niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 15: Z deszczu pod rynnę

Kap… Kap… Kap… Kap…
          Słyszała tylko krople odbijające się od skał w rytmicznym tempie. Powieki ciążyły jej do tego stopnia, że nie mogła ich otworzyć. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Otworzyła usta, aby zawołać Matta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Trochę ją to przeraziło.
          Podjęła ponowną próbę otworzenia oczu, która tym razem okazała się sukcesem. Niewiele jej to jednak pomogło, ponieważ jedyne co widziała to ciemność. Nie było to dla niej zbyt komfortowe, chyba nikt nie lubi być w niewiedzy co może czaić się w ciemnościach.
Kap… Kap… Kap…
          Gdyby tylko to kapanie jej tak nie irytowało. Od tego rytmicznego stukania coraz mocniej bolała ją głowa. Chciała dotknąć swojego czoła, jednak okazało się, iż ma związane ręce. Mało tego, siedzi na kamiennej posadzce przywiązana do jednego z wielu głazów. Nadal nie widziała zbyt dobrze, więc skupiła całe swoje siły i zmieniła oczy na wilcze. Rozejrzała się dookoła, na prawo od niej siedział Matt. Miał zamknięte oczy i miarowo wdychał powietrze. To chyba oznacza, że jeszcze się nie ocknął. Przed nią znajdowała się Iris, a po lewej stronie James. Wszyscy byli w takiej samej pozycji. Znajdowali się w jakieś celi, która najwyraźniej umiejscowiona była w jaskini.
          Alice odchrząknęła delikatnie z zamiarem odzyskania głosu. Zaraz po tym gdy to zrobiła usłyszała szept blondyna, więc skierowała na niego wzrok. Chłopak trochę się wzdrygnął, mogłaby się założyć,  że nie był psychicznie przygotowany na spojrzenie w złociste oczy świecące się w ciemnościach. Dziewczyna ponownie je zamknęła i po chwili widziała już trochę mniej wyraźnie chłopaka. Jednak można było zaobserwować na jego twarzy ulgę, gdy spojrzał już w zwykłe, pełne ciepła brązowe oczy przyjaciółki.
- Alice. Nie wiesz może przypadkiem gdzie jesteśmy?
-Niestety nie mam pojęcia. – dziewczyna westchnęła, po czym zaczęła się wiercić. Poczuła jak grube liny wbijają się w jej nadgarstek. Syknęła
- Przestań. Tylko się zranisz.
- To co mam tak siedzieć bezczynnie czekając tylko aż… - przerwał jej ruchem ręki. – No wiesz? Jesteś bezczelny! Może wysłuchasz mnie chociaż raz w życiu? – ponowił gest.
- Ktoś tu idzie. Jak tu wejdą zamknij oczy i udawaj, że śpisz. – dalej urażona zaczęła nasłuchiwać.
          Była lekko skołowana. Dlaczego on coś usłyszał, a ona nie? Przecież ma o wiele lepszy słuch? Może to przez to, że skupiła się na ucieczce. W każdym razie jej duma lekko na tym ucierpiała. Usłyszała kroki, a po chwili głosy. Niewyraźna rozmowa stawał się coraz głośna. Alice wyłapała kilka słów „…złapaliśmy… więźniowie… król… uczta…” później zaczęli się śmiać. Gdy stanęli pod ich drzwiami nagle ucichli. Usłyszeli szczęk zamka, więc zamknęli oczy i opuścili swobodnie głowy. Dziewczyna delikatnie podniosła jedną powiekę, jednak w ciemnościach zobaczyła tylko, że osobnicy są bardzo niskiego wzrostu.
- To oni? – zapytał jeden z nich. Jego głos był chrapliwy i donośny. Chłopak skrzywił się lekko.
- Taa… cała banda. – odparł drugi, trochę niższy. – Za parę dni się okaże czy przeżyją. – Dodał chichocząc.
- Tak? Bart, co my z nimi zrobimy?
- Jeszcze zobaczysz. Wymyślimy dla nich coś żeby nas zapamiętali. Jeśli przeżyją – dodał.
- A dlaczego mieli by nie przeżyć? – jeden z nich zwany „Bartem” przejechał dłonią po twarzy.
- To jest nasz łup. Zrabowaliśmy ich, a teraz musimy pozbyć się zbędnego towaru, a o tym co z nimi zrobimy zadecyduje król.
- A co z tamtym psem?- Serce Alice na sekundę stanęło. Przecież nie ma z nimi Mooniego. Teraz wsłuchiwała się w każde słowo chcąc dowiedzieć się, gdzie on jest.
- To jest wilk tumanie. – słychać było pacnięcie, spowodowane zapewne uderzeniem w Barta w głowę tego drugiego. – Na razie jest uwiązany na zewnątrz, ale za parę dni może nam się poszczęści i dostaniemy jego futro. – ponownie zachichotał, po czym zamknęli celę, przy czym było słychać lekki brzdęk i oddalili się. Alice poczuła wściekłość. W tej chwili miała ochotę rzucić się na nich obydwu. Jej oddech przyspieszył.
