piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11: Oni są razem?

Jego myśli nagle zakłóciło dziwne uczucie. Na początku myślał, że to James chce rozdzielić ich ręce i zabrać od niej jednak to było trochę inne. Tak jakby ktoś ściskał mocnieje mu rękę. Spojrzał na ich splecione ręce i jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, gdy ujrzał, że to Alice odwzajemnia uścisk dłoni.

Matt otworzył szerzej oczy i spojrzał na jej twarz.
- Ej ludzie, on się chyba budzi!
Iris i James pochylili się nad nim z również zdumionymi minami. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w twarz dziewczyny. W powietrzu można było czuć gęstą atmosferę pełną nadziei, podniecenia i szczęścia. Jej powieki zaczęły drgać, po czym uniosły się w górę ukazując piękne czekoladowe oczy, za którymi tak wszyscy tęsknili. Moony usiadł przy niej, jego oczy ukazywały równie wielkie szczęście. Alice czuła się jakby miała kończyny z ołowiu, nie mogła nimi poruszyć, a co dopiero wstać. Samo otworzenie oczu było dla niej nie lada wysiłkiem. Spojrzała po każdym po kolei i uśmiechnęła się do nich blado. Wszyscy odetchnęli.
- Witaj znowu w świecie żywych. – rzekł James, a jego usta rozchyliły się ukazując szereg białych zębów.
Iris również się do niej uśmiechnęła, po czym pocałowała ją w czoło. Matt miał pewne problemy z wysłowieniem się, więc uniósł nieśmiało kąciki ust, a po jego policzku spłynęła łza szczęścia.
- To my może zostawimy was samych – zawołała ochoczo ruda, mrugając porozumiewawczo do swojego chłopaka, po czym złapała go za rękę i odciągnęła od „łóżka” Alice. Brązowowłosa spojrzała na niego, po woli uniosła dłoń i pogłaskała chłopka po policzku tym samym ocierając słoną kroplę.
- Brakowało mi Ciebie. – szepnął tak cicho, że dziewczyna musiała się natrudzić, by to zrozumieć. – Myślałem, że się nie obudzisz, że opuścisz nas… i mnie. – Spojrzała na niego smutno i ledwo dosłyszalnie szepnęła.
- Mógłbyś mi podać wody? Będziemy mogli normalnie porozmawiać.
-Co? – Matt czuł się wyjątkowo głupio, tak był przejęty tym, że Alice się przebudziła, że zapomniał na chwilę gdzie jest i dlaczego. – Woda, tak już. – Był zdenerwowany choć nie wiedział dlaczego. Chwiejnym krokiem podszedł do plecaka, bo butelkę z wodą. Gdy wrócił podał ją dziewczynie i ponownie usiadł.
- Dziękuję. – powiedziała już dużo wyraźniej dziewczyna. – Teraz czuję, że żyję – uśmiechnęła się do niego szerzej. Po wypiciu wody, czekoladowooka poczuła się jakby to był jakiś eliksir życia. Przez jej ciało przeszedł przyjemny zimny dreszcz, po którym mogła już sprawnie ruszać kończynami oraz ich palcami, co chętnie demonstrowała przed chłopakiem, patrząc się  na to ożywiona i usatysfakcjonowana.
- Jak udało Ci się obudzić?
Nie mógł wytrzymać, aby zadać to pytanie. Dużo czytał o śpiączkach i z tego co się dowiedział to nie było zbyt przyjemne doświadczenie. Osoba, która w nią zapada tak naprawdę walczy o życie, z każdą sekundą, był jednak ciekawy jak to się odbyło w ciele Alice i jakim cudem dziewczyna pokonała śmierć i powróciła do nich. Brązowowłosą nie zaskoczyło to pytanie, jednak nieznacznie się spięła. W powietrzu czuć było niepewność i grozę. Na samo wspomnienie tego, co działo się w jej głowie zaraz po wypadku wzdrygnęła się lekko i spięła wszystkie mięśnie ciała. Czując, że nie da rady już leżeć na plecach uniosła się lekko na łokciach i korzystając z faktu, że jej posłanie położone było pod drzewem oparła o nie poduszkę, a następnie sama oparła się o nie plecami. Widząc, że para po woli spaceruje wzdłuż brzegu jeziora wskazała im palcem, aby podeszli. Zdziwieni tym gestem podeszli do dziewczyny, usiedli obok i zaczęli wsłuchiwać się w jej opowieść.
- W chwili kiedy straciłam przytomność pojawiła się ciemność. Była wszędzie, a ja starałam ją jakoś ominąć lub zgubić. Otaczał mnie z każdych stron. Nie było mowy o ucieczce. Po jakimś czasie zaczynałam popadać w depresję. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak mam spędzić resztę życia.
