Jego myśli nagle zakłóciło dziwne
uczucie. Na początku myślał, że to James chce rozdzielić ich ręce i zabrać od
niej jednak to było trochę inne. Tak jakby ktoś ściskał mocnieje mu rękę.
Spojrzał na ich splecione ręce i jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej, gdy
ujrzał, że to Alice odwzajemnia uścisk dłoni.
Matt
otworzył szerzej oczy i spojrzał na jej twarz.
-
Ej ludzie, on się chyba budzi!
Iris
i James pochylili się nad nim z również zdumionymi minami. Wszyscy jak
zahipnotyzowani wpatrywali się w twarz dziewczyny. W powietrzu można było czuć
gęstą atmosferę pełną nadziei, podniecenia i szczęścia. Jej powieki zaczęły
drgać, po czym uniosły się w górę ukazując piękne czekoladowe oczy, za którymi
tak wszyscy tęsknili. Moony usiadł przy niej, jego oczy ukazywały równie
wielkie szczęście. Alice czuła się jakby miała kończyny z ołowiu, nie mogła
nimi poruszyć, a co dopiero wstać. Samo otworzenie oczu było dla niej nie lada
wysiłkiem. Spojrzała po każdym po kolei i uśmiechnęła się do nich blado.
Wszyscy odetchnęli.
-
Witaj znowu w świecie żywych. – rzekł James, a jego usta rozchyliły się
ukazując szereg białych zębów.
Iris
również się do niej uśmiechnęła, po czym pocałowała ją w czoło. Matt miał pewne
problemy z wysłowieniem się, więc uniósł nieśmiało kąciki ust, a po jego
policzku spłynęła łza szczęścia.
-
To my może zostawimy was samych – zawołała ochoczo ruda, mrugając
porozumiewawczo do swojego chłopaka, po czym złapała go za rękę i odciągnęła od
„łóżka” Alice. Brązowowłosa spojrzała na niego, po woli uniosła dłoń i
pogłaskała chłopka po policzku tym samym ocierając słoną kroplę.
-
Brakowało mi Ciebie. – szepnął tak cicho, że dziewczyna musiała się natrudzić,
by to zrozumieć. – Myślałem, że się nie obudzisz, że opuścisz nas… i mnie. –
Spojrzała na niego smutno i ledwo dosłyszalnie szepnęła.
-
Mógłbyś mi podać wody? Będziemy mogli normalnie porozmawiać.
-Co?
– Matt czuł się wyjątkowo głupio, tak był przejęty tym, że Alice się
przebudziła, że zapomniał na chwilę gdzie jest i dlaczego. – Woda, tak już. –
Był zdenerwowany choć nie wiedział dlaczego. Chwiejnym krokiem podszedł do
plecaka, bo butelkę z wodą. Gdy wrócił podał ją dziewczynie i ponownie usiadł.
-
Dziękuję. – powiedziała już dużo wyraźniej dziewczyna. – Teraz czuję, że żyję –
uśmiechnęła się do niego szerzej. Po wypiciu wody, czekoladowooka poczuła się
jakby to był jakiś eliksir życia. Przez jej ciało przeszedł przyjemny zimny
dreszcz, po którym mogła już sprawnie ruszać kończynami oraz ich palcami, co
chętnie demonstrowała przed chłopakiem, patrząc się na to ożywiona i usatysfakcjonowana.
-
Jak udało Ci się obudzić?