- Alice, uspokój się. – usłyszała głos Matta. Widocznie już się obudził i słyszał to samo co oni.
Położyła rękę na jednym z małych, szpiczastych, wystających kamieni.
- Oddychaj głęboko…
 Ścisnęła go mocno.
- … i powoli. – Niech on już się zamknie.
Pociągnęła ręką z całej siły w górę.
- Osz w mordeczkę. – szepnął James patrząc na jej rękę, w której ściskała wyrwany kamień.
          Zaraz, co? Jak to? Wyrwała kamień? Pokruszyła litą skałę? Spojrzała w dół. Naprawdę to zrobiła, ale przecież nie użyła do tego siły. Jak to możliwe? Zerknęła na Matta, który właśnie zbierał szczękę z podłogi. James natomiast się uśmiechał.
- I co się tak szczerzysz? Skoro wiesz o co chodzi to może byś mi to wyjaśnił? – zapytała z wyrzutem
- Nic nie rozumiesz? Masz podwójną moc. Kiedy wyrywałaś tą skałę wokół Ciebie pojawiła się zielona aura.
- Ale jak to jest możliwe?
- Nie wiem. – westchnął
          Alice spojrzała w stroną rudej, która także wpatrywała się w nią z zaciekawieniem. Jej wzrok zdążył już się wyostrzyć na tyle aby dostrzec, że dziewczyna ma rozciętą wargę. Zerknęła na chłopców. Matt  był posiniaczony na twarzy.
- Czy was też boli głowa? – zapytał blondyn rozmasowując sobie jej tył.
- Jak cholera. – Jęknął zielonooki – Chyba trochę nas poturbowali przed związaniem, Alice nie wiem czy wiesz, ale masz śliwę na oku. – Dziewczyna jęknęła, ale chwilę później przypomniała sobie rozmowę, którą podsłuchali.
- Nie ważne. – warknęła, po czym chwyciła kamień, który dopiero co wyrwała. – Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam się stąd wydostać zanim nas oskórują i zjedzą, a co gorsza – zabiją Mooniego, więc z łaski swojej zamknijcie się i dajcie mi działać.
           Po tych słowach uniosła nadgarstek tak, aby czubek kamienia stykał się z liną. Kilka minut później była wolna, pomogła reszcie i ponownie usiadła na podłodze. Czuła się bezsilnie. Co z tego, że się rozwiązali skoro i tak nie mają szans na ucieczkę.
- Więc… co teraz? – zapytał Matt. Alice wstała, po czym zaczęła chodzić  kółko. Sprawiała wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiała. Była bezsilna. Nie miała pojęcia w jaki sposób mogliby opuścić celę. Otworzyła sobie w pamięci odwiedziny strażników i po chwili doznała olśnienia.
- Brzdęk… - szepnęła po chwili, jej źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej niż pod wpływem ciemności. Reszta popatrzyła na nią, jak na wariatkę.
- Co? – powiedzieli wszyscy równocześnie.
- Brzdęk. – Powtórzyła dziewczyna. – Kiedy strażnicy zamknęli drzwi słychać było brzęk, a to znaczy, że prawdopodobnie upuścili klucze. – Wszyscy patrzyli na nią z szeroko otwartymi oczami, jednak ona nie zwracała na nich uwagi. Mówiła do siebie na tyle głośno, aby reszta ją słyszała. – Brzdęk było słychać mniej więcej sekundę, po zamknięciu celi, co oznacza, że klucz musi być obok drzwi lub jeśli stali blisko jest duże prawdopodobieństwo, iż klucz znajduje się pod nimi albo nawet w celi. Słuchajcie. – zwróciła się do przyjaciół. – Musimy go poszukać. – po tych słowach podeszła do drzwi  i schyliła się. Niestety po kluczu nie było ani śladu. Obok drzwi też nie. Brązowooka zmieszała się. Przecież on musi gdzieś tu być. Usiadła dokładnie tam gdzie była przywiązana podczas odwiedzin strażników. Zamknęła oczy, po czym przypomniała sobie wszystko najdokładniej jak tylko mogła. Po chwili wstała gwałtownie i podeszła do drzwi. Wystawiła rękę pomiędzy kratami, kucnęła i dotknęła ściany od zewnątrz. Podniosła się z satysfakcjonującym uśmiechem podała im klucz. Przyjaciele wybałuszyli na nią oczy. Ona wiedząc, że musi wytłumaczyć im wszystko po kolei westchnęła, po czym zaczęła mówić.
- Jak już wspomniałam słychać było brzdęk upadających kluczy, jednak nie na podłogę, a wysuniętą cegłę.
- Jesteś genialna. – zawołali wszyscy razem. Poczym zamknęli ją w uścisku.
