, ale tak. – uśmiechnął się do niej, a ona to odwzajemniła i pociągnęła go w stronę jeziora. Weszli do niego i stanęli przed wodospadem.

- Teraz po prostu idź przed siebie. – powiedziała potrzepującym głosem. W tej chwili nie  wyglądała jak człowiek. Gdyby jej nie znał, powiedziałby, że jest jakąś wróżką wodną. Stali w wodzie głębokiej po kostki, ponieważ przy wodospadzie było płaskie dno. Końcówka jej długiej sukni falowała delikatnie pod wodą, a długie brązowe loki powiewały na wietrze. Pociągnęła go za rękę prosto w wodospad. Był pewien, że za chwilę zderzą się ze skałą, jednak nic takiego się nie stało. Otworzył oczy i stanął jak wryty. Znajdowali się w jaskini, która miała ciemno niebieskie ściany lekko święcące się. Był tam kawałek suchego lądu, a to w czym właśnie stali to małe jeziorko, w którym woda robiła wrażenie świetlistej. W całym pomieszczeniu panował półmrok co dodawało mu bardzo fajnego i przyjemnego klimatu. Matt nie zauważył nawet kiedy Alice zaprowadziła go do suchej części i po chwili już rozmawiali.

- No nie! Jak mogłaś coś takiego przede mną ukrywać. Przecież tu jest cudownie. Mógłbym się tu zaszyć i zostać na zawsze.

- Przecież nie mogłeś nigdzie chodzić. Sam mówiłeś, że poczekasz z tym aż noga Ci wyzdrowieje. Poza tym – to taki mój mały sekretny azyl. Przed Tobą był tu tylko Moony.

- No dobrze. Strasznie się cieszę, że mi to pokazałaś. – rozmawiali patrząc sobie w oczy. Nawet nie zauważyli kiedy wszedł do środka cały mokry Moony i zaczął się im przyglądać– tu jest po prostu cudownie.

- Rozumiesz dlaczego jest mi tak trudno opuścić to miejsce?

- Tak rozumiem. – Teraz oboje mieli spuszczone głowy – Teraz jest czas, w którym podejmujesz decyzje. Albo odchodzisz stąd i porzucasz dawne życie, oraz będziesz dalej dążyć do zemsty na mordercy, albo zostaniesz tu i będziesz żyła jak dawniej w tej – cudownej, ale także zamkniętej krainie. Zostajesz czy idziesz ze mną?

- Dużo ostatnio nad tym myślałam.– zaczęła nerwowo chodzić w wodzie – Wyciągałam każde za i przeciw, ale w końcu podjęłam decyzję. – wzięła głęboki wdech – Matt ja…




***

Oto rozdział 5. Jest chyba najdłuższy ze wszystkich. Tak jest przeskok czasu, ale nie miałabym pomysłu co mieli by robić gdyby ten nieszczęsny Matt miał ciągle złamaną nogę. Przepraszam za to, że tak długo nic nie wstawiałam, ale niestety brak weny i motywacji. Dlatego proszę o komentarze i oceny. Krytykę przyjmę też bardzo chętnie, zawsze będę mogła wtedy poprawić coś co nie pasuje. 

Pozdrawiam :)





4 komentarze:

  1. przeczytałam i jest zajebiste, mam nadzieje że teraz się pojawi szybko następny rozdział :)
    zajęło mi to 7stron drukowania, czyli miałaś racje że coś ok.7-8 :)
    Anka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czekamy na więcej, świetny blog i świetne opowiadanie :) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam i przeczytałam - tak jak obiecywałam :D Powiem tak: bardzo mi się spodobało, naprawdę wciągnęła mnie Twoja historia i ciekawi mnie co się stanie dalej! Ucięłaś w takim momencie.. grrr! :D Nie mam zastrzeżeń odnośnie tekstu i w sumie błędów również się nie doszukałam (ale przyznam, że jakoś uwagi na to nie zwracałam bo bardziej byłam zainteresowana akcją:) jedyne do czego mogę się przyczepić to tekst. Jest to opowiadanie więc dlaczego tekst jest wyśrodkowany? Jeszcze nie widziałam żeby ktoś tak pisał :) Sugeruję Ci żebyś to zmieniła, choć oczywiście zrobisz jak zechcesz :) To takie moje małe zdanie. No i mam jeszcze pytanie, kiedy nowy rozdział? Bo zaciekawiło mnie to bardzo :)
    Pozdrawiam gorąco i życzę miłego weekendu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te słowa. Bardzo mnie ucieszyło, że Ci się podoba :) Co do czcionki to już się tym zajęłam bo zaraz po dodaniu u Ciebie komentarza zaczęłam pisać nowy rozdział i zmieniłam to wyśrodkowanie oraz powiększyłam, ponieważ wydaje mi się, że tak będzie lepiej :) Właśnie miałam zamiar dodawać, ale musiałam przeczytać Twój komentarz, byłam bardzo ciekawa, więc rozdział zaraz będzie. Jeszcze raz dziękuję za te miłe słowa. każdy komentarz wiele dla mnie znaczy :)

      ALe ja też się pytam kiedy będzie nowa notka u Ciebie? Już się nie mogę doczekać :)

      Pozdrawiam i również Ci życzę miłego weekendu :* ( ale to w końcu weekend, więc pewnie taki będzie )

      Usuń