Mówiąc nie patrzyła na nich. Wzrok skierowała przed siebie, a był on tak pusty, że przyjaciele prawie widzieli ciemność w jej oczach. Bali się,  że gdy dziewczyna im opowiada przeżywa to wszystko na nowo, jednak wiedzieli, że to będzie dla niej najlepsze. Kiedy Alice skończy z serca spadnie jej wielki ciężar, gdyby zamknęła się teraz w sobie przestałaby spać, jeść, pić, a nawet rozmawiać i się poruszać. Nie mogli do tego dopuścić. Dopiero ją odzyskali i nie pozwolą, aby ją ponownie stracili. Brązowowłosa kontynuowała opowieść nie zmieniając swojej pozycji.
- Po kilku dniach ukazały mi się czerwone cienie. Zaczęłam za nimi iść i kiedy wyszłam z tamtej czarnej pustki pojawiłam się tutaj.
Na ich twarzach widać było wymalowane zdumienie. Jakim cudem Alice mogła być nieprzytomna i jednocześnie chodzić sobie wśród nich. Kolejne słowa dziewczyny rozwiały ich wszystkie wątpliwości.
- Ale was nie było.
- Przecież ciągle siedzieliśmy przy Tobie.
- Proszę Matt posłuchaj dalej.
Powiedziała spokojnie na niego spoglądając, po czym ponownie wbiła wzrok przed siebie. Chłopak spojrzał na nią ze skruchą i ponownie wsłuchał się w jej aksamitny głos, który był dla niego jak bardzo przyjemna melodia nie opuszczająca jego ucha.
- Zaczęłam was szukać. W końcu mi się to udało jednak widok nie był zadowalający. W celu znalezienia was skierowałam się w stronę jaskini, z której tu trafiliśmy jednak po drugiej stronie, był mój dom. Nie wyglądało to dobrze. Na drzwiach i  ścianach była krew.
Przyjaciele spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli co na to powiedzieć. To co przeżyła dziewczyna musiało być straszne, jednak nie słyszeli najgorszego.
- Powoli skierowałam się do niego i uchyliłam drzwi. To co zobaczyłam było nie do zniesienia. Powróciło do mnie wspomnienie o rodzicach. Na podłodze pode mną leżała moja martwa rodzina tak jak ponad rok temu. Jednak to nie wszystko. Słyszałam krzyki z mojej sypiali, więc pospieszyłam tam jak najszybciej. Okazało się, że to był krzyk Iris.
Ruda podskoczyła na tą wiadomość w miejscu. Czuła, że Alice przyjemnych wspomnień z tego snu nie posiada, dlatego skupiła się na jej słowach jeszcze bardziej.
- Na podłodze leżały wasze martwe ciała, a nad Iris stał ten sam morderca, którego teraz prześladujemy i on… śmiał się. Śmiechem, który nie ma za grosz wesołości. Zimnym i cynicznym. Widziałam jak podchodzi do Ciebie – tu spojrzała na rudą – u nosi nóż. Chwilę później byłaś martwa, a ja nie mogłam nic zrobić. On skierował się w moją stronę i przebił mnie sztyletem na wskroś. Cóż… - zaśmiała się - dwa razy zginąć nie mogłam, więc pojawiłam się znowu w tej cholernej, czarnej pustki. Czułam, że nie mogłam się ruszyć, ani otworzyć oczu. Przez cały ten czas słyszałam to do mnie mówiliście, jednak nie mogłam odpowiedzieć, że nic mi nie jest żebyście się nie martwili. – tu spojrzała z wdzięcznością na Matta. – Kilka dni później, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam pustkę lecz ta była cała biała. Miałam na sobie białą sukienkę z plamą krwi na brzuchu, jednak nie było na nim rany. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Z tego, że nie mogłam normalnie chodzić, usiadłam na łóżku, z którego próbowałam wstać i czekałam na rozwój wydarzeń. Po chwili pojawiła się moja mama – uśmiechnęła się do siebie – przytuliła mnie i powiedziała, że cieszy się, że mnie widzi. Pokazała mi scenkę, która rozgrywała się tu parę godzin temu. Wy byliście załamani i czuwaliście przy mnie. Nie mogłam znieść tego widoku. Nienawidzę gdy przyjaciele cierpią przeze mnie. – Matt chciał zaprzeczyć, jednak Alice obdarzyła go zabójczym spojrzeniem, więc słuchał dalej. – Mama powiedziała mi, że mam dwa wyjścia, albo zostać tu z nią… na zawsze, albo powrócić do was i wypełnić moją zemstę. Wybór był dla mnie prosty.
Umilkła. To, że skończyła dotarło do przyjaciół dopiero po jakimś czasie. Pierwszy ocknął się zielonooki. Spostrzegł, że dziewczyna na niego zerka. Spojrzał jej głęboko w oczy po czym po prostu przytulił.
- Naprawdę mi przykro, że musiałaś tyle cierpieć przeze mnie. Przepraszam. – odezwał się cicho James
- Przestań. Przecież nie zrobiłeś tego celowo. – powiedziała dziewczyna, gdy odkleiła się od Matta. Spojrzała w prawo i ponownie uśmiechnęła się szeroko i zanim reszta się zorientowała już przytulała Moony’ego. Widząc, że dziewczyna chce się nacieszyć przyjacielem wszyscy odeszli, alby mogła w spokoju odpoczywać.



