poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 12 : Płonące dłonie

Alice stała nad klifem podziwiając ocean. Nigdy nie widziała piękniejszego widoku. Ciemna otchłań przyzywała ją do siebie. Chciała skoczyć, jednak powstrzymała się przed tym. Obserwowała leniwie jak pięciometrowe fale odbijają się od ścianki.  Nagle poczuła na policzku ciepłą, lepką maź. Nie miała pojęcia co to mogłoby być. Zaraz potem usłyszała popiskiwanie, które stawało się coraz głośniejsze. Otworzyła oczy.
- Co do..? – nie zdążyła przeklnąć. Ku swojemu zdumieniu ujrzała Moony’ego zwisającego nad jej głową, prawdopodobnie próbującego ją obudzić. – Dobra, dobra już nie śpię. – Pogłaskała go, cmoknęła w czoło i wygramoliła się z namiotu.
Przy ognisku siedzieli chłopcy piekąc ryby. Rozmawiali i śmiali się z własnych żartów.
- O proszę. – zakpił James – nasza panna ja-to-sama-zrobię już wstała. Jak się spało? – zapytał z udawaną czułością.
- No bardzo to śmieszne. – burknęła – i do tego jakie dojrzałe panie podziwiajcie-mnie-zawsze-i-wszędzie.
- Ej, wypraszam sobie.
- Myślę, że ona ma rację – powiedział śpiewnym tonem Matt przysłuchujący się ich wymianie zdań.
- Lepsze to niż być panem nie-pouczaj-mnie-ja-wiem-lepiej – powiedział złośliwie blondyn
- Skoro już mówimy o sobie, to gdzie panna nie-cierpię-swoich-włosów? – dodała szybko Alice zapobiegając kłótni chłopaków.
- Poszła na poranną toaletę nad jezioro, właśnie chciała żebyś do niej dołączyła jak wstaniesz.
- To kiedy ona tam poszła?
- Jakieś dwadzieścia minut temu.
- Dobra, to do zobaczenia. – rzuciła i zniknęła.
Skierowała się w stronę jeziora wypatrując rudowłosej. Niestety nikogo nie spostrzegła. Stanęła nad brzegiem, gdzie zobaczyła jej odbicie w tafli wody, jednak było już za późno. Zachwiała się i wpadła ochlapując wszystko dookoła. Spojrzała gniewnie na przyjaciółkę, płynącą w jej stronę.
- No wiesz? Co ja Ci zrobiłam?
- To z nudów. – odrzekła wzruszając ramionami
- Ja Ci dam nudy!
Po tych słowach dziewczyny zaczęły się ochlapywać i podtapiać. Po jakimś czasie wyszły na brzeg i skierowały się w stronę chłopców śmiejąc głośnio.
- I jak tam nasze śniadanie – rzuciła Iris pociągając nosem, aby wyczuć zapach.
- O tak, my zrobiliśmy, a wy zjecie tak? – zapytał oburzony Matt
- Nareszcie ktoś pojął tok naszego myślenia. – Alice spojrzała na niego i uśmiechnęła się zadziornie.
- Dobra, siadajcie i jedzcie, bo my was potem nosić nie będziemy.
Dziewczyny usiadły i wszyscy pogrążyli się w ciszy przerywanej odgłosami jedzenia i trzaskami ogniska.
- Too… - zaczął nieśmiało James – Ile jeszcze tu zostaniemy?
- Myślę, że możemy tu chwilę zabawić. – Pierwszy odezwał się zielonooki – Przesiedzimy tu parę dni, bliżej się poznamy, odpoczniemy i przy okazji przygotujemy się do dalszej wędrówki. Poparły go przytakiwania dziewczyn i skinięcie głowy blondyna. Ponownie zapadła cisza. Każdy zapatrzył się w ogień.
- Może się rozejrzymy – zaproponowała nieśmiało Alice. Reszta spojrzała się na nią nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. – No wiecie. Skoro będziemy tu jakiś czas to warto się trochę porozglądać. Rozeznać się w terenie. Czy jest bezpieczny lub czy nie ma jeszcze innych ukrytych miejsc.
- To bardzo dobry pomysł. – Stwierdziła z entuzjazmem ruda – Podzielmy się na pary, żebyśmy nie musieli zostawać sami. – brązowowłosa myślała, że znowu będzie chciała próbować zeswatać ją z Mattem, jednak mile się zdziwiła – Alice mogłabyś iść ze mną. Chciałabym z Tobą porozmawiać.
- Jasne. Chodźmy. – Dziewczęta wstały i ruszyły w stronę krzaków kwitnących po prawej stronie ich „Azylu” – Ale wy też już idźcie, spotkamy się za jakiś czas. – Ostatnie uśmiechy i obie pary ruszyły w dwie różne strony.

