wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 8: Nowi

Alice siedziała na swojej warcie i patrzyła smutno w las. Chociaż trudno było nazwać to tylko lasem. Drzewa rosły praktycznie jedno obok drugiego, a ich obszerne korzenie zapełniały resztę wolnego miejsca. Po wczorajszym deszczu nie było śladu. Przez gęste korony drzew padały promienie słońca, ocieplając wnętrze jaskini. Dziewczyna nie była pewna, czy na prawdę jest pusta. Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Mattem.

Alice nie mogła spać. Kiedy tylko zamykała oczy w jej umyśle pojawiała się wizja , w której płacze nad nieżywym Moonym. Postanowiła zmienić przyjaciela na nocnej straży, wiedziała, że i tak tam przysypiał, kiedy wyszła z jaskini, aby poszukać wilka pod swoją drugą postacią. Nie wiedziała, czy chce aby Matt się dowiedział o tym, iż potrafi zamieniać się kruka. Nawet jej rodzina o tym nie wiedziała. 
Wyszła z namiotu i tak jak się spodziewała, ujrzała swojego przyjaciela drzemiącego słodko z lekko uchyloną buzią. Podeszła do niego i lekko szturchnęła - nic - ponowiła czynność trochę mocniej - wciąż brak skutków - w końcu zirytowana popchnęła go z całej siły tak, że chłopak przeturlał się około pięciu metrów. Otworzył szybko oczy i podniósł się w zaskakująco szybkim tempie, jednak kiedy zorientował się, że obudziła go Alice, jego twarz z miny "gotowość do boju" zmieniła się na " co Ci zrobiłem Ty zła dziewczyno?"
-Co się dzieje? - zapytał - czemu mnie obudziłaś?
- Wiesz wydawało mi się, że miałeś czuwać, czy nikt nie idzie w naszą stronę, a nie sobie słodko pochrapywać. Przez ten hałas nie mogłam zasnąć - spojrzała się na niego z rozbawionym u śmiechem widząc, że na jego twarzy teraz widnieje zmieszanie.
- Hej ja wcale nie chrapię! - zaperzył się - A co do zaśnięcia to bardzo Cię przepraszam, - dodał - po prostu jestem już bardzo...
- Zmęczony, wiem. - przerwała mu dziewczyna - Dlatego chciałam Cię zamienić.
- Co? Przecież zmieniasz mnie dopiero - spojrzał na zegarek - za 2 godziny
- Wiem, ale i tak nie mogę spać. - Ku zdziwieniu chłopaka usiadła obok przygaszającego ogniska i spojrzała na nie smutno.
- Myślisz o nim prawda?
- Tak. - westchnęła i spojrzała chłopakowi w oczy - Od dnia, w którym go spotkałam nawiązaliśmy więź, która teraz się przecięła. Czuję, że on żyje rozumiesz? - jej oczy w tym momencie były wypełnione łzami - Mimo to, ciągle mam wrażenie, że przepadł i już go nie zobaczę. - chłopak usiadł przy niej i objął ją ramieniem.
- Słuchaj - rzekł patrząc jej prosto w oczy - Nawet jeśli go już nie zobaczymy, nie możesz się znowu załamywać. To jest wilk do jasnej cholery! Przecież da sobie radę w lesie.