- Dobra podziękujecie mi później, ale teraz najważniejsze jest to, żeby odbić Mooniego. Jednak jeszcze ważniejsze jest to, aby nas nie nakryli. Bądźcie cicho i idźcie dokładnie za mną. – Matt zrobił minę pod tytułem jak-zwykle-do-usług-królowo, czym wywołał chichot pozostałych. Brązowooka tylko spojrzała na niego z politowaniem.
          Otworzyła celę i rozejrzała się na wszystkie strony. Podeszła do ściany naprzeciwko, po czym ruchem dłoni nakazała, aby reszta zrobiła to samo. Cała czwórka przylgnęła do zimnych cegieł. Poruszali się tak około godziny. Lochy okazały się być duże i zaplątane. Co jakiś czas trafiali na ślepą uliczkę, lub przechodzili obok jednego miejsca trzeci raz. Zaczynali po woli tracić nadzieję, że kiedykolwiek się stamtąd wydostaną. Alice czuła straszne poirytowanie, połączone ze strachem. Panicznie bała się, iż nie uda im się uratować wilka. Jej oczy co jakiś czas traciły ostrość spowodowaną łzami bezsilności. Oprócz labiryntu problemem byli oczywiście strażnicy. Niektórzy spali, a inni chodzili wzdłuż korytarzy. Gdyby nie refleks zielonookiego, wpadli by na nich nie jeden raz. Dzięki temu, że mogli im się przyjrzeć z bliska, rozpoznali w nich gobliny. Wszystko stało się jasne. To, że znajdują się w ogromnej jaskini oraz to, że nie przeszkadza im półmrok i słaby dopływ do powietrza. Iris czuła, że brakuje jej tlenu. Wzrok pogarszał jej się z minuty na minutę, a nogi powoli odmawiały posłuszeństwa.
          Po około dwóch godzinach napotkali na swojej drodze drabinę, prowadzącą do… o zgrozo….uratowani.  Na końcu widać było gwiazdy. Przyjaciele spojrzeli po sobie, po czym wszyscy rzucili się na drabinę. Powoli i ostrożnie wspinali się w górę. Prowadziła Alice, zaraz po niej bardziej blada niż zwykle Iris, następnie spocony i zasapany James, a na końcu Matt, który co parę sekund odwracał się sprawdzając, czy aby żaden z goblinów za nimi nie podąża.
          Gdy brązowooka wypełzła na zewnątrz pierwsze co poczuła, to przyjemnie chłodny wiatr otulający  jej twarz. Zaraz potem dołączyła do niej reszta. Zielonooki przewrócił się na plecy wdychając zachłannie powietrze, a blondyn z nieprzyzwoitą namiętnością zaczął całować ziemię. Alice rozejrzała się. Wciąż byli w puszczy, jednak nie mieli pojęcia gdzie dokładnie. Jakieś  dwieście metrów od nich widać było ogień, a to oznaczało, iż tam są ich wrogowie razem z wilkiem.
- Słuchajcie, bo zapewne mamy mało czasu. – wszyscy spojrzeli w jej stronę słuchając w napięciu- Musimy odbić Mooniego tym poczwarom, ale nie możemy tak po prostu sobie tam wejść, trzeba wymyślić jakiś dobry plan. Najlepiej taki, który zadziała. – dodała widząc, że wszyscy chyba padli już na jakiś pomysł - Teraz daje wam kilka minut na przemyślenie tego ja podejdę bliżej  i sprawdzę jak wygląda sytuacja,  za chwilę wszystko sobie omówimy.
          Każde z nich odeszło w inną stronę na parę metrów. Alice miała  w głowie prawdziwe tornado myśli. Mogliby się zakraść po cichu i go uwolnić, jednak to nie może się udać, na pewno będzie tam pełno strażników. Podkop? Za mało czasu. Załatwienie wszystkich też nie wyjdzie, po pierwsze nie mają przy sobie żadnej broni, a po drugie jest ich zdecydowanie za mało. Zatrzymała się obok ogromnej skały, która zasłaniała jej ówcześnie widok. Wyjrzała za nią i od razu zauważyła Mooniego. On również ją dostrzegł. Dziewczyna dojrzała w jego oczach łzy. Pokazała mu gestami, żeby się nie martwił, co uspokoiło go lekko.
           Wróciła do nich. Czekali na nią już jakiś czas wymieniając się komentarzami co do swoich pomysłów.
- Sytuacja jest następująca, siedmiu goblinów wartujących dookoła ogromnego ogniska. Moony jest przywiązany do drzewa na linę, po lewej stronie, obok kłody leży nóż, wolę nie wiedzieć po co im w tym momencie, ale my użyjemy go do uwolnienia naszego przyjaciela. Po prawej stronie jest podobne zejście do tego, z którego się wydostaliśmy, trzeba będzie jakoś je zatamować. Mam plan, który może się nie udać, jednak to jedyna rzecz, jaką w tej chwili możemy zrobić.