Nie
mógł wytrzymać, aby zadać to pytanie. Dużo czytał o śpiączkach i z tego co się
dowiedział to nie było zbyt przyjemne doświadczenie. Osoba, która w nią zapada
tak naprawdę walczy o życie, z każdą sekundą, był jednak ciekawy jak to się
odbyło w ciele Alice i jakim cudem dziewczyna pokonała śmierć i powróciła do
nich. Brązowowłosą nie zaskoczyło to pytanie, jednak nieznacznie się spięła. W
powietrzu czuć było niepewność i grozę. Na samo wspomnienie tego, co działo się
w jej głowie zaraz po wypadku wzdrygnęła się lekko i spięła wszystkie mięśnie
ciała. Czując, że nie da rady już leżeć na plecach uniosła się lekko na
łokciach i korzystając z faktu, że jej posłanie położone było pod drzewem
oparła o nie poduszkę, a następnie sama oparła się o nie plecami. Widząc, że
para po woli spaceruje wzdłuż brzegu jeziora wskazała im palcem, aby podeszli.
Zdziwieni tym gestem podeszli do dziewczyny, usiedli obok i zaczęli wsłuchiwać
się w jej opowieść.
-
W chwili kiedy straciłam przytomność pojawiła się ciemność. Była wszędzie, a ja
starałam ją jakoś ominąć lub zgubić. Otaczał mnie z każdych stron. Nie było
mowy o ucieczce. Po jakimś czasie zaczynałam popadać w depresję. Nie mogłam
uwierzyć w to, że tak mam spędzić resztę życia.
Mówiąc
nie patrzyła na nich. Wzrok skierowała przed siebie, a był on tak pusty, że
przyjaciele prawie widzieli ciemność w jej oczach. Bali się, że gdy dziewczyna im opowiada przeżywa to
wszystko na nowo, jednak wiedzieli, że to będzie dla niej najlepsze. Kiedy
Alice skończy z serca spadnie jej wielki ciężar, gdyby zamknęła się teraz w
sobie przestałaby spać, jeść, pić, a nawet rozmawiać i się poruszać. Nie mogli
do tego dopuścić. Dopiero ją odzyskali i nie pozwolą, aby ją ponownie stracili.
Brązowowłosa kontynuowała opowieść nie zmieniając swojej pozycji.
-
Po kilku dniach ukazały mi się czerwone cienie. Zaczęłam za nimi iść i kiedy
wyszłam z tamtej czarnej pustki pojawiłam się tutaj.
Na
ich twarzach widać było wymalowane zdumienie. Jakim cudem Alice mogła być
nieprzytomna i jednocześnie chodzić sobie wśród nich. Kolejne słowa dziewczyny
rozwiały ich wszystkie wątpliwości.
-
Ale was nie było.
-
Przecież ciągle siedzieliśmy przy Tobie.
-
Proszę Matt posłuchaj dalej.
Powiedziała
spokojnie na niego spoglądając, po czym ponownie wbiła wzrok przed siebie.
Chłopak spojrzał na nią ze skruchą i ponownie wsłuchał się w jej aksamitny
głos, który był dla niego jak bardzo przyjemna melodia nie opuszczająca jego
ucha.
-
Zaczęłam was szukać. W końcu mi się to udało jednak widok nie był zadowalający.
W celu znalezienia was skierowałam się w stronę jaskini, z której tu trafiliśmy
jednak po drugiej stronie, był mój dom. Nie wyglądało to dobrze. Na drzwiach
i ścianach była krew.
Przyjaciele
spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli co na to powiedzieć. To co przeżyła
dziewczyna musiało być straszne, jednak nie słyszeli najgorszego.
-
Powoli skierowałam się do niego i uchyliłam drzwi. To co zobaczyłam było nie do
zniesienia. Powróciło do mnie wspomnienie o rodzicach. Na podłodze pode mną
leżała moja martwa rodzina tak jak ponad rok temu. Jednak to nie wszystko.
Słyszałam krzyki z mojej sypiali, więc pospieszyłam tam jak najszybciej.
Okazało się, że to był krzyk Iris.
Ruda
podskoczyła na tą wiadomość w miejscu. Czuła, że Alice przyjemnych wspomnień z
tego snu nie posiada, dlatego skupiła się na jej słowach jeszcze bardziej.
