Alice stała nad klifem podziwiając ocean. Nigdy nie
widziała piękniejszego widoku. Ciemna otchłań przyzywała ją do siebie. Chciała
skoczyć, jednak powstrzymała się przed tym. Obserwowała leniwie jak
pięciometrowe fale odbijają się od ścianki. Nagle poczuła na policzku ciepłą, lepką maź.
Nie miała pojęcia co to mogłoby być. Zaraz potem usłyszała popiskiwanie, które
stawało się coraz głośniejsze. Otworzyła oczy.
- Co do..? – nie zdążyła przeklnąć. Ku swojemu
zdumieniu ujrzała Moony’ego zwisającego nad jej głową, prawdopodobnie
próbującego ją obudzić. – Dobra, dobra już nie śpię. – Pogłaskała go, cmoknęła
w czoło i wygramoliła się z namiotu.
Przy ognisku siedzieli chłopcy piekąc ryby.
Rozmawiali i śmiali się z własnych żartów.
- O proszę. – zakpił James – nasza panna
ja-to-sama-zrobię już wstała. Jak się spało? – zapytał z udawaną czułością.
- No bardzo to śmieszne. – burknęła – i do tego
jakie dojrzałe panie podziwiajcie-mnie-zawsze-i-wszędzie.
- Ej, wypraszam sobie.
- Myślę, że ona ma rację – powiedział śpiewnym tonem
Matt przysłuchujący się ich wymianie zdań.
- Lepsze to niż być panem
nie-pouczaj-mnie-ja-wiem-lepiej – powiedział złośliwie blondyn
- Skoro już mówimy o sobie, to gdzie panna nie-cierpię-swoich-włosów?
– dodała szybko Alice zapobiegając kłótni chłopaków.
- Poszła na poranną toaletę nad jezioro, właśnie
chciała żebyś do niej dołączyła jak wstaniesz.
- To kiedy ona tam poszła?
- Jakieś dwadzieścia minut temu.
- Dobra, to do zobaczenia. – rzuciła i zniknęła.
Skierowała się w stronę jeziora wypatrując
rudowłosej. Niestety nikogo nie spostrzegła. Stanęła nad brzegiem, gdzie
zobaczyła jej odbicie w tafli wody, jednak było już za późno. Zachwiała się i
wpadła ochlapując wszystko dookoła. Spojrzała gniewnie na przyjaciółkę, płynącą
w jej stronę.
- No wiesz? Co ja Ci zrobiłam?
- To z nudów. – odrzekła wzruszając ramionami
- Ja Ci dam nudy!
Po tych słowach dziewczyny zaczęły się ochlapywać i
podtapiać. Po jakimś czasie wyszły na brzeg i skierowały się w stronę chłopców
śmiejąc głośnio.
- I jak tam nasze śniadanie – rzuciła Iris pociągając
nosem, aby wyczuć zapach.
- O tak, my zrobiliśmy, a wy zjecie tak? – zapytał
oburzony Matt
- Nareszcie ktoś pojął tok naszego myślenia. – Alice
spojrzała na niego i uśmiechnęła się zadziornie.
- Dobra, siadajcie i jedzcie, bo my was potem nosić nie
będziemy.
Dziewczyny usiadły i wszyscy pogrążyli się w ciszy
przerywanej odgłosami jedzenia i trzaskami ogniska.
- Too… - zaczął nieśmiało James – Ile jeszcze tu
zostaniemy?
- Myślę, że możemy tu chwilę zabawić. – Pierwszy
odezwał się zielonooki – Przesiedzimy tu parę dni, bliżej się poznamy,
odpoczniemy i przy okazji przygotujemy się do dalszej wędrówki. Poparły go
przytakiwania dziewczyn i skinięcie głowy blondyna. Ponownie zapadła cisza.
Każdy zapatrzył się w ogień.
- Może się rozejrzymy – zaproponowała nieśmiało
Alice. Reszta spojrzała się na nią nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. –
No wiecie. Skoro będziemy tu jakiś czas to warto się trochę porozglądać.
Rozeznać się w terenie. Czy jest bezpieczny lub czy nie ma jeszcze innych
ukrytych miejsc.