*



Alice leżała jeszcze przez kilka dni, podczas których Matt prawie nigdy nie opuszczał dziewczyny. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie – bardzo lubiła obecność chłopaka. Gdy był obok niej czuła się swobodnie, a jednocześnie bezpiecznie. Wiedziała, że nie da jej skrzywdzić. Zastanawiało ją zachowanie Jamesa i Iris. Wszędzie chodzili razem, ją również odwiedzali oboje na raz. Czasem przyłapała ich jak trzymali się za ręce. Nie wiedziała o co chodzi, ale miała nadzieję, że niedługo się dowie. Był wieczór. Alice od rana mogła już normalnie chodzić, więc nie było wielkim zdziwieniem to, że postanowiła się wykąpać. Podeszła do jeziora i bez zawahania wskoczyła w spokojną taflę wody. Rozkoszowała się zapachem traw rosnących naokoło. To był jej żywioł. Po prostu uwielbiała pływać, a im większy zbiornik wodny tym lepiej. Po jakimś czasie zamarła. Poczuła, że ktoś łapie ją za nogę i ciągnie w otchłań. Szarpała się bardzo mocno, jednak osobnik nie zamierzał puścić. Sekundy ciągnęły się jak minuty, a brązowooka traciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji. Nagle wszystko jak się zaczęło, tak też skończyło. Poczuła, że nogi już nic nie trzyma i jak najszybciej wypłynęła na powierzchnię, zaczęła się rozglądać i po chwili dostrzegła parę metrów od niej Matta, który śmiał się tak bardzo tym pochłonięty, że nie pamiętał o tym, że jest w wodzie i co jakiś czas się podtapiał.
- To byłeś Ty?
- Tak.
- Co to miało znaczyć?
- To miała być nauczka.
Powiedział z błyskiem w oku. Alice myślała, że się przesłyszała. Wytrzeszczyła oczy i otworzyła buzię, która wypełniła się wodą. Wypluła ją i zapytała.
- Co?
- A z jakiej racji wchodzisz sobie do wody, bez poinformowania nam gdzie idziesz. Przecież nie jesteś jeszcze w pełni zdrowa i mogłabyś przecież utonąć.
O ile początek wymówił z ironią, końcówka była tak cicha, że Alice mogła pomyśleć, że nie mówił tego do niej, a do samego siebie. Dziewczyna prychnęła pod nosem i spojrzała na niego zabójczo.
- Nienawidzę Cię.
- Tęskniłem za tym.
Ostatni raz uśmiechnął się ironicznie po czym zanurzył się z powrotem. Dziewczyna szybko podpłynęła do brzegu i wyszła na ląd. Przebrała się w ciepłe i suche ubranie, a mokre powiesiła na pobliskim drzewie aby wyschło. Usiadła przed ogniskiem i rozpaliła je. Skierowała zamyślony wzrok na jezioro, w którym teraz kąpała się para jej przyjaciół. Matta nie było nigdzie widać. Przeanalizowała całą sytuację sprzed paru minut i ze zdziwieniem stwierdziła, że mógł w pewnym stopniu się o nią troszczyć. Przecież dał jej nauczkę, bo nie powiedziała im gdzie idzie. Moony położył się obok, a ona nieświadomie zaczęła go głaskać. Tak się zamyśliła, że nie zauważyła kiedy zielonooki usiadł naprzeciwko niej i przyglądał się jej z uwagą. Zastanawiał się, czy dziewczyna ma zamiar Zabić go za to co jej zrobił. Przecież chciał jej tylko przypomnieć, żeby się jakoś z nimi porozumiewała, i mówiła dokąd idzie. Nie wiedział co by zrobił gdyby dziewczyna gdzieś poszła, a potem nie wróciła. Po godzinie podeszli do nich zmoknięci przyjaciele i wszyscy zaczęli ożywioną rozmowę.
- Słuchajcie. Macie już plan na to gdzie zamieszkamy, kiedy się stąd wydostaniemy? – zapytała po chwili Iris.
- Ja nie wiem. Nigdy jeszcze nie opuściłam tego lasu. Nie mam pojęcia jak wygląda miasto i na czym to wszystko polega.