*

Między dwoma dziewczynami zapanowała cisza. Szły jakiś czas rozglądając się w poszukiwaniu czegoś co zwróciłoby ich uwagę. Czekoladowooka rozmyślała o tym co miała na myśli dziewczyna mówiąc, że muszą pogadać. Już miała o to zapytać, kiedy Iris odezwała się pierwsza.
- Pewnie się zastanawiasz o czym chciałabym z Tobą porozmawiać – Alice przytaknęła głową, więc kontynuowała – chciałam Cię prosić o pewną przysługę. – uśmiechnęła się do niej niepewnie.
- Jaką? – zaciekawiła się dziewczyna.
- Czy mogłabyś..znaczy…chciałabyś…to….ten….no..ahh
- No wyrzuć to z siebie – powiedziała z uśmiechem brązowowłosa obserwując poczynania swojej rudej przyjaciółki. Ta wzięła głęboki oddech po czym bardzo szybko z siebie wyrzuciła z siebie.
- Czymogłabyśnauczyćmniemagii?
- A mogła byś wolniej?
- Czy mogłabyś nauczyć mnie magii? – zapytała już o wiele ciszej niż przedtem. Widząc jej zdezorientowaną minę kontynuowała. – No wiesz, chodzi mi o zmienianie się w zwierze. - Alice rozszerzyła oczy do rozmiarów spodka. Gdy zorientowała się jak musi wyglądać zmieniła minę na – jak myślała – zamyśloną.
- Tylko, że to jest nie możliwe. – Spojrzała na nią przepraszająco po czym skierowała wzrok przed siebie. Szły tak chwilę w ciszy po czym kontynuowała – Nie da się tego nauczyć, wiesz tak się składa, że ja nie jestem zwykłym człowiekiem.
- Co?
- Posiadam moc, właśnie dzięki której mogę się zmieniać w zwierzęta. Mam przeczucie, że to nie jest jedyna zdolność jaką posiadam. Tak czy inaczej nie mogę tego nauczyć nikogo. Mama mi kiedyś mówiła, że pochodzimy z rodziny czarodziejów. Jednak moje moce zaczęły się ujawniać dopiero po jej śmierci. Dlatego musiałam sama uczyć się jak je kontrolować. To może być bardzo dziwne, ale ja już przywykłam. – Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na nią.
- Nie miałam pojęcia. Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?
- Nie mogłam być pewna, że się ode mnie nie odsuniecie jak się dowiecie, że jestem czarownicą.
- Daj spokój, dla mnie to ekstra. Możesz zmieniać się w zwierzęta. Zastanawia mnie tylko czemu nie możesz w ich postaci chodzić tam gdzie nie byłaś.
- Pewnie dlatego, że jeszcze nie opanowałam tego perfekcyjnie, to jest trochę dziwne, ale na razie muszę się jeszcze szkolić.
Dziewczyny szły rozglądając się i rozmawiając. Jednak nie miały pojęcia, że tuż za nimi podąża chłopak o zielonych oczach.