- To bardzo dobry pomysł. – Stwierdziła z
entuzjazmem ruda – Podzielmy się na pary, żebyśmy nie musieli zostawać sami. –
brązowowłosa myślała, że znowu będzie chciała próbować zeswatać ją z Mattem,
jednak mile się zdziwiła – Alice mogłabyś iść ze mną. Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Jasne. Chodźmy. – Dziewczęta wstały i ruszyły w
stronę krzaków kwitnących po prawej stronie ich „Azylu” – Ale wy też już
idźcie, spotkamy się za jakiś czas. – Ostatnie uśmiechy i obie pary ruszyły w
dwie różne strony.
*
Między dwoma dziewczynami zapanowała cisza. Szły
jakiś czas rozglądając się w poszukiwaniu czegoś co zwróciłoby ich uwagę.
Czekoladowooka rozmyślała o tym co miała na myśli dziewczyna mówiąc, że muszą
pogadać. Już miała o to zapytać, kiedy Iris odezwała się pierwsza.
- Pewnie się zastanawiasz o czym chciałabym z Tobą
porozmawiać – Alice przytaknęła głową, więc kontynuowała – chciałam Cię prosić
o pewną przysługę. – uśmiechnęła się do niej niepewnie.
- Jaką? – zaciekawiła się dziewczyna.
- Czy mogłabyś..znaczy…chciałabyś…to….ten….no..ahh
- No wyrzuć to z siebie – powiedziała z uśmiechem
brązowowłosa obserwując poczynania swojej rudej przyjaciółki. Ta wzięła głęboki
oddech po czym bardzo szybko z siebie wyrzuciła z siebie.
- Czymogłabyśnauczyćmniemagii?
- A mogła byś wolniej?
- Czy mogłabyś nauczyć mnie magii? – zapytała już o
wiele ciszej niż przedtem. Widząc jej zdezorientowaną minę kontynuowała. – No
wiesz, chodzi mi o zmienianie się w zwierze. - Alice rozszerzyła oczy do
rozmiarów spodka. Gdy zorientowała się jak musi wyglądać zmieniła minę na – jak
myślała – zamyśloną.
- Tylko, że to jest nie możliwe. – Spojrzała na nią
przepraszająco po czym skierowała wzrok przed siebie. Szły tak chwilę w ciszy
po czym kontynuowała – Nie da się tego nauczyć, wiesz tak się składa, że ja nie
jestem zwykłym człowiekiem.
- Co?
- Posiadam moc, właśnie dzięki której mogę się
zmieniać w zwierzęta. Mam przeczucie, że to nie jest jedyna zdolność jaką
posiadam. Tak czy inaczej nie mogę tego nauczyć nikogo. Mama mi kiedyś mówiła,
że pochodzimy z rodziny czarodziejów. Jednak moje moce zaczęły się ujawniać
dopiero po jej śmierci. Dlatego musiałam sama uczyć się jak je kontrolować. To
może być bardzo dziwne, ale ja już przywykłam. – Uśmiechnęła się lekko i
spojrzała na nią.
- Nie miałam pojęcia. Dlaczego wcześniej nic nie
mówiłaś?
- Nie mogłam być pewna, że się ode mnie nie
odsuniecie jak się dowiecie, że jestem czarownicą.
- Daj spokój, dla mnie to ekstra. Możesz zmieniać
się w zwierzęta. Zastanawia mnie tylko czemu nie możesz w ich postaci chodzić
tam gdzie nie byłaś.
- Pewnie dlatego, że jeszcze nie opanowałam tego
perfekcyjnie, to jest trochę dziwne, ale na razie muszę się jeszcze szkolić.
Dziewczyny szły rozglądając się i rozmawiając.
Jednak nie miały pojęcia, że tuż za nimi podąża chłopak o zielonych oczach.
*
Las potrafi być brutalny. Zwłaszcza, gdy przedziera
się przez wyjątkowo kolczaste krzaki od co najmniej piętnastu minut. Rosły tak
blisko siebie, że nie dało się przejść bez bolesnego pokaleczenia odnóży.
Dwójka chłopców w bardzo porozdzieranych ubraniach, gdzieniegdzie
zakrwawionych, właśnie się stamtąd wycofywała.
- To chyba nie był dobry pomysł. – rzekł jeden z
nich
- No co Ty nie powiesz? – warknął blondyn - Mogliśmy
zawrócić jak tylko zobaczyliśmy te kolce.
- Tak, bo teraz to moja wina. Nawet się nie
zastanowiliśmy, tylko ruszyliśmy na przód jak jakieś ciekawe świata dzieci.