- No tak pomyślałem, że moglibyśmy zamieszkać u mnie. – rzekł po chwili Matt – Mam mały domek na przedmieściach, są w nim dwa pokoje, do każdego łazienka. Kuchnia i salon jest dla wszystkich. Spokojnie byśmy się tam zmieścili.
- Dobrze, właściwie czemu nie. – skomentował wszystko James. – Mam propozycję – mówiąc to mrugnął do Iris porozumiewawczo – Kto chce zagrać w butelkę?
- Ja – Ruda z entuzjazmem poderwała się z miejsca i podniosła rękę.
- Zależy w jaką? – powiedział zielonooki
- Co to za gra? – zapytała zaciekawiona Alice.
James spojrzał po wszystkich, po czym zaczął odpowiadać na pytania.
- Nie rozumiem Twojego pytania Matt. Co to znawczy w jaką?
- Chodzi o to czy chcecie grać na całowanie, czy na prawda wyzwanie?
- Raczej druga opcja. Ok., skoro wszystko ustalone to oświecę naszą uroczą koleżankę. – uśmiechnął się łobuzersko i kontynuował. – Zasady są takie. Siedzimy w kółku. Jedno z nas kręci butelką, ten na kogo wskaże korek musi wybrać prawdę lub wyzwanie. Osoba, która kręciła butelką zadaje jej pytanie albo wymyśla zadanie w zależności od tego, co wybrała. Czy wszystko jest jasne?
- Chyba tak.
- Zaraz – przewał czarnowłosy – ale nie dajemy zadań z całowanie..
- Kurde Ty zawsze odbierasz najlepsze części, ale skoro już tak chcesz to ok.
Usiedli w kółku, James wziął butelkę, więc kręcił pierwszy. Padło na Matta.
- Pytanie czy wyzwanie? – Zapytał poruszając szybko brwiami.
- Ah przestań już. Nie dam się łatwo. Wyzwanie.
- Ooo widzę, że dzisiaj jesteś odważniejszy – spojrzał na Iris, zanim podeszli umówili się, że spróbują ich zeswatać, jednak nie chcą przechodzić od razu do konkretów, żeby się nie domyślili. – Ok., mam pomysł. Widzisz to drzewo? – wskazał ręką przed siebie. Zielonooki spojrzał we wskazywane miejsce. Roślina była bardzo wysoka. Na samym szczycie rosły czerwone kwiaty. Matt przytaknął głową. – No i świetnie. Twoim zadaniem będzie wspięcie się na samą górę i zerwanie jednego kwiatka.
Chłopak ponownie spojrzał na drzewo. Nie będzie łatwo. Przy samej ziemi było bardzo mało gałęzi, które na pewno pomogłyby mu w tym zadaniu. Znacznie łatwiej wspiąć się na drzewo przy pomocy grubych gałęzi niż po pniu. Westchnął głośno i ruszył, aby mieć już to wszystko z głowy. Po kolei stawiał nogi na bardzo cienkich odnóżach i wspinał się coraz wyżej. Po jakimś czasie doszedł do miejsca, w którym zaczynały się grube gałęzie, odetchnął głęboko i kontynuował. Nie wiedział, że mu się to uda, nigdy nie wspinał się na drzewa, nie był jakoś bardzo wysportowany. Zerwał kwiat, który w ciemnościach zdawał się świecić czerwonym blaskiem. Zejście było dużo łatwiejsze. Podszedł to towarzystwa i pokazał im swoją zdobycz. James zaliczył mu zadanie, więc czarnowłosy przypiął kwiat do włosów Alice. Wydawało mu się, że pasuje tam idealnie. Dziewczyna zarumieniła się i podziękowała, po czym wrócili do gry. Padało dużo różnych pytań od „ Jaki jest Twój ulubiony kolor?” przez „powiedz coś o sobie”, do „Jaki masz rozmiar stanika?” kierowane od Jamesa dla Alice. Ta w odpowiedzi zaczęła go ganiać dookoła jeziora. Blondyn już zmęczony stanął nad jego brzegiem, jednak nie zauważył, że dziewczyna biegła zaraz za nim, czego skutkiem oboje wylądowali w jeziorze. Matt i Iris dostali napadu śmiechu, sami zainteresowani wynurzyli się z wody ze zdziwionymi minami, po czym oboje dołączyli do pozostałych śmiejąc się z własnej głupoty.
- Dobra koniec tego, teraz ja kręcę. – butelka padła na zielonookiego – Wreszcie ja się pośmieję. Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie. – odpowiedział nawet się nie zastanawiając. – chociaż…
- O nie, już wybrałeś. Nie możesz zmienić.
- No dobra, dawaj.
- Hmmm… - dziewczyna się zamyśliła. Tak naprawdę nie miała pojęcia o co mogłaby go zapytać. Wiedziała, że i tak jest z nią zawsze szczery, więc proste pytania mogłaby mu zadać nawet podczas zwykłej rozmowy, a on bez wahania by jej odpowiedział. To musi być coś innego. – Czy kiedy się stąd wydostaniemy, dalej będziemy utrzymywać kontakt? – Chłopak myślał na początku, że żartuje, jednak jej mina była poważna.
- Oczywiście, że tak. Przecież muszę Ci pomóc w zemście, do tego przecież mamy razem mieszkać.
- Ok, to teraz Ty kręcisz. – Uśmiech ulgi wpełzł na jej usta. Od jakiegoś czasu rozmyślała o tym, czy Matt mówi prawdę, że jej pomoże. Ciągle miała wrażenie, że jak się stąd wydostaną odejdzie i już nigdy go nie zobaczy. Odetchnęła z ulgą. Teraz może spać spokojnie. Grali jeszcze długo. Alice coś dostrzegła. Iris i James zadawali im pytania typu, „ Czy Matt Ci się podoba?” albo „ Czy chciałabyś być z Alice?” po jakimś czasie, kiedy padło zadanie dla dziewczyny, aby usiadła mu na kolanach i pocałowała w policzek oboje wiedzieli o co tej nachalnej dwójce chodzi. Oddalili się tłumacząc, że chcą chwilkę pogadać.
- Czy Ty widzisz co tu się dzieje?
- Tak, oni chcą, żebyśmy byli parą, ale dlaczego? – dziewczyna nie rozumiała o co im chodzi, to było co najmniej dziwne.
- Nie wiem, ale mam pomysł. – Na jego twarzy błąkał się łobuzerski uśmiech – Odpłacimy im tym samym. Też będziemy im zadawać dwuznaczne pytania i zadania.
- No dobra, możemy spróbować.
Wrócili po paru minutach, nie zwracając uwagi na wymieniających między sobą spojrzeń przyjaciół. Wrócili do gry. Matt zadał im pytania „ Czy podoba Ci się James?”, Alice dała Iris zadanie, aby objęła blondyna od tyłu i wyznała mu miłość. Ku ich zdziwieniu dziewczyna zrobiła to bez zawahania, czego nie można było powiedzieć tego o czekoladowookiej, która z wielkim ociąganiem zrobiła to samo tylko podchodząc do drugiego chłopca. W końcu zielonooki nie wytrzymał, wstał i spojrzał na nich z wściekłością wymalowaną na twarzy.
- O co tu chodzi? – widząc, że nie wyraził się dokładnie dodał – Czemu tak się zachowujecie? Czy wy jesteście razem? – ku jemu wielkiemu zdumieniu oboje wstali, James złapał Iris w talii i uśmiechnął się. Alice widząc to także wstała i spojrzała w ich stronę czekając na rozwój wydarzeń.
- Właściwie, to my jesteśmy parą, już ponad tydzień.
- Wiedziałam! – krzyknęła Alice na tyle głośno, że wszyscy na nią spojrzeli. – No, to można było zauważyć, ale dlaczego nie powiedzieliście. – Na jej ustach coraz bardziej rozszerzał się uśmiech – Tak się cieszę. – Podeszła do rudej i uścisnęła ją przyjaźnie?
- Dlaczego tylko ja nic o tym nie wiem? – Zapytał z wyrzutem Matt.
- Bo tylko Ty jesteś tak tępy. – odpowiedział mu James – No nie gniewaj się, ale złączyliśmy się zaraz po wypadku Alice, Ty nic wtedy poza nią nie widziałeś, więc nie dziwiłem się, że nic o nas nie wiesz, jednak myślałem, że jak dziewczyna się obudzi to będziesz już w miarę normalnie kontaktować, ale jednak się przeliczyłem.
- No dobra, skoro wszystko się już wyjaśniło to może skończmy już grać i chodźmy spać. – zaproponowała Iris