*


Las potrafi być brutalny. Zwłaszcza, gdy przedziera się przez wyjątkowo kolczaste krzaki od co najmniej piętnastu minut. Rosły tak blisko siebie, że nie dało się przejść bez bolesnego pokaleczenia odnóży. Dwójka chłopców w bardzo porozdzieranych ubraniach, gdzieniegdzie zakrwawionych, właśnie się stamtąd wycofywała.
- To chyba nie był dobry pomysł. – rzekł jeden z nich
- No co Ty nie powiesz? – warknął blondyn - Mogliśmy zawrócić jak tylko zobaczyliśmy te kolce.
- Tak, bo teraz to moja wina. Nawet się nie zastanowiliśmy, tylko ruszyliśmy na przód jak jakieś ciekawe świata dzieci.
- Dobra, nawet mnie nie denerwuj. Utknąłęm w tych kolcach. Nie ma szans żebym się stąd wydostał. A niech to. Zachciało nam się badać teren! Niech ja tylko znajdę dziewczyny! Której to był pomysł? Znajdę je i wchłostam!
- Ale może najpierw się uspokój, bo jesteś cały czerwony.
- Z wielką chęcią. – rzucił ze sztucznym uśmiechem na ustach – Jak tylko będę mógł się wreszcie ruszyć!
Nagle stało się coś niezwykłego. Ręce Jamesa po prostu zapłonęły żywym ogniem. Jednak on nawet tego nie poczuł, dopiero kiedy spostrzegł ogień otaczający jego ręce krzyknął i spojrzał się ja Matta przestraszony. Gdy się trochę uspokoił były takie jak dawniej. Jednak wypaliły najbliższe krzaki, dzięki czemu mógł się już swobodnie poruszać.
- Stary – zielonooki spojrzał na niego – Wiedziałem, że masz ognisty charakter, jednak nie pomyślałbym, że aż tak. – James patrzył się ciągle w jeden punkt i mrugał za często jak na zdrowego człowieka.
Doszli do polany, na której wciąż paliło się jeszcze gasnącym ogniem palenisko. Opatrzyli sobie rany po czym spojrzeli na siebie nie bardzo wiedząc co mają ze sobą zrobić.
- Więc… - zamyślił się blondyn – Dziewczyny chyba jeszcze nie wróciły
- Geniusz… - tylko na taki komentarz zdobył się czarnowłosy – Zapanowało między nimi długie milczenie. Matt nie mogąc siedzieć bezczynie wstał i otrzepał się.
- Idę ich poszukać. Może się zgubiły – ruszył już w ich stronę, kiedy...
- Czekaj. Pójdę z Tobą – Niebieskooki zaczął podnosić się z miejsca, jednak zielonooki go zatrzymał.
- Nie musisz. Odpocznij sobie, ja niedługo wrócę.
Odszedł nie czekając na odpowiedź kolegi. Miał go już serdecznie dość i tej jego błyskotliwości. Od trzydziestu minut musiał znosić jego towarzystwo i czuł, że nie wytrzymałby dłużej.
- Już wolałbym eksplorować teren z Alice, z nią nigdy mi się nie nudzi. – zamyślił się – I przynajmniej mamy o czym rozmawiać. – Rozglądał się dookoła. One miałby o wiele bezpieczniejszy teren. Mimo braku ścieżki było tam całkiem jasno i można było swobodnie iść.
- No tak, one miały o wiele lepszą stronę lasu. – rzekł z oburzeniem – Kurcze już gadam do siebie. Może powinienem zabrać ze sobą Jamesa. Tak w ogóle to co to miało być? Od kiedy on może miotać ognie na lewo i prawo.– Nagle ucichł ponieważ usłyszał przyciszone głosy. Był pewien, że to dziewczyny, słyszał wszystko doskonale, dlatego postanowił je śledzić.