- Dobra, nawet mnie nie denerwuj. Utknąłęm w tych
kolcach. Nie ma szans żebym się stąd wydostał. A niech to. Zachciało nam się
badać teren! Niech ja tylko znajdę dziewczyny! Której to był pomysł? Znajdę je
i wchłostam!
- Ale może najpierw się uspokój, bo jesteś cały
czerwony.
- Z wielką chęcią. – rzucił ze sztucznym uśmiechem
na ustach – Jak tylko będę mógł się wreszcie ruszyć!
Nagle stało się coś niezwykłego. Ręce Jamesa po
prostu zapłonęły żywym ogniem. Jednak on nawet tego nie poczuł, dopiero kiedy
spostrzegł ogień otaczający jego ręce krzyknął i spojrzał się ja Matta
przestraszony. Gdy się trochę uspokoił były takie jak dawniej. Jednak wypaliły
najbliższe krzaki, dzięki czemu mógł się już swobodnie poruszać.
- Stary – zielonooki spojrzał na niego – Wiedziałem,
że masz ognisty charakter, jednak nie pomyślałbym, że aż tak. – James patrzył
się ciągle w jeden punkt i mrugał za często jak na zdrowego człowieka.
Doszli do polany, na której wciąż paliło się jeszcze
gasnącym ogniem palenisko. Opatrzyli sobie rany po czym spojrzeli na siebie nie
bardzo wiedząc co mają ze sobą zrobić.
- Więc… - zamyślił się blondyn – Dziewczyny chyba
jeszcze nie wróciły
- Geniusz… - tylko na taki komentarz zdobył się
czarnowłosy – Zapanowało między nimi długie milczenie. Matt nie mogąc siedzieć bezczynie
wstał i otrzepał się.
- Idę ich poszukać. Może się zgubiły – ruszył już w
ich stronę, kiedy...
- Czekaj. Pójdę z Tobą – Niebieskooki zaczął
podnosić się z miejsca, jednak zielonooki go zatrzymał.
- Nie musisz. Odpocznij sobie, ja niedługo wrócę.
Odszedł nie czekając na odpowiedź kolegi. Miał go
już serdecznie dość i tej jego błyskotliwości. Od trzydziestu minut musiał
znosić jego towarzystwo i czuł, że nie wytrzymałby dłużej.
- Już wolałbym eksplorować teren z Alice, z nią
nigdy mi się nie nudzi. – zamyślił się – I przynajmniej mamy o czym rozmawiać.
– Rozglądał się dookoła. One miałby o wiele bezpieczniejszy teren. Mimo braku
ścieżki było tam całkiem jasno i można było swobodnie iść.
- No tak, one miały o wiele lepszą stronę lasu. –
rzekł z oburzeniem – Kurcze już gadam do siebie. Może powinienem zabrać ze sobą
Jamesa. Tak w ogóle to co to miało być? Od kiedy on może miotać ognie na lewo i
prawo.– Nagle ucichł ponieważ usłyszał przyciszone głosy. Był pewien, że to
dziewczyny, słyszał wszystko doskonale, dlatego postanowił je śledzić.
*
Dziewczyny przemierzały las rozmawiając. Nagle
dotarły do dziwnie wyglądających kamieni. Wszystkie były trochę większe od
nich, dlatego nie było widać co jest po drugiej stronie. W końcu zebrały się i
postanowiły na nie wspiąć. Nie należało to do trudnych czynności. To co
zobaczyły lekko je zaszokowało. Była to wielka polana porośnięta różnymi
odmianami i kolorami kwiatów, formowała się w kształt okręgu, a dookoła
otaczały ją właśnie takie kamienie. Całe miejsce wyglądało trochę jak pole do
pojedynku. W powietrzu czuć było aurę tajemniczości. Dziewczyny zadawały sobie
tylko jedno pytanie. Skąd to miejsce się
tu wzięło?
- Dobra, musimy wrócić przed nocą , a już się
ściemnia. Poza tym chłopcy pewnie już wrócili i się martwią. – zaproponowała Alice
- Racja to dobra myśl
Zawróciły w stronę obozowiska szczęśliwe, że coś im
się udało znaleźć. Na szczęście pamiętały całą drogę, którą szły, jeszcze tego
by brakowało żeby się zgubiły. Poza tym, chłopcy już na pewno na nie czekają. W
tej właśnie chwili usłyszały szelest. Przestraszyły się nie na żarty. W końcu nie były pewne czy są tu bezpieczne.
