Kap…
Kap… Kap… Kap…
Słyszała
tylko krople odbijające się od skał w rytmicznym tempie. Powieki ciążyły jej do
tego stopnia, że nie mogła ich otworzyć. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje.
Otworzyła usta, aby zawołać Matta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Trochę ją to przeraziło.
Podjęła
ponowną próbę otworzenia oczu, która tym razem okazała się sukcesem. Niewiele
jej to jednak pomogło, ponieważ jedyne co widziała to ciemność. Nie było to dla
niej zbyt komfortowe, chyba nikt nie lubi być w niewiedzy co może czaić się w
ciemnościach.
Kap… Kap… Kap…
Gdyby
tylko to kapanie jej tak nie irytowało. Od tego rytmicznego stukania coraz
mocniej bolała ją głowa. Chciała dotknąć swojego czoła, jednak okazało się, iż
ma związane ręce. Mało tego, siedzi na kamiennej posadzce przywiązana do
jednego z wielu głazów. Nadal nie widziała zbyt dobrze, więc skupiła całe swoje
siły i zmieniła oczy na wilcze. Rozejrzała się dookoła, na prawo od niej
siedział Matt. Miał zamknięte oczy i miarowo wdychał powietrze. To chyba
oznacza, że jeszcze się nie ocknął. Przed nią znajdowała się Iris, a po lewej
stronie James. Wszyscy byli w takiej samej pozycji. Znajdowali się w jakieś
celi, która najwyraźniej umiejscowiona była w jaskini.
Alice
odchrząknęła delikatnie z zamiarem odzyskania głosu. Zaraz po tym gdy to
zrobiła usłyszała szept blondyna, więc skierowała na niego wzrok. Chłopak
trochę się wzdrygnął, mogłaby się założyć,
że nie był psychicznie przygotowany na spojrzenie w złociste oczy
świecące się w ciemnościach. Dziewczyna ponownie je zamknęła i po chwili
widziała już trochę mniej wyraźnie chłopaka. Jednak można było zaobserwować na
jego twarzy ulgę, gdy spojrzał już w zwykłe, pełne ciepła brązowe oczy
przyjaciółki.
- Alice. Nie wiesz może przypadkiem gdzie
jesteśmy?
-Niestety nie mam pojęcia. – dziewczyna
westchnęła, po czym zaczęła się wiercić. Poczuła jak grube liny wbijają się w
jej nadgarstek. Syknęła
- Przestań. Tylko się zranisz.
- To co mam tak siedzieć bezczynnie czekając
tylko aż… - przerwał jej ruchem ręki. – No wiesz? Jesteś bezczelny! Może
wysłuchasz mnie chociaż raz w życiu? – ponowił gest.
- Ktoś tu idzie. Jak tu wejdą zamknij oczy i
udawaj, że śpisz. – dalej urażona zaczęła nasłuchiwać.
Była
lekko skołowana. Dlaczego on coś usłyszał, a ona nie? Przecież ma o wiele
lepszy słuch? Może to przez to, że skupiła się na ucieczce. W każdym razie jej
duma lekko na tym ucierpiała. Usłyszała kroki, a po chwili głosy. Niewyraźna
rozmowa stawał się coraz głośna. Alice wyłapała kilka słów „…złapaliśmy…
więźniowie… król… uczta…” później zaczęli się śmiać. Gdy stanęli pod ich
drzwiami nagle ucichli. Usłyszeli szczęk zamka, więc zamknęli oczy i opuścili
swobodnie głowy. Dziewczyna delikatnie podniosła jedną powiekę, jednak w
ciemnościach zobaczyła tylko, że osobnicy są bardzo niskiego wzrostu.
- To oni? – zapytał jeden z nich. Jego głos
był chrapliwy i donośny. Chłopak skrzywił się lekko.
- Taa… cała banda. – odparł drugi, trochę
niższy. – Za parę dni się okaże czy przeżyją. – Dodał chichocząc.
- Tak? Bart, co my z nimi zrobimy?
- Jeszcze zobaczysz. Wymyślimy dla nich coś
żeby nas zapamiętali. Jeśli przeżyją – dodał.
- A dlaczego mieli by nie przeżyć? – jeden z
nich zwany „Bartem” przejechał dłonią po twarzy.
- To jest nasz łup. Zrabowaliśmy ich, a teraz
musimy pozbyć się zbędnego towaru, a o tym co z nimi zrobimy zadecyduje król.
- A co z tamtym psem?- Serce Alice na sekundę
stanęło. Przecież nie ma z nimi Mooniego. Teraz wsłuchiwała się w każde słowo
chcąc dowiedzieć się, gdzie on jest.
- To jest wilk tumanie. – słychać było
pacnięcie, spowodowane zapewne uderzeniem w Barta w głowę tego drugiego. – Na
razie jest uwiązany na zewnątrz, ale za parę dni może nam się poszczęści i dostaniemy
jego futro. – ponownie zachichotał, po czym zamknęli celę, przy czym było
słychać lekki brzdęk i oddalili się. Alice poczuła wściekłość. W tej chwili miała
ochotę rzucić się na nich obydwu. Jej oddech przyspieszył.
- Alice, uspokój się. – usłyszała głos Matta.
Widocznie już się obudził i słyszał to samo co oni.
Położyła rękę na jednym z małych,
szpiczastych, wystających kamieni.
- Oddychaj głęboko…
Ścisnęła go mocno.
- … i powoli. – Niech on już się zamknie.
Pociągnęła ręką z całej siły w górę.
- Osz w mordeczkę. – szepnął James patrząc na
jej rękę, w której ściskała wyrwany kamień.
Zaraz,
co? Jak to? Wyrwała kamień? Pokruszyła litą skałę? Spojrzała w dół. Naprawdę to
zrobiła, ale przecież nie użyła do tego siły. Jak to możliwe? Zerknęła na
Matta, który właśnie zbierał szczękę z podłogi. James natomiast się uśmiechał.
- I co się tak szczerzysz? Skoro wiesz o co
chodzi to może byś mi to wyjaśnił? – zapytała z wyrzutem
- Nic nie rozumiesz? Masz podwójną moc. Kiedy
wyrywałaś tą skałę wokół Ciebie pojawiła się zielona aura.
- Ale jak to jest możliwe?
- Nie wiem. – westchnął
Alice
spojrzała w stroną rudej, która także wpatrywała się w nią z zaciekawieniem.
Jej wzrok zdążył już się wyostrzyć na tyle aby dostrzec, że dziewczyna ma
rozciętą wargę. Zerknęła na chłopców. Matt
był posiniaczony na twarzy.
- Czy was też boli głowa? – zapytał blondyn
rozmasowując sobie jej tył.
- Jak cholera. – Jęknął zielonooki – Chyba
trochę nas poturbowali przed związaniem, Alice nie wiem czy wiesz, ale masz
śliwę na oku. – Dziewczyna jęknęła, ale chwilę później przypomniała sobie
rozmowę, którą podsłuchali.
- Nie ważne. – warknęła, po czym chwyciła
kamień, który dopiero co wyrwała. – Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam się stąd
wydostać zanim nas oskórują i zjedzą, a co gorsza – zabiją Mooniego, więc z
łaski swojej zamknijcie się i dajcie mi działać.
Po tych słowach uniosła nadgarstek tak, aby
czubek kamienia stykał się z liną. Kilka minut później była wolna, pomogła
reszcie i ponownie usiadła na podłodze. Czuła się bezsilnie. Co z tego, że się
rozwiązali skoro i tak nie mają szans na ucieczkę.
- Więc… co teraz? – zapytał Matt. Alice
wstała, po czym zaczęła chodzić kółko.
Sprawiała wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiała. Była bezsilna. Nie miała
pojęcia w jaki sposób mogliby opuścić celę. Otworzyła sobie w pamięci
odwiedziny strażników i po chwili doznała olśnienia.
- Brzdęk… - szepnęła po chwili, jej źrenice
rozszerzyły się jeszcze bardziej niż pod wpływem ciemności. Reszta popatrzyła
na nią, jak na wariatkę.
- Co? – powiedzieli wszyscy równocześnie.
- Brzdęk. – Powtórzyła dziewczyna. – Kiedy
strażnicy zamknęli drzwi słychać było brzęk, a to znaczy, że prawdopodobnie
upuścili klucze. – Wszyscy patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami, jednak
ona nie zwracała na nich uwagi. Mówiła do siebie na tyle głośno, aby reszta ją
słyszała. – Brzdęk było słychać mniej więcej sekundę, po zamknięciu celi, co
oznacza, że klucz musi być obok drzwi lub jeśli stali blisko jest duże
prawdopodobieństwo, iż klucz znajduje się pod nimi albo nawet w celi.