- A co jeśli nie? Co jeśli, on już nie żyje, albo jest bliski śmierci? Nie zniosłabym widoku jego roztrzaskanego i zakrwawionego ciała. Już dość się tego naoglądałam. Dość już bliskich mi zginęło, teraz nie chcę stracić jeszcze Mooniego i Ciebie. Z tego dołu już bym nie dała rady wyjść. - wypłakiwała się w jego ramie i wyrzucała swoje obawy i zmartwienia, a on - czekał. Cierpliwie czekał, aż Alice odczuje ulgę i się trochę uspokoi. Po paru minutach szloch i drżenia ustały, a dziewczyna oddychała już miarowo.
- Przepraszam - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał - nie chciałam się znowu rozklejać, ja po prostu...
- Ciii... - uciszył ją i zaczął głaskać delikatnie jej głowę - Nie musisz przepraszać za łzy. To nic złego. Wiem, ze jesteś bardzo silna i nie poddasz się, mimo tylu wylanych łez. - uśmiechnął się do niej pocieszająco. Alice lekko to odwzajemniła. - Wiesz w tych chwilach kiedy jeszcze nie spałem, to myślałem trochę nad tym, co teraz zrobimy i ...
-Myślałeś? - zapytała, z udawanym zdziwieniem - Wydawało mi się, że decyzje podejmujesz pochopnie, nawet się nad tym nie zastanawiając. - chłopak spojrzał na nią z oburzeniem, ale za chwilę chytry uśmieszek wpełzł na jego usta.
- Czyli poprawiasz sobie humor,  żartując z przyjaciół, którzy się o Ciebie troszczą i martwią tak?
- No oczywiście, Ty jesteś dla mnie najciekawszym obiektem do takich żartów. - uśmiechnęła się pięknie i uchyliła w ostatnim momencie przed lecącą poduszką, na której Matt opierał głowę podczas snu.
- Dlaczego musisz być taka wredna?
- Jestem wredna tylko dla tych którzy mnie lubią.
- To tak mi się odpłacasz za miłe słowa kierowane pod Twoim adresem, w celu pocieszenia Ciebie?
- Oczywiście, tak okazuje ludziom wdzięczność. – Wyszczerzyła do niego zęby po czym spoważniała – Może kontynuuj o czym tak intensywnie myślałeś?
- Pomyślałem sobie, że to miejsce jest dość bezpieczne, więc możemy zatrzymać się tu na kilka dni, a Moony może będzie się kręcił gdzieś w tej okolicy. – Alice rzuciła się na niego jak stary dziadek na suchary, zgniatając go z siłą zaawansowanego zapaśnika – Dobrze.już.możesz.mnie.wypuścić. – wydukał Matt.
Speszona dziewczyna puściła go natychmiast.
-Przepraszam – mruknęła obserwując, jak rozmasowuje sobie klatkę piersiową i barki.
- Nic się nie stało – uśmiechnął się do niej delikatnie. - Chyba jestem cały. - Na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Po chwili złapał się za pośladki, jednak (za pewne zauważając, że ma je na miejscu) westchnął z ulgą, po czym uśmiechnął się do niej widząc, iż dziewczyna pokłada się ze śmiechu.
- Dobrze to może idź już spać, a ja teraz sobie tu po siedzę. - Rzekła, kiedy już się trochę uspokoiła.
Chłopak zgodził się od razu, ponieważ nie czuł już ani jednego mięśnia, powiedział dobranoc uścisnął ją krótko i wpełzł do namiotu. Alice jeszcze przez chwilę patrzyła w miejsce, w którym zniknął Matt, po czym dodała drewna do ogniska i oparła się o ścianę, pogrążając się w myślach.