- Racja ja już padam. Dobranoc. – powiedziała brązowowłosa po czym wczołgała się do namiotu, to samo uczynił Matt, wchodząc do drugiego. Para jeszcze chwilę żegnała się wylewnie, po czym Rozdzielili się dołączając do przyjaciół. Wszyscy oddali się w ramiona Morfeusza.

*


To by było na tyle w rozdziale 11. Chciałam go opisać lepiej jednak
wyszedł jak wyszedł. Mam nadzieję, że się podoba i liczę na komentarze. Następny będzie raczej dopiero w przyszłym tygodniu, ale jeszcze się zobaczy. Pozdrawiam
Moony :*

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Piszesz wspaniale, masz szeroką wyobraźnię i ciekawe pomysły. Dopatrzyłam się paru literówek, ale to nie jest zbyt ważne. Akcja w powieści jest wciągająca i bardzo interesująca, dlatego z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam tylko maluteńką prośbę - mogłabyś wprowadzić odrobinę więcej wątków z uroczym wilkiem? Nie dużo, ale żeby było wiadomo, że on dalej uczestniczy w historii. Pozdrawiam,

    Wielbicielka Twojej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej ⌒.⌒ cieszę się, że Ci się podoba. Każdy czytelnik dużo dla mnie znaczy. Co do wilka to zdaję sobię z tego sprawę. Chcę w każdym rozdziale umieszczać go, tak aby nie był postacią drugoplanową. Mam do niego pewne plany w przyszłych rozdziałach i mam nadzieję, ze będziesz cierpliwa, jednak postaram się umieszczać go częściej ^.^

      Usuń
  2. no no Martuś przeszłaś samą siebie, świetny świetny jeszcze raz świetny, czekam znowu z niecierpliwością na następne i będę częściej sprawdzać :)
    przepraszam że tak długo zwlekałam ale jakoś czasu mało było, mam nadzieje że mi to wybaczysz :)
    twoja największa fanka, Anka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że wybaczę. Jeszcze nie przeszłam samej siebie, to nie jest jeszcze szczyt mojej wyobraźni :D

      Usuń
  3. Cześć. Nie wiem czy pamiętasz ale napisałaś na moim blogu i postanowiłam sprawdzić jaki jest twój. Od razu po wejściu zachwyciłam się szablonem bo jest przepiękny. I zaczęłam czytać . Na początku trochę trudno mi szło bo to co opisałaś było strasznie smutne ale odkąd pojawił się nasz wilczek to czytało mi się dużo lżej. Ogólnie jestem zachwycona twoim blogiem i tą historią bo nigdy wcześniej takiej nie czytałam, więc gratuluje tak wielkiej wyobraźni. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział a już nie długo i u mnie powinno się coś pojawić. Dziękuję ci za tak wspaniałą lekturę i życzę dużo weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rany. Zajebisty rozdział *-* kiedy czytam nowy rozdział zakochuję się na nowo w tym blogu ;D mogę go czytać dniami i nocami jak Harry'ego ;) praktycznie znam go na pamięć :D
    Czekam na następny rozdział ,życzę ładnej pogody i świetnych wakacji ;)
    Pozdrawiam ;*
    ~Z.

    OdpowiedzUsuń