piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 13: Jej serce momentalnie przyspieszyło.

Alice biegła tak szybko jak tylko mogła. Nie wiedziała dokąd, ani dlaczego, po prostu wiedziała, że musi. Czuła na ciele deszcz i zdała sobie sprawę, iż była cała przemoczona. Nie przejmowała się tym, zimne krople odbijające się od jej rozgrzanego od biegu ciała działały na nią kojąco. Nagle usłyszała krzyk. Rozpoznała ten głos, to była Iris. Przyspieszyła tyle na ile pozwalała jej kondycja, jednak poczuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Wzrok się wyostrzył, tak samo jak słuch i węch. Zdała sobie sprawę, ze może biec jeszcze szybciej i męczy się o wiele wolniej. Drzewa zaczęły się ze sobą zlewać, co spowodowała jej prędkość. Była jak smuga, która tylko pojawia się na chwilę między drzewami. Wiedziała, że jest coraz bliżej celu. Poczuła znajomy zapach i bynajmniej nie była to jej przyjaciółka. To było jak błoto, pomieszane z potem i krwią, do tego zapach świeżego mięsa. Już wiedziała kto dopadł Iris. Przyspieszyła jeszcze bardziej na ile to było możliwe. W końcu zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na scenę rozgrywającą się przed nią.  Pod kamienną  ścianą stała jej przyjaciółka, a przed nią stał… tak jak wyczuła, morderca jej rodziców. Tak właściwie to dziwne, że nie znają jego tożsamości. Stał przed nią i śmiał się szyderczo. Alcie nie myśląc nad tym stanęła przed przyjaciółką i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
- Dlaczego to robisz? –zapytała z wyrzutem. – Dlaczego zabijasz niewinnych ludzi?
- Dlaczego pytasz? – zaśmiał się jeszcze głośniej – Bo to jest zabawnie.
- Zabawne? – w jej oczach pojawiły się łzy – Traktujesz to jako rozrywkę?  No  tak inni grają w glofa, ale przecież to jest nudne. Ty wolisz porać sobie głowami swoich ofiar?
- Oczywiście – wyszczerzył żółte zęby, a dziewczyna zastygła w przerażeniu. Wiedziała, ze jest bezlitosny, ale nie, że aż tak


*


Matt siedział nad jeziorem i czytał książkę. Wydawało mu się, że jest za spokojnie. Za spokojnie. Drzewa lekko falowały na wietrze, ptaki ćwierkały wesoło przelatując z jednej gałęzi na drugą. Moony leżał nad brzegiem i pił wodę zakłócając gładką jak lustro taflę wody. Iris i James’a nigdzie nie było widać, a Alice siedziała na najwyższej gałęzi jednego z drzew i patrzyła na rozległe korony drzew. Nic nie zwiastowało, że może się stać coś złego. Nagle w ciągu jednej sekundy drzewa przestały się kołysać, ptaki ucichły a wilk przerwał czynność nastawiając uszy i rozglądając dookoła. Matt wstał szybko i spojrzał na dziewczynę. Ona też zmieniła pozycję. Zamiast siedzieć na gałęzi przy samym pniu tam, gdzie jest najgrubsza część, ona szła powoli na drugi koniec. Wyglądała jakby nie była do końca świadoma tego co robi. Powolnym krokiem kierowała się na cienką część gałęzi patrząc pusty wzrokiem przed siebie i uśmiechając się lekko. Wyglądała wtedy jak mała dziewczynka. Taka bezbronna i słodka, nieświadoma tego, że grozi jej niebezpieczeństwo.
- Alice stój! – krzyknął kiedy gałąź zaczęła po woli się uginać pod jej ciężarem, jednak brązowooka zachowywała się jakby nic nie słyszała.  – Alice! – zanim doszła do końca gałąź złamała się i wraz z dziewczyną spadła na ziemię z głośnym hukiem.
- Alice! – Matt chciał do niej podbiec, jednak w połowie drogi odbił się i upadł parę metrów od niej. Podszedł do miejsca zderzenia i wysunął rękę. Położył ją na powietrzu tak, jakby to była szyba. – Nie, nie, nie, nie, nie to się nie może dziać – zaczął gorączkowo do siebie szeptać. –Alice! Alice, obudź się! –czuł się bezsilnie. Nie mógł do niej podejść, ani nic zrobić. Nawet nie wiedział czy żyje.