Słuchajcie. – zwróciła się do przyjaciół. – Musimy go poszukać. – po tych
słowach podeszła do drzwi i schyliła
się. Niestety po kluczu nie było ani śladu. Obok drzwi też nie. Brązowooka
zmieszała się. Przecież on musi gdzieś tu być. Usiadła dokładnie tam gdzie była
przywiązana podczas odwiedzin strażników. Zamknęła oczy, po czym przypomniała
sobie wszystko najdokładniej jak tylko mogła. Po chwili wstała gwałtownie i podeszła
do drzwi. Wystawiła rękę pomiędzy kratami, kucnęła i dotknęła ściany od
zewnątrz. Podniosła się z satysfakcjonującym uśmiechem podała im klucz.
Przyjaciele wybałuszyli na nią oczy. Ona wiedząc, że musi wytłumaczyć im
wszystko po kolei westchnęła, po czym zaczęła mówić.
- Jak już wspomniałam słychać było brzdęk
upadających kluczy, jednak nie na podłogę, a wysuniętą cegłę.
- Jesteś genialna. – zawołali wszyscy razem.
Poczym zamknęli ją w uścisku.
- Dobra podziękujecie mi później, ale teraz
najważniejsze jest to, żeby odbić Mooniego. Jednak jeszcze ważniejsze jest to,
aby nas nie nakryli. Bądźcie cicho i idźcie dokładnie za mną. – Matt zrobił
minę pod tytułem jak-zwykle-do-usług-królowo, czym wywołał chichot pozostałych.
Brązowooka tylko spojrzała na niego z politowaniem.
Otworzyła
celę i rozejrzała się na wszystkie strony. Podeszła do ściany naprzeciwko, po
czym ruchem dłoni nakazała, aby reszta zrobiła to samo. Cała czwórka przylgnęła
do zimnych cegieł. Poruszali się tak około godziny. Lochy okazały się być duże
i zaplątane. Co jakiś czas trafiali na ślepą uliczkę, lub przechodzili obok
jednego miejsca trzeci raz. Zaczynali po woli tracić nadzieję, że kiedykolwiek
się stamtąd wydostaną. Alice czuła straszne poirytowanie, połączone ze
strachem. Panicznie bała się, iż nie uda im się uratować wilka. Jej oczy co
jakiś czas traciły ostrość spowodowaną łzami bezsilności. Oprócz labiryntu
problemem byli oczywiście strażnicy. Niektórzy spali, a inni chodzili wzdłuż
korytarzy. Gdyby nie refleks zielonookiego, wpadli by na nich nie jeden raz.
Dzięki temu, że mogli im się przyjrzeć z bliska, rozpoznali w nich gobliny.
Wszystko stało się jasne. To, że znajdują się w ogromnej jaskini oraz to, że
nie przeszkadza im półmrok i słaby dopływ do powietrza. Iris czuła, że brakuje jej
tlenu. Wzrok pogarszał jej się z minuty na minutę, a nogi powoli odmawiały
posłuszeństwa.
Po
około dwóch godzinach napotkali na swojej drodze drabinę, prowadzącą do… o
zgrozo….uratowani. Na końcu widać było
gwiazdy. Przyjaciele spojrzeli po sobie, po czym wszyscy rzucili się na drabinę.
Powoli i ostrożnie wspinali się w górę. Prowadziła Alice, zaraz po niej
bardziej blada niż zwykle Iris, następnie spocony i zasapany James, a na końcu
Matt, który co parę sekund odwracał się sprawdzając, czy aby żaden z goblinów
za nimi nie podąża.
Gdy
brązowooka wypełzła na zewnątrz pierwsze co poczuła, to przyjemnie chłodny
wiatr otulający jej twarz. Zaraz potem
dołączyła do niej reszta. Zielonooki przewrócił się na plecy wdychając
zachłannie powietrze, a blondyn z nieprzyzwoitą namiętnością zaczął całować
ziemię. Alice rozejrzała się. Wciąż byli w puszczy, jednak nie mieli pojęcia
gdzie dokładnie. Jakieś dwieście metrów
od nich widać było ogień, a to oznaczało, iż tam są ich wrogowie razem z
wilkiem.
- Słuchajcie, bo zapewne mamy mało czasu. –
wszyscy spojrzeli w jej stronę słuchając w napięciu- Musimy odbić Mooniego tym
poczwarom, ale nie możemy tak po prostu sobie tam wejść, trzeba wymyślić jakiś
dobry plan. Najlepiej taki, który zadziała. – dodała widząc, że wszyscy chyba
padli już na jakiś pomysł - Teraz daje wam kilka minut na przemyślenie tego ja
podejdę bliżej i sprawdzę jak wygląda
sytuacja, za chwilę wszystko sobie
omówimy.