*

Dziewczyny przemierzały las rozmawiając. Nagle dotarły do dziwnie wyglądających kamieni. Wszystkie były trochę większe od nich, dlatego nie było widać co jest po drugiej stronie. W końcu zebrały się i postanowiły na nie wspiąć. Nie należało to do trudnych czynności. To co zobaczyły lekko je zaszokowało. Była to wielka polana porośnięta różnymi odmianami i kolorami kwiatów, formowała się w kształt okręgu, a dookoła otaczały ją właśnie takie kamienie. Całe miejsce wyglądało trochę jak pole do pojedynku. W powietrzu czuć było aurę tajemniczości. Dziewczyny zadawały sobie tylko jedno pytanie. Skąd to miejsce się tu wzięło?
- Dobra, musimy wrócić przed nocą , a już się ściemnia. Poza tym chłopcy pewnie już wrócili i się martwią. – zaproponowała Alice
- Racja to dobra myśl
Zawróciły w stronę obozowiska szczęśliwe, że coś im się udało znaleźć. Na szczęście pamiętały całą drogę, którą szły, jeszcze tego by brakowało żeby się zgubiły. Poza tym, chłopcy już na pewno na nie czekają. W tej właśnie chwili usłyszały szelest. Przestraszyły się nie na  żarty. W końcu nie były pewne czy są tu bezpieczne. Zbliżyły się do siebie i zaczęły rozglądać. Drzewa rosnące bardzo blisko siebie dawały więcej ciemności, przez co było już prawie kompletnie ciemno. Nad ziemią unosiła się mgła przez co Alice dostała gęsiej skórki. Naprzeciwko nich zaczął pojawiać się cień osoby. Alice zadała sobie w głowie pytanie czy ludzie serce może wyskoczyć i uciec jak najdalej się da. Były głupie nie zabierając ze sobą nic czym mogłyby się obronić. Tymczasem cień stawał się coraz wyraźniejszy. Dziewczyny były tak ściśnięte, że można było pomyśleć, że są jedną osobą. Po woli z mroku zaczęła się rozjaśniać twarz… Matt’a. Dziewczyny odetchnęły głęboko po czym rzuciły się na niego z pięściami.
- Przez Ciebie o mało nie umarłyśmy ze strachu!
- Nie można było po prostu do nas podejść? Musiałeś się tak zakradać?
- No proste, że tak. – odpowiedział z uśmiechem – Czy tak nie jest zabawniej?
- Niech ja Cię tylko…
- Trzymajcie mnie bo mu pokiereszuję twarz.
Szarpanina trwała jeszcze jakiś czas. Gdy dziewczyny się uspokoiły wszyscy wybuchnęli  głośnym śmiechem. Podnieśli się z ziemi i ruszyli razem w drogę powrotną.
- Właściwie- zagadała Alice – dlaczego nas szukałeś? Czyżbyście wcześniej wrócili z wyprawy?
- Tak się składa, że nam trafił się teren bagnisty, na którym rosło mnóstwo krzaków z kolcami, dlatego tak wyglądam. – Dziewczyna zamyśliła się po czym spojrzała na niego i zapytała.
- A czy nie pomyśleliście, że nie warto tam wchodzić? Przecież nawet jeśli coś by tam było to nie chodzilibyśmy z tam z powodu tych krzaków. Nie wiem jak wy, ale ja nie chciałabym codziennie przedzierać się przez krzaki pełne kolców i … Matt? Hej gdzie Ty.. – odwróciła się i spojrzała na niego zdumiona. Zielonooki zatrzymał się parę kroków za nimi i wpatrując przed siebie pustym wzrokiem. Nagle zaczął się głośno śmiać i doszedł do nich, po czym wznowili ich podróż. Orientując się, iż ciągle się śmieje przestał.
- Wiecie, po prostu na to nie wpadliśmy. – Momentalnie przyspieszył i tyle go widziały.

*

Wieczorem wszyscy grzali się przy ognisku. Chłopcy opowiedzieli dziewczynom o ognistych rękach Jamesa. Były trochę zaskoczone jednak brązowowłosa zamyśliła się patrząc na ogień.
- Alice? – zapytał Matt – czy wszystko w porządku?
- Co? – Dziewczyna ocknęła się i spojrzała na niego, jednak zdała sobie sprawę, że wszyscy patrzą na nią wyczekująco. – Zastanawiam się tylko. Skoro James może władać ogniem, to znaczy, że też jest czarodziejem.
- Co?! Jak to też jestem?
- Alice też ma przecież moc – odezwała się ruda.
- Tak słuchajcie, nie mówiłam wam tego, ale to prawda jestem czarodziejką.
Powiedziała im to samo co Iris wcześniej. Blondyn słuchał jej otwartymi oczami, jednak Matt wydawał jej się podejrzanie spokojny, tak jak by już to słyszał. Czy kiedy po nie wyszedł znalazł je wcześniej? Może coś słyszał? Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Po jakimś czasie ich spojrzenia się spotkały. Żadne nie chciało odpuścić, jednak. Zahipnotyzowali siebie nawzajem.
Patrzyłam już kiedyś w te oczy.
Czy ja go aby na pewno wcześniej nie znałam?
Próbowali odgadnąć swoje myśli poprzez oczy. Co nie było łatwym zadaniem, ponieważ oboje bardzo dobrze maskowali swój uczucia.
- Hej słuchasz mnie? – pytanie zadane przez Jamesa wytrąciło ich z tego dziwnego transu.
- Przepraszam coś mówiłeś?
- Tak. Pytałem się jak odkryłaś swoją moc.
- To było jeszcze przed znalezieniem Moony’ego. – wskazała na wilka, który wygrzewał się przy ognisku trzymając łeb na jej kolanach - Uciekałam przed jednym z potworów, goniły mnie bardzo długo, powoli opadałam z sił. Trafiłam na górę, tak wysoką, że nie dałoby się na nią wspiąć. Wtedy pomyślałam, że chciałabym mieć skrzydła, no i zamieniłam się w białego kruka. Przesiedziałam całą noc na szczycie drzewa, a gdy potwór odpuścił wróciłam do domu. Potem zawsze kiedy próbowałam zmienić się w jakieś zwierze to nie wychodziło. Dopiero jak spotkałam tego śnieżnobiałego leniucha udało mi się po woli opanowywać swoje moce, jednak nie potrafię jeszcze tego perfekcyjnie. Cały czas się uczę.