*



- Jesteś pewna, że dasz radę to zrobić? – zapytał James.
- Nie, – odparła ruda –  ale to konieczność, więc nie narzekaj i współpracuj.
           Za nimi szedł Matt. Co chwila oglądał się za siebie na brunetkę, która stała tylko i uniosła kciuk jakby chciała powiedzieć, że wszystko idzie świetnie. Jednak ten plan nie był idealny, ale za to pełen luk i błędów. Miał za dużo momentów, które można łatwo spieprzyć, a czasu cofnąć się nie da. Teraz pozostało tylko uwierzyć w przyjaciół i zrobić swoją część. Każde z nich ustawiło się na umówionych pozycjach. Zielonooki znajdował się w pobliżu kłody, jego zadaniem jak można się domyślić, było uwolnienie wilka. Alice stała około pięć metrów od nich za grubym drzewem , a dwójka pozostałych ukrywała się z prawej strony najbliżej ogniska.
          Iris skierowała ręce w stronę potoku znajdującego się po jej prawej stronie. Po chwili wynurzyła się z niego ogromna kula wody. Teraz ważne było, aby gobliny zauważyły tylko jej sutki, więc dziewczyna skierowała ją  ku górze, po czym zamaszystym ruchem opuściła centralnie nad ogniskiem. Zapanowała ciemność. Alice zebrała w sobie całą swoją energię, po czym z jej gardła wydobył się niesamowity ryk, przypominający połączenie niedźwiedzia i dinozaura. Wszystkie kreatury pobiegły w jego stronę z okrzykiem bojowym, wymijając dziewczynę chowającą się za drzewem i tym samym umożliwiając jej dołączenie do przyjaciół. Plan jak do tej pory wyszedł idealnie, teraz pozostało im grać na czas. Dziewczyna ponownie użyła mocy, jednak nowoodkrytej, aby zasłonić głazem wyście z podziemi goblinom, które już biegły sprawdzić co się dzieje na górze. Matt z gracją przeskoczył nad pieńkiem i chwycił nóż,  po czym podbiegło do wilka i przeciął sznur tym samym uwalniając go.
          Moony od razu podbiegł do brunetki i rzucił się na nią tak jakby nie widział jej co najmniej dwa lata. Alice uściskała go mocno. Nie zauważyła na nim żadnych ran co oznaczało, że nie zdążyli mu wyrządzić krzywdy.
- Przepraszam, że ośmielam się przerywać tą rozczulającą scenkę, ale zaraz przybiegnie tu bada rozwścieczonych goblinów gotowych nas oskórować i spożyć. – powiedział trochę za bardzo dyplomatycznym głosem blondyn.
          Wszyscy rzucili się do ucieczki. Dziewczyna cały czas pilnowała, czy aby nikt się po drodze nie zgubił. Nie mieli pojęcia gdzie są, ani jak długo byli zamknięci. Świeże powietrze pozwoliło im na zregenerowanie się, po pobycie w podziemiach. Przyjaciele byli pewni, że gdyby oprawcy ich nie zabili, to umarliby na brak tlenu. W głowach mieli tylko to, aby jak najszybciej uciec od tamtego miejsca. Byli przerażeni. Nie mieli ze sobą ani pożywienia, ani broni.  Kompletnie nic, co pomogłoby im w przeżyciu.
          Nad ranem zwolnili tempa. Po kilku godzinach biegu byli wykończeni. Rzucili się na ziemię  z głuchym tąpnięciem. Każdy próbował wyrównać swój oddech. Nie mogli uwierzyć, że plan udał się w całości. Mogło się nie udać wiele rzeczy, na przykład gdyby gobliny zauważyłyby kuli wody, lub Alice nie udałoby się wydać przekonującego ryku. To były tylko dwa z wielu słabych punktów tego planu, jednak udało się. Przeżyli i do tego dali radę uciec na tyle daleko, aby ich zagrożenie zeszło do poziomu minimalnego. Wszyscy wstali i uścisnęli się całą paczką.
           Po chwili usłyszeli szelesty, a parę sekund później dźwięk napinanych cięciw. Rozejrzeli się dookoła i w tej chwili mieli ochotę zapaść się pod ziemię. Z każdej strony zostali otoczeni przez elfy. Wszystkie patrzyły na nich z zaciekawieniem i pogardą. Przyjaciele podnieśli ręce w geście kapitulacji. James jakby próbując rozładować napięcie podszedł do nich.
           - Z całym szacunkiem drogie elfy, ale właśnie udało nam się odzyskać wolność. Czy macie do nas konkretną sprawę, bo ja nie to my…
          Jeden z nich skierował łuk dokładnie w jego stronę, więc chłopak cofnął się parę kroków do tyłu i zamilkł.
- Kurwa. - zaklął blondyn – Jak to się dzieje, że z jednych kłopotów wpadamy w drugie?
- Z deszczu pod rynnę,  – rzekł Matt patrząc prosto w przeszywające, niebieskie oczy najdostojniej wyglądającego elfa. – mój przyjacielu.

******************************************************

Nie wiem czy wiecie, ale 23 lutego mój blog skończył równo rok. Chciałam się wyrobić z notką, jednak jak zwykle nie udało mi się :/
W każdym razie chciałam powiedzieć, że cieszę się, iż są osoby, które czytają moje wypociny i wspierają mnie w komentarzach. Naprawdę ten blog jest dla was. Jeśli nikt nie czytałby go to już dawno by nie istniał.
Dziękuję wam za ten rok i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca mojej historii. Możecie śmiało wytykać mi błędy w komentarzach lub pisać co wam się nie podoba, a ja postaram się to zmienić :D
Zdaję sobie sprawę, że rozdziały są bardzo długie, ale naprawdę staram się wyczerpywać temat maksymalnie. Myślę, że z czasem będzie mi szło coraz lepiej.
Wiem też, że terminy pojawiania się rozdziałów są śmieszne w porównaniu do ich długości. Naprawdę głupio mi, że tak długo karzę wam czekać, na coś co przeczytacie w piętnaście minut. To właśnie chciałabym zmienić.
Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że nowy rozdział się spodobał.
Pozdrawiam was cieplutko

Moony :*

8 komentarzy:

  1. Superrr rozdziała już traciłam nadzieje że nie będziesz pisać ale się nie zawiodłam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, piszesz bardzo ciekawie i szczerze mówiąc nie mogę doczekać się następnego rozdziału, blog jest super <3

    OdpowiedzUsuń
  3. super blog wchodzę na niego codziennie czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny rozdział pisz jeszcze proooszę

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałaś nominowana do Liebster award szczegóły na http://poza-nawiasem.blogspot.com/2014/08/nominacja-do-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie piszesz. Zapraszam Cię na mój blog z opowiadaniem. Jeśli możesz oceń. Pozdrawiam
    http://wilnor.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałem praktycznie całego bloga. Czy będzie ciąg dalszy? Można prosić o wyłączenie tych wykrzykników (obrazka) na środku strony. Przeszkadza troszkę w czytaniu, Masz talent jeżeli to Twoje dzieło...

    OdpowiedzUsuń