*


Iris układała książki na półce w swoim pokoju. Było to niewielkie pomieszczenie, jednak całe dla niej. Zielone ściany w niektórych miejscach widniały obrazy. Rodzice pozwolili jej tam malować co tylko chce. Zazwyczaj były to krajobrazy oceanów, wodospadów i jezior. Rudowłosa nie wiedziała dlaczego, ale zawsze czuła jakąś więź z wodą. Tylko będąc zanurzona pod nią mogła się zrelaksować. Mama weszła do jej pokoju i powiedziała, że zachwalę wyjeżdżają. Zawsze jej to robili. Oni ciągle gdzie sobie wybywali, jednak wcześniej odwożąc ją do babci. Nie lubiła tego miejsca. W jej domu śmierdziało kiszoną kapustą i starością. Niestety nie miała wyboru.
Po całym dniu użerania się z kotami babuni oraz przemywaniu świeżych zadrapań, wróciła do domu sama, ponieważ jej rodzice nie przybyli na czas. Będąc blisko spostrzegła dym unoszący się nad jej domem. Jej serce momentalnie przyspieszyło, a źrenice się rozszerzyły. Gdy podbiegła bliżej zobaczyła co się stało. Zadzwoniła szybko pod odpowiedni numer i spojrzała ponownie na spalone szczątki jej domu. Poczuła, że całe jej życie nagle ją przytłacza. Zachwiała się i upadła. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Jak przez mgłę widziała strażaków, którzy gaszą pożar. Jeden z nich klęka przed nią i potrząsa lekko jej drobnym ciałem. Kilkoro z nich wynosi z budynku dwa ciała. Już wiedziała dlaczego rodzice jej nie odebrali. Rozpadał się deszcz, ona dalej nie kontaktując  najlepiej przyglądała się jak krople rozpryskują się o asfalt, jak moczą jej ubranie. Zaczęła się rozglądać dalej nie wierząc w to co się stało. Nagle dostrzegła go. Stał przy krzakach parę metrów od zamieszania i śmiał się. Tak on się ŚMIAŁ! Nie zwracając uwagi na strażaka, który kazał jej nie wstawać dopóki nie przyjedzie karetka, podniosła się, przez co zakręciło jej się w głowie, ale teraz nie chodziło tu o jej zdrowie, ani o strażaków, ani o spalony dom. Tu chodziło o niego. Nie mogła siedzieć bezczynnie i patrzeć się jak on się śmieje i patrzy na to jak sypie się jej życie, które on zburzył. Zauważył, że ona zmierza  w jego stronę, więc puścił się biegiem przez miasto.
Dobiegli do lasu, Iris goniła go zawzięcie, chciała tylko jednego – zabić. Nie liczyło się teraz to co się potem z nią stanie, czy ją zamkną, czy oddadzą do domu dziecka, a nawet czy przeżyje, liczyło się tylko to aby się go pozbyć. Biegła jeszcze przez jakiś czas, dopóki nie zniknął jej z oczu. Próbowała szukać go na własną rękę jednak to było bezcelowe. Las był ogromny, a on najwyraźniej znał go jak własną kieszeń. Z bezsilności oraz nasilającego się bólu głowy upadła na kolana. Ostatnimi siłami krzyknęła najgłośniej jak tylko mogła. Straciła dom, rodziców i czucie w nogach. Czuła się jakby już nie żyła. Poczuła jak gorące krople łez mieszają się z lodowatym deszczem. W końcu osunęła się w ciemność. Zemdlała.


*


James znajdował się na jakiejś polanie otoczonej drzewami. Wytężył słuch, aby mógł cokolwiek usłyszeć, jednak było bardzo cicho. Właściwie… nie słyszał nic, prócz swojego oddechu. Zaczął obchodzić polanę dookoła jednak był sam. Żadnej oznaki życia. Czuł się bardzo nieswojo, tak jakby coś go śledziło, ale on nie może tego zobaczyć, usłyszeć ani nawet wyczuć. Powoli zaczynał panikować. Poczuł jakby coś rozrywało go od środka, albo zdzierało z niego skórę. Na pewno tego nie przeżyje, prędzej umrze z bólu. Z bezsilności padł na kolana, spojrzał na swoje ręce i zobaczył jak porastają sierścią, a z paznokci wyrastają długie, czarne szpony. Poczuł jak wzrok i słuch mu się wyostrza, wtedy dostrzegł pewną rudowłosą dziewczynę. Nie miał pojęcia kim była, widział tylko jej wzrok pełen strachu, współczucia i łez. Podeszła do niego po woli z wyciągniętą ręką. Szła bardzo wolno w obawie, że się na nią rzuci. Znała go bardzo dobrze, jednak pod taką postacią był nieprzewidywalny. Delikatnie dotknęła jego dłoni i wtedy cały ból zniknął po prostu wyparował. Dziewczyna stwierdziła, że jest już bezpiecznie, więc puściła go, jednak to był błąd. W tej samej chwili wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Spojrzał się na nią rozwścieczony, a ona już wiedziała co się stanie. Rzucił się na rudowłosą długimi szponami rozrywając jej ciało. Ona zamknęła oczy, w nadziei, że ból będzie mniejszy. Po paru sekundach przestała się ruszać, później oddychać, żyć. Na trawie rozlała się wielka kałuża czerwonej ciepłej mazi, a w tle słychać było przeraźliwe wycie.


*


Alice otworzyła szeroko oczy. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą widziała. Zebrała ręką włosy z twarzy, aby poprawić sobie widoczność i poczuła, że jest cała spocona, a w oczach miała jeszcze łzy. Otarła je pospiesznie i rozejrzała się dookoła. Obok niej leżał Moony, którego obudziły jej gwałtowne ruchy. Obserwował ją przechylając łeb w obie strony.
- A więc to był tylko sen – odetchnęła głęboko i rzuciła się ponownie na plecy. Wilk pochylił się nad nią i polizał po twarzy,  przez co dziewczyna zaśmiała się czując, że ten dzień może być jednak dobry. – No już dobrze, wstaję.
Przeszła przez namiot na kolanach i delikatnie rozsunęła materiał. To co zobaczyła dosłownie zwaliło ją z nóg. Upadła na ziemię i zaczęła się tarzać ze śmiechu, bo nie tylko ona wpadła na pomysł zakradania się. Chwilę później dołączyli do niej pozostali. Kiedy w miarę się ogarnęli, przypomniały im się ich sny. Wybałuszyli oczy, a później rzucili się na siebie i zaczęli się przytulać i śmiać jednocześnie.
- Wy też mieliście koszmar? – Zapytała brunetka
- I to jeszcze jaki – odpowiedział James
- Wszystko było tak realne – dodała ruda
Matt nie skomentował tylko patrzył się na Alice nieodgadnionym wzrokiem, a jego głowie narastało pytanie. Czy ten sen może się spełnić? Oby nie, bo chyba by zwariował.
- Może coś zjemy? – spytał po chwili, odpowiedziało mu burczenie brzuchów całej czwórki.
- Racja. Umieram z głodu.



*



Zielonooki siedział pod drzewem i obserwował swoją przyjaciółkę. Leżała nad jeziorem położona na brzuchu machając zagiętymi nogami jak dziewczynka. Patrzył na nią już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz postanowił podejść bliżej i zobaczył to co sprawiło, że zwykle poważna i ułożona Alice zachowuje się jakby znowu miała pięć lat. Jej oczy rozszerzone były, jakby zobaczyła wielkiego lizaka, a wzrok  pełen ciekawości. Była taka słodka i do tego bezbronna. Wszystko podkreślała sukienka w kolorowe kwiatki. Gdy był już prawie przy niej ujrzał małego żółwia i usłyszał jak dziewczyna przesłodkim głosem mówi.
- A jak Cię szturchnę to się pokażesz? – po czym szturchnęła go w skorupkę i wychyliła się bardziej, na jej twarzy było widać skupienie. Nic się nie wydarzyło. Zawiedziona dziewczyna ze zrezygnowaniem opadła na twarz. Chłopak nie wytrzymał dłużej i roześmiał się, co podziałało na nią jak płachta na byka. Podniosła głowę i spojrzała na niego wściekle.
- I z czego się śmiejesz? To jest normalne! Ja jestem normalna! Daj mi spokój! Przyszedłeś tu tylko po to żeby się ze mnie pośmiać? – Chłopak tylko parsknął śmiechem po  czym kucnął obok niej, przerzucił ją sobie przez ramię i wstał. – Co Ty robisz? Natychmiast mnie postaw! – zobaczyła, że zielonooki zwraca się w kierunku jeziora i od razu mina jej zrzedła. – Matt proszę, postaw mnie na ziemi.
- Niestety, nie mogę tego zrobić. – Zbliżył się na niebezpieczną odległość do brzegu tak, że wystarczył już jeden krok, aby się zanurzyć.
- Dlaczego? – wiedziała, że nie uda jej się ominąć zimnej kąpieli.
- Bo powinnaś ochłonąć.
Po tych słowach rzucił ją w nienaruszoną taflę wody, jednak ona była sprytniejsza niż sądził. Kiedy tylko wypuścił ją z rąk złapała go za przód koszuli, co oczywiście sprawiło, że oboje znaleźli się w wodzie.
- Co to niby miało znaczyć? – zapytał zaskoczony chłopak
- To chyba ja powinnam się o to zapytać



*



James siedział przy ognisku i próbował podpalić ognisko za pomocą swojej mocy. Jednak nic się nie działo. Użył jej tylko raz, kiedy był wściekły. Chciał nauczyć się ją kontrolować, tak jak to robi Alice, ale nie wychodziło mu to zbytnio. Pamiętał, że dziewczyna uczyła się tego przez kilka miesięcy, może nawet lat. Pogłaskał po głowie swoją dziewczynę, która spała na jego kolanach i spojrzał w kierunku jeziora. Już od jakiejś godziny siedzieli w jeziorze chlapiąc wodą i wzajemnie się podtapiając, do tego jeszcze darli się w niebogłosy. Wyglądało chyba to na koniec ich kąpieli, bo zauważył, że Matt wynurzył się już z wody i skierował w stronę brzegu, jednak Alice dogoniła go, po czym pociągnęła za koszulę tak, że ponownie zanurzył się w wodzie. Dziewczyna zaśmiała się perliście i uciekła przed goniącym ją chłopakiem. Niebieskooki parsknął pod nosem. Uwielbiam ich. Pomyślał.



*



- Aaa….psik.
- Na zdrowie – odpowiedział beznamiętnie Matt spoglądając na owiniętą pod samą szyję ręcznikiem dziewczynę.
- Dz-dzięki – odrzekła pomiędzy następnym kichnięciem, a wydmuchaniem nosa
- Przepraszam, nie chciałem żebyś się przeziębiła.
- Nic się nie stało. Jak bym chciała to wyszłabym wcześniej. Sama się doprawiłam. – Po czym kichnęła jeszcze raz, wywołując na ustach Matta pobłażliwy uśmiech. – No i co się szczerzysz?
- Masz strasznie słabą odporność, ciesz się, że nie…
Niestety Alice nie usłyszała, z czego ma się cieszyć, ponieważ przerwał mu James, który przybiegł właśnie do nich cały zdyszany.
- Musicie szybko ze mną iść nad jezioro – powiedział szybko, lekko przerażonym tonem – Iris, ona… - na te słowa ich oczy rozszerzyły się do rozmiaru spodków.

-  Idziemy




************************

Oto mój wielki powrót ;) 
Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, niestety cierpię na niedobór weny. Chcę już przenieść głównych bohaterów z tego miejsca, bo mnie już to irytuje. 
Niestety nie wiem czy czyta to jeszcze ktoś oprócz moich szkolnych znajomych, więc liczę na komentarze :)
Jeszcze raz przepraszam za tak długą przerwę. Teraz postaram się dodawać nowe rozdziały regularnie.
Moony :* 

7 komentarzy:

  1. Witam.
    Zgłosiłaś swój blog do katalogu na Rejestrze blogów, podając kategorię fantastyka, jednak ma ona trzy podkategorie, dlatego prosiłabym o uzupełnienie zgłoszenia. Wystarczy dopis.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. [SPAM]

    http://wilczyca-musi-umrzec.blogspot.com/

    Wielu przepowiadało Apokalipsę, ale czy ktokolwiek przepowiedział Wojnę Bogów? A przynajmniej tych, którzy chcą nimi zostać. Co zatem z prawdziwym Bogiem? Cóż...Pije gdzieś drinki z palemką, zmęczony obwinianiem o wszystko, podczas gdy aniołowie muszą pilnować porządku. Co spaprali po całości. Dążąc do władzy, zajęci walką z demonami i Rebeliantami, przekroczyli granicę. Przez nich, ktoś trzeci wkroczył do gry. Najbardziej niebezpieczne istoty stworzone przez Boga zostały wypuszczone z cielesnych klatek. Są nimi ludzie.
    Jednak niektórzy próbują to przerwać. Zmartwychwstali postanowili ocalić świat żywych. A to wszystko zapoczątkowała Wilczyca. I właśnie dlatego musi umrzeć.

    Zapraszam i pozdrawiam :D
    Nella

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cię do Liebster Awards! Szczegóły na swiat-dnia-i-nocy.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoja ocena na niebieskim-piorem.blogspot.com jest gotowa. Zapraszam do przeczytania i skomentowania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy rozdział :) czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń