poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 10: Rozpacz

Zauważyła, że dziewczyna skończyła czytać, więc zeszła z drzewa i już miała się kierować w jej stronę, kiedy w powietrzu uniósł się jej pisk. W jednej chwili zobaczyła jak James wyciąga broń i kieruje w miejsce, którego ona nie mogła dostrzec. Spojrzała na Matta i zobaczyła na jego twarzy przerażenie, jednak zrozumiała,  że nie było one powodem tego co było po drugiej stronie, tylko zachowaniem ich przyjaciół. Ruda się przesunęła i Alice mogła wreszcie dostrzec co ich tak przeraziło. Nagle zamarła bezruchu, na widok tego co zobaczyła.

Po jej policzku potoczyła się łza szczęścia, jednak potem w oczach pojawiło się przerażenie. W zwolnionym tempie widziała jak James naciska spust broni nakierowanej prosto na Mooniego, który wolnym krokiem podchodził do Alice. Zrozumiała, że musi szybko działać zanim chłopak go postrzeli.
- Nie – krzyknęła tak przeraźliwie wystraszonym głosem, że sama siebie nie poznała. Szybko podbiegła w stronę wilka osłaniając go własnym ciałem, jednak było już za późno. W powietrzu rozniósł się huk, a dziewczyna opadła bez życia na ziemię. Nie poruszyła się nawet o centymetr.
- Niech nikt się nie rusza! – krzyknął Matt – Zostawcie wilka w spokoju. To jest przyjaciel. – rzekł po czym usiadł obok Moony’ego przy ciele dziewczyny. Zawahał się po czym przeturlał ją delikatnie z boku na plecy. Dziewczyna oberwała w sam środek brzucha. Pozostała para siedziała naprzeciw i przyglądała się temu smutno.
- Matt – szepnął chłopak – wiesz, że ja tego nie chciałem. Nigdy bym nikogo nie skrzywdził celo..
- Wiem – przerwał mu czarnowłosy – teraz się nie tłumacz tylko przynieś mi apteczkę. Chłopak bez zastanowienia wstał i podszedł do jego plecaka.
- Jak mogę Ci pomóc – powiedziała Iris, która patrzyła na Alice ze łzami w oczach.
- Możesz przygotować jakieś miękkie posłanie dla niej? Coś takiego powinno znajdować się w namiocie. – dziewczyna od razu wstała i skierowała się w stronę jaskini. W tej samej chwili podszedł James i podał chłopakowi apteczkę. Matt odebrał ją i wyjął bandaże  oraz rękawiczki, które natychmiast założył. Po woli i ostrożnie wyciągnął z jej brzucha kulę, po czym zaczął przemywać jej ranę. Na koniec zabandażował ją i odetchnął.
- I co nią będzie? – Zapytała rudowłosa, która była właśnie w trakcie rozkładania koca niedaleko jeziora.
- Nie mam pojęcia. – szepnął zielonooki – Zaopatrzyłem jej ranę, jednak straciła dużo krwi. – po tych słowach wyciągnął z apteczki kroplówkę. Iris właśnie skończyła układać kilka płaskich poduszek, kiedy Matt wziął Alice na ręce i przeniósł w wyznaczone dla niej miejsce. Podłączył ją do kroplówki i usiadł przy niej w ciszy się jej przyglądając. Moony położył się po drugiej stronie kładąc pyszczek na nogach dziewczyny. Czarnowłosy dostrzegł, że z jego niebieskich oczu wypłynęła łza. Zdziwiło go to, jednak trochę wzruszyło. Dopiero teraz zobaczył jak bardzo są ze sobą zżyci i dlaczego czekoladowooka tak bardzo rozpaczała po jego stracie. W końcu to on wyciągnął ją z dołka po śmieci rodziców. Cieszył się, że wilk wrócił jednak bardzo się o nią martwił. W tej chwili była w śpiączce, z której mogła by się nie obudzić. Wolał nie mówić o tym reszcie chociaż właściwie bał się to powiedzieć na głos. Czuł, że gdyby to zrobił zapadłby wyrok. Dwójka przyjaciół usiadła po obu jego stronach. Iris położyła mu rękę za ramieniu w celu pocieszenia. Siedzieli tak parę chwil, a może nawet godzin, kiedy w końcu odezwał się Matt.
- Na pewno jesteście ciekawi skąd się wziął ten wilk i dlaczego jest do nas przyjaźnie nastawiony. – przytaknęli głowami – Alice znalazła go w pobliżu swojego domu, a właściwie uratowała mu życie. Wilk przywiązał się do niej i zaprzyjaźnił się z nią. Pomógł jej cieszyć się życiem po śmierci rodziców. Dzięki niemu wyszła z dołka, który wykopał jej los jednak nie potrafiła w żaden sposób się z niego wydostać. To było ciężkie, a jej codzienność zrobiła się monotonna. Przez jakiś czas w ogóle nie jadła, ani nie spała, bo gdy tylko zamykała oczy miała potworne wizje. Gdy przygarnęła Moony’ego mogła zacząć żyć od nowa. Kiedy uciekaliśmy przed potworami – zgubił się. Ona chciała zawrócić, pobiec po niego, jednak postanowiliśmy, że poczekamy tu na niego. Zapomniałem o nim wspomnieć kiedy z wami rozmawialiśmy. Gdybym opowiedział wam wszystko, nigdy by do tego nie doszło. To, że ona teraz leży bez życia to wyłącznie moja wina.
- Stary, co ty chrzanisz? – powiedział zdziwiony James – To przecież, ja ją postrzeliłem, co było spowodowane wypadkiem. Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił.
- Przestańcie się obwiniać. – szepnęła lekko załamana Iris – To nie była niczyja wina, Alice rzuciła się w obronie wilka, ale to nie jest wasza wina. Wiem… - dodała widząc, że oboje już otwierają usta, aby zaprzeczyć – że Ty nam nic o tym nie wspomniałeś, – kontynuowała wskazując ręką w stronę zielonookiego – a Ty ją przez przypadek postrzeliłeś, – dodała kierując ją na blondyna – jednak żaden z was nie zrobił tego naumyślnie. Jeśli dalej chcecie się kłócić to odejdźcie od niej, dziewczyna jest teraz w poważnej śpiączce i potrzebuje mnóstwa spokoju. – Matt spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Skąd wiesz?
- Przecież musiałam sobie jakoś radzić sama. Zanim wyruszyłam przeczytałam wiele medycznych książek, żebym w razie wypadku poradziła sobie sama. A Ty skąd wiedziałeś co masz zrobić?
- Nauczyłem się tego od Alice. - odruchowo skierował na nią smutne spojrzenie – Tyle razy mi pomagała, że chyba mógłbym startować na chirurga.
- Dobrze, może zostawimy Cię teraz. Pewnie musisz pomyśleć tak jak to zawsze miałeś w zwyczaju – odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu James i uśmiechnął do niego zadziornie.
- Już nie gadaj tyko spadaj – odwzajemnił uśmiech i patrzył jak para wychodzi.
Skierował swój wzrok ponownie na nieprzytomną dziewczynę i jego uśmiech natychmiast zniknął.
- Dlaczego to zrobiłaś? – szepnął głaszcząc ją po włosach. Były bardzo miękkie, a ich intensywny zapach wyczuwał nawet z tak dalekiej odległości. – Byłaś gotowa oddać za niego życie, podziwiam Cię za to, jednak nie potrafiłbym się z Tobą rozstać. – z jego oczu wypłynęła łza, którą za wszelką cenę starał się zatrzymać. – Nie opuszczaj mnie. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez Ciebie, za bardzo się przywiązałem. – teraz złapał ją za rękę i pozwolił słonym kroplom wypływać. – Wróć do mnie. Twoja zemsta. Przecież nie możesz darować temu człowieku tego co Ci zrobił. Wierzę w Ciebie i wiem, że jesteś silna. Dasz radę. – Oparł się lekko o nią czołem i pozwolił łzom zmoczyć jej i tak mokrą koszulkę.

*
(MUZYKA
Nad jeziorem od tygodnia panowała cisza. Nikt nie miał ochoty do wspólnej zabawy, ani nawet do rozmów. Matt przez całe dni razem z Moony’m czuwał przy Alice tak jakby w każdej chwili mogła się obudzić. Wilk opuszczał ją tylko kiedy musiał iść na polowanie, podobnie do Matta, który robił sobie przerwę na jedzenie i ewentualnie wieczorną i poranną toaletę, jednak nigdy nie robili tego razem. Kiedy chłopak odchodził, Moony przy niej czuwał i na odwrót. Pewnego dnia zielonooki poprosił Iris, aby go zastąpiła, gdy on poszedł wykąpać się w jeziorze. Ruda usiała przy dziewczynie i zamyśliła się na chwilę. Istnieją przypadki, w których ludzie słyszą będąc w śpiączce.
- Wiesz, przeczytałam ten pamiętnik i … - czuła się bardzo dziwnie, była prawie pewna, że dziewczyna jej i tak nie słyszy, jednak kontynuowała – wie już dlaczego tak zareagowałaś. Wywnioskowałam z tego, że nasze matki musiały się przyjaźnić. Pewnie Ty też. – zaśmiała się – To trochę dziwne, że wcześniej o Tobie nie wiedziałam, chociaż z Tobą pewnie było to samo. – spoważniała – Ale proszę Cię, wróć do nas. Mamy zemstę do wypełnienia, a Ty dobrze wiesz, że ona dotyczy nas obu. Poza tym sama mogę nie dać sobie rady, ale też nie mogę pozwolić na to, aby chłopcy mi w tym pomogli. Potrzebujemy Cię. Matt zamienił się w cień człowieka, tak jakbyś już nie żyła, a obie dobrze wiemy, że to nie prawda. – westchnęła łapiąc ją za rękę i rysując palcem na jej dłoni różne wzorki – Jesteś silną dziewczyną i wiesz o tym. Musisz się podnieść i iść dalej. Nie możesz zostawić niedokończonego zadania. Po prostu przemyśl to i mam nadzieję, że nie zostawisz nas samych, bo to była tragedia dla nas wszystkich.
- Dzięki, jesteś wielka – dziewczyna zadarła głowę do góry i ujrzała Matta  w samych spodenkach. Po jego włosach i górnych partiach spływały krople wody. Mimo, że głos miał przepełniony wdzięcznością to jego oczy nadal pozostawały smutne. Rudowłosa wstała i przytuliła chłopaka. Ten trochę zdziwiony odwzajemnił uścisk. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Nie martw się. – szepnęła pocieszającym tonem - Ona jest bardzo silna, na pewno da radę. – po tych słowach odeszła, a zielonooki powrócił do poprzedniego zadania jakim było czuwanie przy dziewczynie.

*

Minęły kolejne dwa dni, w których nic się nie zmieniło. Blondyn przychodził do dziewczyny Kika razy na dzień ciągle przepraszając, chociaż nie było takiej potrzeby.  Iris i James siedzieli właśnie po drugiej stronie jeziora i przyglądali się smutnie na swoich przyjaciół.
- Tak dłużej nie może być – powiedział w końcu niebieskooki – on musi się w końcu ogarnąć. Nie poznaje już w nim swojego dawnego kumpla. Nie jest teraz sobą i bardzo mi się to nie podoba.
- James – przerwała mu karcąco dziewczyna – On jest załamany i ma takie prawo. Przecież był z nią bardzo blisko i …
- No właśnie i wyobraź sobie co się z nim stanie kiedy ona tego nie przeżyje. – przerwał jej – Na pewno się załamie i nie będzie chciał nic jeść ,ani pić, ani nawet żyć.
- Ja wierzę, że ona da sobie radę, jest silna i nie pozwoli by byle pistolecik ją zabił.
- Ej. Nie zapominaj, że mówisz do swojego chłopaka.
- Dobrze przepraszam.
- Nawet tego nie zauważył, jest tak nią pochłonięty, że nie widzi co się dookoła dzieje. – dziewczyna nie odpowiedziała,. Miał rację. Matt w ogóle z nimi nie rozmawiał, a James miał już tego dość, brakowało mu dawnego kumpla, z którym mógł się powygłupiać lub po prostu pogadać. Iris też czuła się trochę samotna. Może nie znała Alice za dobrze, ale brakowało jej damskiego towarzystwa.
- Jak się dziewczyna obudzi, to trzeba będzie ich razem zeswatać – zaśmiał się blondyn.
- A Ty jak zwykle potrafisz dostrzec pozytywy nawet w najczarniejszych chwilach.
- I za to mnie kochasz?
- Tak, za to też – odpowiedziała mu z uśmiechem.
- Ale to nie jest do końca żart. Zerknij na niego i zobacz jak się zachowuje. Ja go dobrze znam i wiem, że uczycie, którym darzy tą niesforną dziewczynę, na pewno nie ogranicza się tylko na przyjaźni.
- Masz rację, ale jak Ty chcesz ich połączyć? Nie wiadomo czy ona myśli tak samo.
- Przekonamy się jak się obudzi. Ale znam Matta na tyle dobrze,  iż wiem, że nie będzie miał odwagi jej tego powiedzieć. – dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na niego zalotnie.
- Na szczęście Ty nie masz takich problemów. – tylko tyle zdążyła powiedzieć zanim James zamknął jej usta w pocałunku.

*

Alice czuła, że leży na czymś miękkim. Otworzyła oczy, jednak natychmiast je zamknęła. Po woli uchyliła powieki i gdy jej wzrok przyzwyczaił się do bieli stwierdziła, że znajduje się na śnieżno białym łóżku, a dookoła była tylko przestrzeń w takim samym kolorze. Wyostrzyła zmysł słuchu i do jej uszu doszło wołanie Z początku nie wiedziała kogo woła kobieta o aksamitnym głosie, jednak w miarę szybko zorientowała się, że wypowiada jej imię. Stanęła na nogi i próbowała iść w stronę głosu, ale zamiast tego zachwiała się. Przed upadkiem uchroniło ją to samo łóżko, z którego chciała się bezskutecznie podnieść. Postanowiła wykorzystać czas swojego chwilowego paraliżu i przyjrzała się sobie. Jej dłonie były blade jak u trupa. Ubrana była w śnieżnobiałą sukienkę ciągnącą się do podłogi. Na środku jej brzucha widniała plama krwi, jednak gdy dziewczyna go dotknęła nie wyczuła rany. Siedziała chwilę, gdy niespodziewanie pojawiła się… jej mama? To ona ją wzywała. Podeszła do brązowookiej i pogłaskała ją po głowie.
- Mamo? – zapytała dziewczyna kompletnie zbita z tropu -  Co Ty tu robisz? Nie chwila – co JA tu robię? I dlaczego Cię widzę? Czy ja umarłam? – kobieta uśmiechnęła się do niej i pokręciła przecząco głową.
- Ciągle żyjesz Alice. Jesteś w śpiączce, z której możesz się obudzić jeśli tylko chcesz.
- Co to znaczy „jeśli tylko chcę”? Czy to znaczy, że mogę wybrać? – kobieta pokiwała, dziewczyna opadła na poduszki.
- Możesz wybrać śmierć – oczywiście – dla Ciebie nie będzie bolesna, Ty już swoje wycierpiałaś – spojrzała na nią ze smutkiem po czym kontynuowała – Jeśli wolisz powrócić wystarczy, że przejdziesz przez te drzwi. – wskazała ręką za siebie – Wybór należy do Ciebie, jednak zanim go dokonasz pokażę Ci coś. – Z racji tego, że Alice już wstała, przeniosły się nad jezioro. Dziewczyna zaniemówiła. Właśnie patrzyła na siebie leżącą bezruchu na posłaniu otoczonym przez kwiaty. Na jej nogach spoczywała głowa Moony’ego, z którego oczu wypływały pojedyncze łzy. Po jej drugiej stronie klęczał Matt trzymając ją za rękę. Szeptał coś do niej, jednak nie mogła tego słyszeć. On również płakał nie kryjąc tego. Na ten widok dziewczyna zamarła, wiedziała, że się do niej przywiązał, ale nie miała pojęcia, że aż tak. Za nim siedziała para obejmująca się i wpatrująca w jej nieruchome ciało. Alice nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pojęcia czy chce wracać, tutaj było tak spokojnie. O nic się nie martwiła, ani tak naprawdę nie czuła bólu. Spojrzała na matkę, ta uśmiechnęła się do niej zachęcająco.
- Jeśli nie wrócisz teraz, to nie zrobić tego już nigdy. Oni to wiedzą. – wskazała na nich ręką – Czują, że Twoje życie dobiega końca. Masz niecałe pięć minut na decyzję.
- Już wiem co mam zrobić – szepnęła dziewczyna po czym przytuliła matkę. Tak bardzo jej tego brakowało. Była pewna, że podjęła słuszną decyzję.