Każde
z nich odeszło w inną stronę na parę metrów. Alice miała w głowie prawdziwe tornado myśli. Mogliby się
zakraść po cichu i go uwolnić, jednak to nie może się udać, na pewno będzie tam
pełno strażników. Podkop? Za mało czasu. Załatwienie wszystkich też nie
wyjdzie, po pierwsze nie mają przy sobie żadnej broni, a po drugie jest ich
zdecydowanie za mało. Zatrzymała się obok ogromnej skały, która zasłaniała jej
ówcześnie widok. Wyjrzała za nią i od razu zauważyła Mooniego. On również ją
dostrzegł. Dziewczyna dojrzała w jego oczach łzy. Pokazała mu gestami, żeby się
nie martwił, co uspokoiło go lekko.
Wróciła do nich. Czekali na nią już jakiś czas
wymieniając się komentarzami co do swoich pomysłów.
- Sytuacja jest następująca, siedmiu goblinów
wartujących dookoła ogromnego ogniska. Moony jest przywiązany do drzewa na
linę, po lewej stronie, obok kłody leży nóż, wolę nie wiedzieć po co im w tym
momencie, ale my użyjemy go do uwolnienia naszego przyjaciela. Po prawej
stronie jest podobne zejście do tego, z którego się wydostaliśmy, trzeba będzie
jakoś je zatamować. Mam plan, który może się nie udać, jednak to jedyna rzecz,
jaką w tej chwili możemy zrobić.
*
- Jesteś pewna, że dasz radę to zrobić? –
zapytał James.
- Nie, – odparła ruda – ale to konieczność, więc nie narzekaj i współpracuj.
Za nimi szedł Matt. Co chwila oglądał się za
siebie na brunetkę, która stała tylko i uniosła kciuk jakby chciała powiedzieć,
że wszystko idzie świetnie. Jednak ten plan nie był idealny, ale za to pełen
luk i błędów. Miał za dużo momentów, które można łatwo spieprzyć, a czasu
cofnąć się nie da. Teraz pozostało tylko uwierzyć w przyjaciół i zrobić swoją
część. Każde z nich ustawiło się na umówionych pozycjach. Zielonooki znajdował
się w pobliżu kłody, jego zadaniem jak można się domyślić, było uwolnienie
wilka. Alice stała około pięć metrów od nich za grubym drzewem , a dwójka
pozostałych ukrywała się z prawej strony najbliżej ogniska.
Iris
skierowała ręce w stronę potoku znajdującego się po jej prawej stronie. Po
chwili wynurzyła się z niego ogromna kula wody. Teraz ważne było, aby gobliny
zauważyły tylko jej sutki, więc dziewczyna skierowała ją ku górze, po czym zamaszystym ruchem opuściła
centralnie nad ogniskiem. Zapanowała ciemność. Alice zebrała w sobie całą swoją
energię, po czym z jej gardła wydobył się niesamowity ryk, przypominający
połączenie niedźwiedzia i dinozaura. Wszystkie kreatury pobiegły w jego stronę
z okrzykiem bojowym, wymijając dziewczynę chowającą się za drzewem i tym samym
umożliwiając jej dołączenie do przyjaciół. Plan jak do tej pory wyszedł
idealnie, teraz pozostało im grać na czas. Dziewczyna ponownie użyła mocy,
jednak nowoodkrytej, aby zasłonić głazem wyście z podziemi goblinom, które już
biegły sprawdzić co się dzieje na górze. Matt z gracją przeskoczył nad pieńkiem
i chwycił nóż, po czym podbiegło do
wilka i przeciął sznur tym samym uwalniając go.
Moony
od razu podbiegł do brunetki i rzucił się na nią tak jakby nie widział jej co
najmniej dwa lata. Alice uściskała go mocno. Nie zauważyła na nim żadnych ran
co oznaczało, że nie zdążyli mu wyrządzić krzywdy.
- Przepraszam, że ośmielam się przerywać tą
rozczulającą scenkę, ale zaraz przybiegnie tu bada rozwścieczonych goblinów
gotowych nas oskórować i spożyć. – powiedział trochę za bardzo dyplomatycznym
głosem blondyn.
Wszyscy
rzucili się do ucieczki. Dziewczyna cały czas pilnowała, czy aby nikt się po
drodze nie zgubił. Nie mieli pojęcia gdzie są, ani jak długo byli zamknięci.
Świeże powietrze pozwoliło im na zregenerowanie się, po pobycie w podziemiach.
Przyjaciele byli pewni, że gdyby oprawcy ich nie zabili, to umarliby na brak tlenu.
W głowach mieli tylko to, aby jak najszybciej uciec od tamtego miejsca. Byli
przerażeni. Nie mieli ze sobą ani pożywienia, ani broni. Kompletnie nic, co pomogłoby im w przeżyciu.
Nad
ranem zwolnili tempa. Po kilku godzinach biegu byli wykończeni. Rzucili się na
ziemię z głuchym tąpnięciem. Każdy
próbował wyrównać swój oddech. Nie mogli uwierzyć, że plan udał się w całości.
Mogło się nie udać wiele rzeczy, na przykład gdyby gobliny zauważyłyby kuli
wody, lub Alice nie udałoby się wydać przekonującego ryku. To były tylko dwa z
wielu słabych punktów tego planu, jednak udało się. Przeżyli i do tego dali
radę uciec na tyle daleko, aby ich zagrożenie zeszło do poziomu minimalnego.
Wszyscy wstali i uścisnęli się całą paczką.
Po chwili usłyszeli szelesty, a parę sekund
później dźwięk napinanych cięciw. Rozejrzeli się dookoła i w tej chwili mieli
ochotę zapaść się pod ziemię. Z każdej strony zostali otoczeni przez elfy.
Wszystkie patrzyły na nich z zaciekawieniem i pogardą. Przyjaciele podnieśli
ręce w geście kapitulacji. James jakby próbując rozładować napięcie podszedł do
nich.
- Z całym szacunkiem drogie elfy, ale właśnie
udało nam się odzyskać wolność. Czy macie do nas konkretną sprawę, bo ja nie to
my…
Jeden
z nich skierował łuk dokładnie w jego stronę, więc chłopak cofnął się parę
kroków do tyłu i zamilkł.
- Kurwa. - zaklął blondyn – Jak to się
dzieje, że z jednych kłopotów wpadamy w drugie?
- Z deszczu pod rynnę, – rzekł Matt patrząc prosto w przeszywające,
niebieskie oczy najdostojniej wyglądającego elfa. – mój przyjacielu.
******************************************************
Nie wiem czy
wiecie, ale 23 lutego mój blog skończył równo rok. Chciałam się wyrobić z
notką, jednak jak zwykle nie udało mi się :/
W każdym razie
chciałam powiedzieć, że cieszę się, iż są osoby, które czytają moje wypociny i
wspierają mnie w komentarzach. Naprawdę ten blog jest dla was. Jeśli nikt nie
czytałby go to już dawno by nie istniał.
Dziękuję wam za ten
rok i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca mojej historii. Możecie
śmiało wytykać mi błędy w komentarzach lub pisać co wam się nie podoba, a ja
postaram się to zmienić :D
Zdaję sobie sprawę,
że rozdziały są bardzo długie, ale naprawdę staram się wyczerpywać temat
maksymalnie. Myślę, że z czasem będzie mi szło coraz lepiej.
Wiem też, że
terminy pojawiania się rozdziałów są śmieszne w porównaniu do ich długości. Naprawdę
głupio mi, że tak długo karzę wam czekać, na coś co przeczytacie w piętnaście
minut. To właśnie chciałabym zmienić.
Jeszcze raz
dziękuję i mam nadzieję, że nowy rozdział się spodobał.
Pozdrawiam was
cieplutko
Moony
:*
Superrr rozdziała już traciłam nadzieje że nie będziesz pisać ale się nie zawiodłam :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, piszesz bardzo ciekawie i szczerze mówiąc nie mogę doczekać się następnego rozdziału, blog jest super <3
OdpowiedzUsuńsuper blog wchodzę na niego codziennie czekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział pisz jeszcze proooszę
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster award szczegóły na http://poza-nawiasem.blogspot.com/2014/08/nominacja-do-liebster-award.html
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. Zapraszam Cię na mój blog z opowiadaniem. Jeśli możesz oceń. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://wilnor.blogspot.com/
Gdzie następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem praktycznie całego bloga. Czy będzie ciąg dalszy? Można prosić o wyłączenie tych wykrzykników (obrazka) na środku strony. Przeszkadza troszkę w czytaniu, Masz talent jeżeli to Twoje dzieło...
OdpowiedzUsuń