Zbliżyły się do siebie i zaczęły rozglądać. Drzewa rosnące bardzo blisko siebie
dawały więcej ciemności, przez co było już prawie kompletnie ciemno. Nad ziemią
unosiła się mgła przez co Alice dostała gęsiej skórki. Naprzeciwko nich zaczął
pojawiać się cień osoby. Alice zadała sobie w głowie pytanie czy ludzie serce
może wyskoczyć i uciec jak najdalej się da. Były głupie nie zabierając ze sobą
nic czym mogłyby się obronić. Tymczasem cień stawał się coraz wyraźniejszy.
Dziewczyny były tak ściśnięte, że można było pomyśleć, że są jedną osobą. Po
woli z mroku zaczęła się rozjaśniać twarz… Matt’a. Dziewczyny odetchnęły
głęboko po czym rzuciły się na niego z pięściami.
- Przez Ciebie o mało nie umarłyśmy ze strachu!
- Nie można było po prostu do nas podejść? Musiałeś
się tak zakradać?
- No proste, że tak. – odpowiedział z uśmiechem –
Czy tak nie jest zabawniej?
- Niech ja Cię tylko…
- Trzymajcie mnie bo mu pokiereszuję twarz.
Szarpanina trwała jeszcze jakiś czas. Gdy dziewczyny
się uspokoiły wszyscy wybuchnęli głośnym
śmiechem. Podnieśli się z ziemi i ruszyli razem w drogę powrotną.
- Właściwie- zagadała Alice – dlaczego nas szukałeś?
Czyżbyście wcześniej wrócili z wyprawy?
- Tak się składa, że nam trafił się teren bagnisty,
na którym rosło mnóstwo krzaków z kolcami, dlatego tak wyglądam. – Dziewczyna
zamyśliła się po czym spojrzała na niego i zapytała.
- A czy nie pomyśleliście, że nie warto tam
wchodzić? Przecież nawet jeśli coś by tam było to nie chodzilibyśmy z tam z
powodu tych krzaków. Nie wiem jak wy, ale ja nie chciałabym codziennie
przedzierać się przez krzaki pełne kolców i … Matt? Hej gdzie Ty.. – odwróciła
się i spojrzała na niego zdumiona. Zielonooki zatrzymał się parę kroków za nimi
i wpatrując przed siebie pustym wzrokiem. Nagle zaczął się głośno śmiać i
doszedł do nich, po czym wznowili ich podróż. Orientując się, iż ciągle się
śmieje przestał.
- Wiecie, po prostu na to nie wpadliśmy. –
Momentalnie przyspieszył i tyle go widziały.
*
Wieczorem wszyscy grzali się przy ognisku. Chłopcy
opowiedzieli dziewczynom o ognistych rękach Jamesa. Były trochę zaskoczone
jednak brązowowłosa zamyśliła się patrząc na ogień.
- Alice? – zapytał Matt – czy wszystko w porządku?
- Co? – Dziewczyna ocknęła się i spojrzała na niego,
jednak zdała sobie sprawę, że wszyscy patrzą na nią wyczekująco. – Zastanawiam
się tylko. Skoro James może władać ogniem, to znaczy, że też jest czarodziejem.
- Co?! Jak to też jestem?
- Alice też ma przecież moc – odezwała się ruda.
- Tak słuchajcie, nie mówiłam wam tego, ale to
prawda jestem czarodziejką.
Powiedziała im to samo co Iris wcześniej. Blondyn
słuchał jej otwartymi oczami, jednak Matt wydawał jej się podejrzanie spokojny,
tak jak by już to słyszał. Czy kiedy po nie wyszedł znalazł je wcześniej? Może
coś słyszał? Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Po jakimś czasie ich
spojrzenia się spotkały. Żadne nie chciało odpuścić, jednak. Zahipnotyzowali
siebie nawzajem.
Patrzyłam
już kiedyś w te oczy.
Czy
ja go aby na pewno wcześniej nie znałam?
Próbowali odgadnąć swoje myśli poprzez oczy. Co nie
było łatwym zadaniem, ponieważ oboje bardzo dobrze maskowali swój uczucia.
- Hej słuchasz mnie? – pytanie zadane przez Jamesa
wytrąciło ich z tego dziwnego transu.
- Przepraszam coś mówiłeś?
- Tak. Pytałem się jak odkryłaś swoją moc.
- To było jeszcze przed znalezieniem Moony’ego. –
wskazała na wilka, który wygrzewał się przy ognisku trzymając łeb na jej
kolanach - Uciekałam przed jednym z potworów, goniły mnie bardzo długo, powoli
opadałam z sił. Trafiłam na górę, tak wysoką, że nie dałoby się na nią wspiąć.
Wtedy pomyślałam, że chciałabym mieć skrzydła, no i zamieniłam się w białego
kruka. Przesiedziałam całą noc na szczycie drzewa, a gdy potwór odpuścił
wróciłam do domu. Potem zawsze kiedy próbowałam zmienić się w jakieś zwierze to
nie wychodziło. Dopiero jak spotkałam tego śnieżnobiałego leniucha udało mi się
po woli opanowywać swoje moce, jednak nie potrafię jeszcze tego perfekcyjnie. Cały
czas się uczę.
*
Alice siedziała pod drzewem znajdującym się
niedaleko ogniska. Czytała pamiętnik mamy. To było dla niej taką odskocznią.
Kiedy go dotykała czuła się tak jakby ona gdzieś obok niej była. Jakby wcale
nie odeszła. To wypełniało jej pustkę.
Ten morderca jest niemożliwy. Cały czas
nas napastuje, nie daje nam chwili spokoju. Kilka razu udało nam się ujść z życiem.
Liz ma jeszcze gorzej, on ją prześladuje wszędzie. Gdzie by się nie ruszyła.
Marek mówi, że musimy znaleźć jego bazę, miejsce, w którym ciągle siedzi i
obmyśla swoje pułapki. Nie można go lekceważyć, jest bardzo mądry i może
wykorzystać to przeciw nam. Mam nadzieję, że uda nam się go znaleźć bo jeśli
nie to Liz może…
Alice poczuła, że ktoś wyrywa jej go z
rąk. Spojrzała z oburzeniem na … Matta.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Natychmiast
oddaj mi pamiętnik mojej mamy. – stanęła naprzeciw niego z wyciągniętą ręką.
- Nie – powiedział stanowczo.
- Co? Jak to nie dlaczego?
- Nie chcę żebyś płakała. – teraz ją
zamurowało. A co to miało do rzeczy – Zawsze gdy go czytasz zalewasz się łzami.
Rozumiem, że on Ci przypomina o matce, dlatego tym bardziej wolałbym żebyś go
już nie czytała. Przynajmniej nie teraz.
- Ale Matt ja..
- Alice – spojrzała na niego. Miał
bardzo smutne oczy. – Robię to dla Twojego dobra. Zaufaj mi i nie przejmuj nim.
Żyj teraźniejszością. – Dziewczyna opuściła rękę i ponownie usiadła pod
drzewem.
- Masz rację. – przyznała
- No, grzeczna dziewczyna – uklęknął obok
niej poczochrał włosy i pocałował w policzek
- Dobranoc.
Alice złapał się za policzek i patrzyła
za odchodzącym chłopcem. Nawet nie zauważyła kiedy usiadł przy niej wilk.
- Powiedz mi Moony. Dlaczego on tak się
mną przejmuje? Mam wrażenie jakbym go znała. – spojrzała w jego błękitne oczy. On
przekręcił lekko głowę kuląc uszy i położył ją na jej ramieniu. – Cieszę się,
że Cię mam. – Uśmiechnęła się i zaczęła kojąco głaskać jego puszystą sierść.
Nawet nie zorientowała się kiedy zmorzył ją sen.
Przepraszam
za tak długą nieobecność. Niestety złapał mnie brak weny. Ten rozdział miał już
trzy scenariusze i każdy był inny. Trudno było mi się zdecydować na jakiś krok
w obawie, że w przyszłości może mi nie pasować do pozostałych wątków. Innymi
słowy jak na razie to był dla mnie najtrudniejszy rozdział. Nie mam siły go
sprawdzić za co musicie mi wybaczyć. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Życzę
miłego czytania i standardowo zapraszam do komentowania.
Moony :*
Marta jak zwykle świetnie, przechodzisz samą siebie, wybacz że tak długo ale nie miałam czasu, oby tak dalej i pisz pisz :) Anka :)
OdpowiedzUsuń