*

Matt nie mógł w to uwierzyć. Trzymał dziewczynę za rękę i ciągle powtarzał mantrę „ wszystko będzie dobrze”, „wierzę w Ciebie”, „ dasz radę” Z jego oczu wylewała się rzeka łez. Czuł, że ją traci. Ona właśnie przelatuje między jego palcami. Tracił po woli nadzieję na to, że kiedykolwiek powróci do świata żywych.  Strasznie się zmieniła. Była jeszcze bardziej szczupła niż wcześniej, a jej skóra zmieniła barwę na siną. Z dnia na dzień jej naturalnie ciepłe ciało zrobiło się lodowate. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że już nigdy nie usłyszy jej aksamitnego głosu, ani nie zobaczy wesołych iskierek lśniących w jej ciepłych brązowych oczach.
- Nie! – krzyczał ile miał sił w płucach – Nie możesz mnie zostawić! Jesteś silna słyszysz!? Nie pozwolę Ci odejść! Masz jeszcze zemstę to spełnienia! Znam Cię i wiem, że nie odpuścisz! Nie dasz mu tej satysfakcji! Po prostu do nas wróć zanim ja przyjdę do Ciebie! Nie opuszczaj mnie. – to ostatnie wypowiedział szeptem spuszczając wzrok na ich splecione ręce, po czym znowu skierował go na jej twarz. Wiedział, że jej droga przez życie waśnie się kończy. Alice odchodzi, a on nic nie może zrobić, aby ją zatrzymać. Z jego oczu wypłynęła łza, która uderzyła głucho o ziemię, potem kolejna i jeszcze jedna. W następnej chwili było słychać łkanie. Zwyczajnie nie dawał już rady. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Jego myśli nagle zakłóciło dziwne uczucie. Na początku myślał, że to James chce rozdzielić ich ręce i zabrać od niej jednak to było trochę inne. Tak jakby ktoś ściska mocnieje jego rękę. Spojrzał na ich splecione ręce i jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, gdy ujrzał, że to Alice odwzajemnia uścisk dłoni.



Proszę bardzo oto rozdział 10. Długo go pisałam na skutek czego, jest dość długi. Mam nadzieję, że się podoba. Następny już niebawem. Właściwie myślę, że skoro są wakacje to będę wstawiała dwa rozdziały na tydzień, a może nawet więcej. Jeszcze zobaczę co będzie z moją weną. Zapraszam do czytania i komentowania.
Moony :*

3 komentarze:

  1. Super rozdział ;) a co do tych rozdziałów dwa razy w tygodniu... kurde no kocham cię ;* nie mogę się doczekać następnych i mam nadzieję że będą tak samo długie jak ten ;D
    ~Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nagły przypływ weny ^.^ Takie komentarze bardzo mnie motywują. Kolejny rozdział będzie raczej w przyszłym tygodniu. Niestety w weekend nie mam częstego dostępu do komputera. Jeszcze raz dzięki ♡.♡

      Usuń
  2. Hmm... jak dla mnie za duże litery... aż kują w oczy... chciałam przeczytać ale cóż... od razu dostałam oczopląsu więc odpuściłam... mimo to życzę powodzenia i żałuję że nie zapoznałam się z tą historią:)
    pozdrawiam
    Justyna

    OdpowiedzUsuń