-
Na podłodze leżały wasze martwe ciała, a nad Iris stał ten sam morderca,
którego teraz prześladujemy i on… śmiał się. Śmiechem, który nie ma za grosz
wesołości. Zimnym i cynicznym. Widziałam jak podchodzi do Ciebie – tu spojrzała
na rudą – u nosi nóż. Chwilę później byłaś martwa, a ja nie mogłam nic zrobić.
On skierował się w moją stronę i przebił mnie sztyletem na wskroś. Cóż… -
zaśmiała się - dwa razy zginąć nie mogłam, więc pojawiłam się znowu w tej
cholernej, czarnej pustki. Czułam, że nie mogłam się ruszyć, ani otworzyć oczu.
Przez cały ten czas słyszałam to do mnie mówiliście, jednak nie mogłam
odpowiedzieć, że nic mi nie jest żebyście się nie martwili. – tu spojrzała z
wdzięcznością na Matta. – Kilka dni później, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam
pustkę lecz ta była cała biała. Miałam na sobie białą sukienkę z plamą krwi na
brzuchu, jednak nie było na nim rany. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Z
tego, że nie mogłam normalnie chodzić, usiadłam na łóżku, z którego próbowałam
wstać i czekałam na rozwój wydarzeń. Po chwili pojawiła się moja mama –
uśmiechnęła się do siebie – przytuliła mnie i powiedziała, że cieszy się, że
mnie widzi. Pokazała mi scenkę, która rozgrywała się tu parę godzin temu. Wy
byliście załamani i czuwaliście przy mnie. Nie mogłam znieść tego widoku.
Nienawidzę gdy przyjaciele cierpią przeze mnie. – Matt chciał zaprzeczyć, jednak
Alice obdarzyła go zabójczym spojrzeniem, więc słuchał dalej. – Mama
powiedziała mi, że mam dwa wyjścia, albo zostać tu z nią… na zawsze, albo
powrócić do was i wypełnić moją zemstę. Wybór był dla mnie prosty.
Umilkła.
To, że skończyła dotarło do przyjaciół dopiero po jakimś czasie. Pierwszy
ocknął się zielonooki. Spostrzegł, że dziewczyna na niego zerka. Spojrzał jej
głęboko w oczy po czym po prostu przytulił.
-
Naprawdę mi przykro, że musiałaś tyle cierpieć przeze mnie. Przepraszam. –
odezwał się cicho James
-
Przestań. Przecież nie zrobiłeś tego celowo. – powiedziała dziewczyna, gdy
odkleiła się od Matta. Spojrzała w prawo i ponownie uśmiechnęła się szeroko i
zanim reszta się zorientowała już przytulała Moony’ego. Widząc, że dziewczyna
chce się nacieszyć przyjacielem wszyscy odeszli, alby mogła w spokoju
odpoczywać.
*
Alice
leżała jeszcze przez kilka dni, podczas których Matt prawie nigdy nie opuszczał
dziewczyny. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie – bardzo lubiła
obecność chłopaka. Gdy był obok niej czuła się swobodnie, a jednocześnie
bezpiecznie. Wiedziała, że nie da jej skrzywdzić. Zastanawiało ją zachowanie
Jamesa i Iris. Wszędzie chodzili razem, ją również odwiedzali oboje na raz.
Czasem przyłapała ich jak trzymali się za ręce. Nie wiedziała o co chodzi, ale
miała nadzieję, że niedługo się dowie. Był wieczór. Alice od rana mogła już
normalnie chodzić, więc nie było wielkim zdziwieniem to, że postanowiła się
wykąpać. Podeszła do jeziora i bez zawahania wskoczyła w spokojną taflę wody.
Rozkoszowała się zapachem traw rosnących naokoło. To był jej żywioł. Po prostu
uwielbiała pływać, a im większy zbiornik wodny tym lepiej. Po jakimś czasie
zamarła. Poczuła, że ktoś łapie ją za nogę i ciągnie w otchłań. Szarpała się
bardzo mocno, jednak osobnik nie zamierzał puścić. Sekundy ciągnęły się jak
minuty, a brązowooka traciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się wybrnąć z
tej beznadziejnej sytuacji. Nagle wszystko jak się zaczęło, tak też skończyło.
Poczuła, że nogi już nic nie trzyma i jak najszybciej wypłynęła na
powierzchnię, zaczęła się rozglądać i po chwili dostrzegła parę metrów od niej
Matta, który śmiał się tak bardzo tym pochłonięty, że nie pamiętał o tym, że
jest w wodzie i co jakiś czas się podtapiał.
-
To byłeś Ty?
-
Tak.
-
Co to miało znaczyć?
-
To miała być nauczka.
Powiedział
z błyskiem w oku. Alice myślała, że się przesłyszała. Wytrzeszczyła oczy i
otworzyła buzię, która wypełniła się wodą. Wypluła ją i zapytała.
-
Co?
-
A z jakiej racji wchodzisz sobie do wody, bez poinformowania nam gdzie idziesz.
Przecież nie jesteś jeszcze w pełni zdrowa i mogłabyś przecież utonąć.
O
ile początek wymówił z ironią, końcówka była tak cicha, że Alice mogła
pomyśleć, że nie mówił tego do niej, a do samego siebie. Dziewczyna prychnęła
pod nosem i spojrzała na niego zabójczo.
-
Nienawidzę Cię.
-
Tęskniłem za tym.
Ostatni
raz uśmiechnął się ironicznie po czym zanurzył się z powrotem. Dziewczyna
szybko podpłynęła do brzegu i wyszła na ląd. Przebrała się w ciepłe i suche
ubranie, a mokre powiesiła na pobliskim drzewie aby wyschło. Usiadła przed
ogniskiem i rozpaliła je. Skierowała zamyślony wzrok na jezioro, w którym teraz
kąpała się para jej przyjaciół. Matta nie było nigdzie widać. Przeanalizowała
całą sytuację sprzed paru minut i ze zdziwieniem stwierdziła, że mógł w pewnym
stopniu się o nią troszczyć. Przecież dał jej nauczkę, bo nie powiedziała im
gdzie idzie. Moony położył się obok, a ona nieświadomie zaczęła go głaskać. Tak
się zamyśliła, że nie zauważyła kiedy zielonooki usiadł naprzeciwko niej i
przyglądał się jej z uwagą. Zastanawiał się, czy dziewczyna ma zamiar Zabić go
za to co jej zrobił. Przecież chciał jej tylko przypomnieć, żeby się jakoś z
nimi porozumiewała, i mówiła dokąd idzie. Nie wiedział co by zrobił gdyby
dziewczyna gdzieś poszła, a potem nie wróciła. Po godzinie podeszli do nich
zmoknięci przyjaciele i wszyscy zaczęli ożywioną rozmowę.
-
Słuchajcie. Macie już plan na to gdzie zamieszkamy, kiedy się stąd
wydostaniemy? – zapytała po chwili Iris.
-
Ja nie wiem. Nigdy jeszcze nie opuściłam tego lasu. Nie mam pojęcia jak wygląda
miasto i na czym to wszystko polega.
-
No tak pomyślałem, że moglibyśmy zamieszkać u mnie. – rzekł po chwili Matt –
Mam mały domek na przedmieściach, są w nim dwa pokoje, do każdego łazienka.
Kuchnia i salon jest dla wszystkich. Spokojnie byśmy się tam zmieścili.
-
Dobrze, właściwie czemu nie. – skomentował wszystko James. – Mam propozycję –
mówiąc to mrugnął do Iris porozumiewawczo – Kto chce zagrać w butelkę?
-
Ja – Ruda z entuzjazmem poderwała się z miejsca i podniosła rękę.