Uśmiechnęła się na wspomnienie tej rozmowy, po czym znowu spoważniała. Ciągle nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś im się przygląda. Co chwilę rozglądała się dookoła.


Matt już dawno się obudził, jednak wiedział, że Alice nie będzie chciała iść spać. Postanowił wyjść z drugiej strony namiotu i usiąść w cieniu jaskini. Przyglądał się jej już dobre pół godziny. Nie wiedział dlaczego tak jest, ale przyciągała go swoją tajemniczością i skrytością. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej dziewczyny, a mieszkał wcześniej w mieście, więc tam ich nie brakowało. Bardzo się od nich różniła. Jedna z jego dawnych koleżanek – Laura – ciągle gadała o ciuchach i makijażu. Kiedy przechodził obok jakichś innych słyszał, że rozmawiają na temat pary siedzącej na ławce w cieniu. Oceniały w skali od jednego do dziesięciu jak do siebie pasują. –Żałosne – pomyślał. Jeszcze z żadną dziewczyną nie związał się tak bardzo jak z Alice. Uwielbiał się z nią sprzeczać. Nie wiedział dlaczego, ale jakoś bardzo polubił to jak jej policzki robią się wtedy całe czerwone, a sama ona zaczyna wtedy się lekko trząść. Do tego jej twarz wygląda jak u dziecka, któremu ktoś zabrał cukierka, a w oczach szaleją gniewne ogniki. Zastanawiał się nad tym czy uda im się opuścić ten las. Kiedy do niego wchodził nawet nie pomyślał o tym, że to może być pułapka bez wyjścia. Ciekawiło, go też co z jego kumplami Jamesem i Tomem. Bardzo ich lubił i byli świetnymi kumplami, z tego co pamiętał to kiedy zaczęli uciekać przed potworem musieli się rozdzielić i tyle ich widział. Westchnął na tyle cicho, alby Alice tego nie usłyszała i znowu wbił w nią swoje spojrzenie. Dziewczyna już kilka razy się odwracała i patrzyła w miejsce gdzie on siedział, jednak nie było szans, aby go widziała.. Matt już dawno zauważył, że jest bardzo piękna. Spojrzał na jej włosy zastanawiając się jak bardzo są miękkie, albo czy… zaraz. Stop! To jego przyjaciółka, nie może myśleć o niej w ten sposób. Pomyślał, że ta dziewczyna teraz za dużo płacze. Musi coś zrobić, aby ją rozbawić. Zasłużyła na to, aby być szczęśliwa. Jakby w rozpaczy poszukując czegoś odpowiedniego przeniósł wzrok za siebie i o mało nie krzyknął z radości. Tam, gdzie - jak myśleli – miał być koniec jaskini, teraz chłopak dostrzegł, całkiem spory tunel porośnięty lianami i bluszczem, a na jego końcu delikatne światło. Szybko podniósł się z miejsca i ruszył samotnie wzdłuż tunelu, aby zbadać co jest na końcu. - Idę przez tunel w stronę światła. - pomyślał, po czym uśmiechnął się do siebie. Nie chciał mówić o tym Alice, ponieważ gdyby okazało się, że na końcu nic nie ma, nie mógłby znieść jej zawiedzionej miny.
Ruszył po woli w stronę światła, nie czuł się pewnie, gdyż nie miał pojęcia czy na końcu tego tunelu nie znajdzie właściciela tej jaskini. Jednak szedł dalej nie zatrzymując się. W pewnej chwili poczuł woń kwiatów. Przyspieszył nieznacznie i zaraz potem usłyszał szum wody. Spostrzegł już, że nad przejściem wyrosły liany, które zasłaniały dostęp do światła, jednak jedno delikatne rozsunięcie i jego oczom ukazał się zapierający dech w piersiach widok. W porównaniu do lasu znajdującego się z drugiej strony góry, to miejsce było zupełnie inne. Było prawie jak wyrwane z magicznej krainy. Góry wznosiły się dookoła całkiem sporego terytorium. Z jednej z nich spływał wodospad czystej jak łza wody, prosto do nie małego jeziora. Dookoła niego rosło bardzo dużo kwiatów, a ich woń mieszała się, tworząc bardzo przyjemny zapach. Bliżej gór rosły gęsto drzewa, jednak było ich znacznie mniej niż po drugiej stronie. Rozglądał się jeszcze i szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy ujrzał pełno bardzo grubych lian zwisających z drzew. O takie miejsce mu chodziło. Takie, w którym będą mogli się trochę rozerwać i zapomnieć o tak trudnej dla nich sytuacji. Nie myśląc więcej ruszył biegiem w stronę dziewczyny, jednak gdy tylko ją ujrzał zamarł. Patrzył właśnie na słodko drzemiącego aniołka. Na ustach błąkał się delikatny uśmiech, a na twarz opadało kilka niesfornych loczków. Całą siłą woli powstrzymał się, aby nie zgarnąć ich jej za ucho, więc szturchnął ją lekko w ramię. Jednak ona – w porównaniu do niego – natychmiast otworzyła oczy i spojrzała na niego pytająco.