*

Alice siedziała pod drzewem znajdującym się niedaleko ogniska. Czytała pamiętnik mamy. To było dla niej taką odskocznią. Kiedy go dotykała czuła się tak jakby ona gdzieś obok niej była. Jakby wcale nie odeszła. To wypełniało jej pustkę.

Ten morderca jest niemożliwy. Cały czas nas napastuje, nie daje nam chwili spokoju. Kilka razu udało nam się ujść z życiem. Liz ma jeszcze gorzej, on ją prześladuje wszędzie. Gdzie by się nie ruszyła. Marek mówi, że musimy znaleźć jego bazę, miejsce, w którym ciągle siedzi i obmyśla swoje pułapki. Nie można go lekceważyć, jest bardzo mądry i może wykorzystać to przeciw nam. Mam nadzieję, że uda nam się go znaleźć bo jeśli nie to Liz może…

Alice poczuła, że ktoś wyrywa jej go z rąk. Spojrzała z oburzeniem na … Matta.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Natychmiast oddaj mi pamiętnik mojej mamy. – stanęła naprzeciw niego z wyciągniętą  ręką.
- Nie – powiedział stanowczo.
- Co? Jak to nie dlaczego?
- Nie chcę żebyś płakała. – teraz ją zamurowało. A co to miało do rzeczy – Zawsze gdy go czytasz zalewasz się łzami. Rozumiem, że on Ci przypomina o matce, dlatego tym bardziej wolałbym żebyś go już nie czytała. Przynajmniej nie teraz.
- Ale Matt ja..
- Alice – spojrzała na niego. Miał bardzo smutne oczy. – Robię to dla Twojego dobra. Zaufaj mi i nie przejmuj nim. Żyj teraźniejszością. – Dziewczyna opuściła rękę i ponownie usiadła pod drzewem.
- Masz rację. – przyznała
- No, grzeczna dziewczyna – uklęknął obok niej poczochrał włosy i pocałował w policzek  - Dobranoc.
Alice złapał się za policzek i patrzyła za odchodzącym chłopcem. Nawet nie zauważyła kiedy usiadł przy niej wilk.

- Powiedz mi Moony. Dlaczego on tak się mną przejmuje? Mam wrażenie jakbym go znała. – spojrzała w jego błękitne oczy. On przekręcił lekko głowę kuląc uszy i położył ją na jej ramieniu. – Cieszę się, że Cię mam. – Uśmiechnęła się i zaczęła kojąco głaskać jego puszystą sierść. Nawet nie zorientowała się kiedy zmorzył ją sen.







Przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety złapał mnie brak weny. Ten rozdział miał już trzy scenariusze i każdy był inny. Trudno było mi się zdecydować na jakiś krok w obawie, że w przyszłości może mi nie pasować do pozostałych wątków. Innymi słowy jak na razie to był dla mnie najtrudniejszy rozdział. Nie mam siły go sprawdzić za co musicie mi wybaczyć. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Życzę miłego czytania i standardowo zapraszam do komentowania.
Moony :* 

1 komentarz:

  1. Marta jak zwykle świetnie, przechodzisz samą siebie, wybacz że tak długo ale nie miałam czasu, oby tak dalej i pisz pisz :) Anka :)

    OdpowiedzUsuń