-
Zależy w jaką? – powiedział zielonooki
-
Co to za gra? – zapytała zaciekawiona Alice.
James
spojrzał po wszystkich, po czym zaczął odpowiadać na pytania.
-
Nie rozumiem Twojego pytania Matt. Co to znawczy w jaką?
-
Chodzi o to czy chcecie grać na całowanie, czy na prawda wyzwanie?
-
Raczej druga opcja. Ok., skoro wszystko ustalone to oświecę naszą uroczą
koleżankę. – uśmiechnął się łobuzersko i kontynuował. – Zasady są takie.
Siedzimy w kółku. Jedno z nas kręci butelką, ten na kogo wskaże korek musi
wybrać prawdę lub wyzwanie. Osoba, która kręciła butelką zadaje jej pytanie
albo wymyśla zadanie w zależności od tego, co wybrała. Czy wszystko jest jasne?
-
Chyba tak.
-
Zaraz – przewał czarnowłosy – ale nie dajemy zadań z całowanie..
-
Kurde Ty zawsze odbierasz najlepsze części, ale skoro już tak chcesz to ok.
Usiedli
w kółku, James wziął butelkę, więc kręcił pierwszy. Padło na Matta.
-
Pytanie czy wyzwanie? – Zapytał poruszając szybko brwiami.
-
Ah przestań już. Nie dam się łatwo. Wyzwanie.
-
Ooo widzę, że dzisiaj jesteś odważniejszy – spojrzał na Iris, zanim podeszli
umówili się, że spróbują ich zeswatać, jednak nie chcą przechodzić od razu do
konkretów, żeby się nie domyślili. – Ok., mam pomysł. Widzisz to drzewo? –
wskazał ręką przed siebie. Zielonooki spojrzał we wskazywane miejsce. Roślina
była bardzo wysoka. Na samym szczycie rosły czerwone kwiaty. Matt przytaknął
głową. – No i świetnie. Twoim zadaniem będzie wspięcie się na samą górę i
zerwanie jednego kwiatka.
Chłopak
ponownie spojrzał na drzewo. Nie będzie łatwo. Przy samej ziemi było bardzo
mało gałęzi, które na pewno pomogłyby mu w tym zadaniu. Znacznie łatwiej wspiąć
się na drzewo przy pomocy grubych gałęzi niż po pniu. Westchnął głośno i
ruszył, aby mieć już to wszystko z głowy. Po kolei stawiał nogi na bardzo
cienkich odnóżach i wspinał się coraz wyżej. Po jakimś czasie doszedł do
miejsca, w którym zaczynały się grube gałęzie, odetchnął głęboko i kontynuował.
Nie wiedział, że mu się to uda, nigdy nie wspinał się na drzewa, nie był jakoś
bardzo wysportowany. Zerwał kwiat, który w ciemnościach zdawał się świecić
czerwonym blaskiem. Zejście było dużo łatwiejsze. Podszedł to towarzystwa i
pokazał im swoją zdobycz. James zaliczył mu zadanie, więc czarnowłosy przypiął kwiat
do włosów Alice. Wydawało mu się, że pasuje tam idealnie. Dziewczyna
zarumieniła się i podziękowała, po czym wrócili do gry. Padało dużo różnych
pytań od „ Jaki jest Twój ulubiony kolor?” przez „powiedz coś o sobie”, do „Jaki
masz rozmiar stanika?” kierowane od Jamesa dla Alice. Ta w odpowiedzi zaczęła go
ganiać dookoła jeziora. Blondyn już zmęczony stanął nad jego brzegiem, jednak
nie zauważył, że dziewczyna biegła zaraz za nim, czego skutkiem oboje
wylądowali w jeziorze. Matt i Iris dostali napadu śmiechu, sami zainteresowani wynurzyli
się z wody ze zdziwionymi minami, po czym oboje dołączyli do pozostałych
śmiejąc się z własnej głupoty.
-
Dobra koniec tego, teraz ja kręcę. – butelka padła na zielonookiego – Wreszcie ja
się pośmieję. Pytanie czy wyzwanie?
-
Pytanie. – odpowiedział nawet się nie zastanawiając. – chociaż…
-
O nie, już wybrałeś. Nie możesz zmienić.
-
No dobra, dawaj.
-
Hmmm… - dziewczyna się zamyśliła. Tak naprawdę nie miała pojęcia o co mogłaby
go zapytać. Wiedziała, że i tak jest z nią zawsze szczery, więc proste pytania
mogłaby mu zadać nawet podczas zwykłej rozmowy, a on bez wahania by jej
odpowiedział. To musi być coś innego. – Czy kiedy się stąd wydostaniemy, dalej
będziemy utrzymywać kontakt? – Chłopak myślał na początku, że żartuje, jednak
jej mina była poważna.
-
Oczywiście, że tak. Przecież muszę Ci pomóc w zemście, do tego przecież mamy
razem mieszkać.
- Ok,
to teraz Ty kręcisz. – Uśmiech ulgi wpełzł na jej usta. Od jakiegoś czasu
rozmyślała o tym, czy Matt mówi prawdę, że jej pomoże. Ciągle miała wrażenie,
że jak się stąd wydostaną odejdzie i już nigdy go nie zobaczy. Odetchnęła z
ulgą. Teraz może spać spokojnie. Grali jeszcze długo. Alice coś dostrzegła.
Iris i James zadawali im pytania typu, „ Czy Matt Ci się podoba?” albo „ Czy
chciałabyś być z Alice?” po jakimś czasie, kiedy padło zadanie dla dziewczyny,
aby usiadła mu na kolanach i pocałowała w policzek oboje wiedzieli o co tej
nachalnej dwójce chodzi. Oddalili się tłumacząc, że chcą chwilkę pogadać.
-
Czy Ty widzisz co tu się dzieje?
-
Tak, oni chcą, żebyśmy byli parą, ale dlaczego? – dziewczyna nie rozumiała o co
im chodzi, to było co najmniej dziwne.
-
Nie wiem, ale mam pomysł. – Na jego twarzy błąkał się łobuzerski uśmiech –
Odpłacimy im tym samym. Też będziemy im zadawać dwuznaczne pytania i zadania.
-
No dobra, możemy spróbować.
Wrócili
po paru minutach, nie zwracając uwagi na wymieniających między sobą spojrzeń
przyjaciół. Wrócili do gry. Matt zadał im pytania „ Czy podoba Ci się James?”,
Alice dała Iris zadanie, aby objęła blondyna od tyłu i wyznała mu miłość. Ku
ich zdziwieniu dziewczyna zrobiła to bez zawahania, czego nie można było
powiedzieć tego o czekoladowookiej, która z wielkim ociąganiem zrobiła to samo
tylko podchodząc do drugiego chłopca. W końcu zielonooki nie wytrzymał, wstał i
spojrzał na nich z wściekłością wymalowaną na twarzy.
-
O co tu chodzi? – widząc, że nie wyraził się dokładnie dodał – Czemu tak się
zachowujecie? Czy wy jesteście razem? – ku jemu wielkiemu zdumieniu oboje
wstali, James złapał Iris w talii i uśmiechnął się. Alice widząc to także
wstała i spojrzała w ich stronę czekając na rozwój wydarzeń.
-
Właściwie, to my jesteśmy parą, już ponad tydzień.
-
Wiedziałam! – krzyknęła Alice na tyle głośno, że wszyscy na nią spojrzeli. –
No, to można było zauważyć, ale dlaczego nie powiedzieliście. – Na jej ustach
coraz bardziej rozszerzał się uśmiech – Tak się cieszę. – Podeszła do rudej i
uścisnęła ją przyjaźnie?
-
Dlaczego tylko ja nic o tym nie wiem? – Zapytał z wyrzutem Matt.
-
Bo tylko Ty jesteś tak tępy. – odpowiedział mu James – No nie gniewaj się, ale
złączyliśmy się zaraz po wypadku Alice, Ty nic wtedy poza nią nie widziałeś,
więc nie dziwiłem się, że nic o nas nie wiesz, jednak myślałem, że jak
dziewczyna się obudzi to będziesz już w miarę normalnie kontaktować, ale jednak
się przeliczyłem.
-
No dobra, skoro wszystko się już wyjaśniło to może skończmy już grać i chodźmy
spać. – zaproponowała Iris
-
Racja ja już padam. Dobranoc. – powiedziała brązowowłosa po czym wczołgała się
do namiotu, to samo uczynił Matt, wchodząc do drugiego. Para jeszcze chwilę
żegnała się wylewnie, po czym Rozdzielili się dołączając do przyjaciół. Wszyscy
oddali się w ramiona Morfeusza.
*
To by było na tyle w rozdziale 11.
Chciałam go opisać lepiej jednak
wyszedł jak wyszedł. Mam nadzieję, że się podoba i liczę na
komentarze. Następny będzie raczej dopiero w przyszłym tygodniu, ale jeszcze
się zobaczy. Pozdrawiam
Moony :*
Świetny rozdział. Piszesz wspaniale, masz szeroką wyobraźnię i ciekawe pomysły. Dopatrzyłam się paru literówek, ale to nie jest zbyt ważne. Akcja w powieści jest wciągająca i bardzo interesująca, dlatego z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam tylko maluteńką prośbę - mogłabyś wprowadzić odrobinę więcej wątków z uroczym wilkiem? Nie dużo, ale żeby było wiadomo, że on dalej uczestniczy w historii. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńWielbicielka Twojej powieści.
Jej ⌒.⌒ cieszę się, że Ci się podoba. Każdy czytelnik dużo dla mnie znaczy. Co do wilka to zdaję sobię z tego sprawę. Chcę w każdym rozdziale umieszczać go, tak aby nie był postacią drugoplanową. Mam do niego pewne plany w przyszłych rozdziałach i mam nadzieję, ze będziesz cierpliwa, jednak postaram się umieszczać go częściej ^.^
Usuńno no Martuś przeszłaś samą siebie, świetny świetny jeszcze raz świetny, czekam znowu z niecierpliwością na następne i będę częściej sprawdzać :)
OdpowiedzUsuńprzepraszam że tak długo zwlekałam ale jakoś czasu mało było, mam nadzieje że mi to wybaczysz :)
twoja największa fanka, Anka :)
Oczywiście, że wybaczę. Jeszcze nie przeszłam samej siebie, to nie jest jeszcze szczyt mojej wyobraźni :D
UsuńCześć. Nie wiem czy pamiętasz ale napisałaś na moim blogu i postanowiłam sprawdzić jaki jest twój. Od razu po wejściu zachwyciłam się szablonem bo jest przepiękny. I zaczęłam czytać . Na początku trochę trudno mi szło bo to co opisałaś było strasznie smutne ale odkąd pojawił się nasz wilczek to czytało mi się dużo lżej. Ogólnie jestem zachwycona twoim blogiem i tą historią bo nigdy wcześniej takiej nie czytałam, więc gratuluje tak wielkiej wyobraźni. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział a już nie długo i u mnie powinno się coś pojawić. Dziękuję ci za tak wspaniałą lekturę i życzę dużo weny. :*
OdpowiedzUsuńRany. Zajebisty rozdział *-* kiedy czytam nowy rozdział zakochuję się na nowo w tym blogu ;D mogę go czytać dniami i nocami jak Harry'ego ;) praktycznie znam go na pamięć :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział ,życzę ładnej pogody i świetnych wakacji ;)
Pozdrawiam ;*
~Z.