- Przepraszam, że Cię budzę, ale musisz coś zobaczyć. – dziewczyna tylko przekręciła się na drugą stronę i mruknęła.
- A to nie może zaczekać? Dopiero teraz po nocy pełnej przemyśleń udało mi się zasnąć.
- Uwierz mi, że nie może – odwrócił ją tak, aby patrzyli sobie w oczy – znalazłem cudowne miejsce, w którym możemy trochę pobyć, dopóki nie wyruszymy ponownie.
Ale dziewczyna już go nie słuchała, gdyż z jego spojrzenia wyczytała, że jest tym naprawdę przejęty. Wstała szybko, czując jak opuszcza ją senność, a wzbiera w niej ciekawość.
- Dobrze prowadź, bo ja nie mam pojęcia, gdzie to jest. – Ledwo dokończyła zdanie, a już była w połowie tunelu, którego ona wcześniej nie zauważyła. Kiedy przebili się przez  ścianę bluszczu, dziewczyna wydała zduszony okrzyk zachwytu. Tak pięknego miejsca nie widziała od kiedy znalazła swój sekretny azyl za wodospadem. Spostrzegając jezioro, a przy nim długą i grubą lianę, rzuciła się ku niej biegiem, chwyciła ją w obie dłonie i odbiła się od ziemi. Puściła się jej, gdy była w okolicach środka zbiornika i wpadła do wody tworząc fale na – jak dotąd – nie tkniętej tafli jeziora, powodując, że spokojnie dryfujące na niej łabędzie odleciały na ląd. Ruchem dłoni zachęciła chłopaka, by zrobił to samo. Już po chwili znalazł się obok niej robiąc jeszcze większy hałas. Alice spojrzała w dół i zdziwiła się widząc, że woda w jeziorze, jest błękitna. Jednak nie dane było jej długo nad tym dumać, gdyż pan WieczneDziecko postanowił zabawić się w to kto pierwszy kogo utopii. Skakali na siebie co chwilę, próbują przytrzymać się nawzajem pod wodą. Później nadszedł czas chlapania. Okładali się nawzajem wodą, nie zwracając uwagi za zgorszone ptaki, które patrzyły na nich z wyrzutem, że wyrwali je z codziennej monotonii. W końcu zmęczeni doczołgali się jakoś do brzegu i rozsiedli się na łące pełnej kwiatów. Rozmawiali przez chwilę beztrosko, jednak po chwili rozległ się okrzyk, na który jak na komendę poderwali się z miejsc. Odwrócili się do miejsca, z którego doszedł do nich dźwięk, Matt objął Alice ramieniem, ponieważ poczuł, że się wystraszyła, spojrzeli na dwoje ludzi trzymających w dłoniach broń wycelowaną w nich. Dziewczyna była bardzo przerażona, gdy zobaczyła, że obok nich leżą ich plecaki. Zielonooki zaklął zapewne zauważając to samo co ona. Jak mógł zapomnieć o tym, żeby chociaż zabrać ze sobą swoje rzeczy. Teraz czuł się strasznie bezbronny. Objął  Alice szczelniej sprawiając wrażenie jakby chciał ją całą zasłonić swoim ciałem. Jednak spojrzał na nowych osobników i chwilę później starał się pozbierać swoją szczękę z ziemi.
- James? – zapytał chłopaka, który miał taką samą minę co on.
- Matt?








I oto rozdział 8. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Rozdział mi się całkiem podoba, w każdym razie nie jest najgorszy. Zapraszam do czytania i komentowania.


Moony :*

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział *_* pisz dalej nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ;)
    ~Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej *.* Dobrze wiedzieć, że moje wypociny podobają się chociaż jednej osobie :)

      Usuń
  2. Chociaz jeden powiadasz? Wiesz doskonale co napisze, SUPER, ale znowu przerwalas w takim momencie, niech cię szlak, czekam na wiecej.
    Anka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra może jest waS więcej. Na prawdę dziękuję wam za miłe słowa. Rozdział będzie dzisiaj. A jak nie, to jutro :)

      Usuń
    2. no to czekam :D i nie ma :)

      Usuń
  3. zajebiste, pisz dalej, masz następnego fana, wpadam w trans :) dobrze ci idzie dziewczyno :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń